Rozdział 10

135 7 3
                                    

- No i co ja mam teraz z tobą zrobić?- jęknął Styles i wyrzucił ręce w powietrze.

- Może się po prostu odpierdolić?- zasugerowałam delikatnie, za co zmroził mnie morderczym spojrzeniem i wolałam się chwilowo zamknąć.

Chłopak chodził chwilę to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu zatrzymał się przede mną i powiedział.

- Zabieram cię do hotelu. Musisz wytrzeźwieć. - pomógł mi wstać i owinął swoją rękę dookoła mojego pasa, prawdopodobnie mając na myśli pomoc w utrzymaniu równowagi. Po krótkim szarpaniu i zapewnianiu, że sobie poradzę, puścił mnie, ale moja wolność nie trwała długo. W sumie to gdyby nie jego ręce, leżałabym już na ziemi. W drodze do jego samochodu minęliśmy Rachel i Jerry'ego. Przez mgłę słyszałam, jak Harry dziękuje Rachel, a to mu coś odpowiada. Słowa mieszają mi się w głowie i z początkowo spójnej wypowiedzi dziewczyny wychodzi beznadziejna papka.

Słowa nachodzą na siebie, głośna muzyka dudni w mojej głowie,a pomieszczenie zaczyna wirować. Łapię mocniej skrawek koszulki Styles'a i mruczę coś , a Styles przyspiesza i chwilę później sadza mnie na siedzeniu lamborghini.Kiedy rusza, tracę przytomność.

***

Nie wiem ile czasu minęło, ale budzę się ze strasznym bólem głowy. Patrzę na zegarek i widzę godzinę 12.00 . Cholera. Dawno powinnam być w pracy. Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę. Matko. Zapomniałam już jak czuje się skacowany człowiek. Po przyjeździe do Ameryki imprezowałam tylko przez pierwszy rok. Potem wzięłam się porządnie za studia i karierę . Ostatni raz, kiedy się porządnie spiłam był chyba w liceum , w Anglii. Najpierw się narąbałam, a później bzyknęłam z połową funkcjonariuszy podlegający mojemu ojcu. Ale miałam ochrzan. Niezle mnie zjechał.

Postanawia nie myśleć dalej o tacie, ani o przeszłości tylko zająć się teraźniejszością. Mam na myśli ogarnięcie się i znalezienie Styles'a.

Jednak piętnaście minut później to on znalazł mnie. Mianowicie, wpadł do mojego pokoju, omiótł mnie i moją sytuację wzrokiem i zakomunikował:

- Mamy kolejne morderstwo.

- Ciszej.- jęknęłam.

- Przepraszam. Postaraj się za max dziesięć minut być na dole- już chwytał za drzwi.

- Wszystko co wczoraj powiedziałam, jeżeli cokolwiek powiedzialam, to była nieprawda.- kiwnął tylko i wyszedł. Tak po prostu . W sumie to czego się mogłam spodziewać.

Po dziesięciu minutach, w pełni ubrana i gotowa do drogi zeszłam na dół, gdzie przy recepcji czekał na mnie Styles.

- Wyglądasz okropnie .- kąciki jego ust lekko się uniosły.

- Dzięki.- o dziwo odpowiedziałam tym samym.

- Chcesz coś przeciw kacowego?- kiwnęłam głową.- Trzymaj. - podał mi tabletkę.

- Powiesz mi, co się wydarzyło?

- Mamy morderstwo w klubie , w którym byłaś wczoraj. Siedemnastolatka. Mówią, że na ramieniu ma wypaloną lilię.

- Właśnie. Masz akta?- nagle się ożywiłam.

- Mam.- podał mi swój telefon.- Czytaj.

Ruszaliśmy ,a ja zaczęłam czytać na głos.

" 17.05.2006r.

Jeden z nowojorskich gangów, przeniósł swoją podrzędną siedzibę do Seattle i zaczął tam działać. W okolicach Renton, Londynu i Shietfield dochodzi do serii morderstw. Ofiar jest 5 , a trzy mają wypaloną lilię na ranieniu. Ustalono, że jest to wojna dwóch nowojorskich gangów, Scorpions i Sharks. Agent MI6,John Wood doszedł do porozumienia z grupą członków jednego z nich. Sam'em Greenem, Jerry'm Nelsonem, wówczas majacymi 17 lat. Odtąd dwójka ta pracuje na dwa fronty. Jako tajniacy. Wood zdegradowł ich na stanoiwsko funkcjonariuszy w Waszyngtonie, ale czaly swój czas poświęcają na gang i zbieranie informacji. Green tchórzy i płaci za to życiem. Ostatnim tajniakiem jest Nelson. Wiadomo że obu gangom zależy na popularności, ale ich głównym celem jest przejęcie kontroli nad Seattle I sianie paniki. Z reguły nie mordują, a jak już to tylko tych którzy im przeszkadzają. Wiadomo, że Scorpions prowadzą handel z Rosją- nie wiadomo jeszcze czym się wymieniają . Lecz od dawna polują na kogoś . Nie ustalono dokładnie kogo, ale prawdopodobnie informacja ta zawarta jest tylko w prywatnych dokumentach Johna Wooda, do której niestety nie możemy dotrzeć. Obawiamy się ze chodzi o kogoś z jego rodziny. Kogoś, kto coś wie.Nie wiemy też, co odkrył Wood, a może to być kluczem w śledztwie"

- I to są te tajne akta???- krzyknęłam.- Przecież nic z tego nie wynika? Co to kurwa jest?! Jaka Rosja?! Jakie dokumenty?!

- Sky spokojnie. Może mają coś jeszcze.

- "Może mają coś jeszcze."? To ty miałeś się nimi zająć. Nawet tego nie umiesz zrobić?!

- Nie krzycz na mnie. To wszystko co mieli. Jeśli potrafisz, uspokój się i pomyśl. Napisali, że reszta jest zawarta w prywatnych dokumentach agenta Johna Wooda. Może po prostu trzeba się do nich dostać?

- One pewnie w ogóle nie istnieją.

- Dlatego trzeba się skontaktować z Woodem.

- Nie da się.- szepnęłam.

- Nie rozumiem.

- John Wood nie żyje.

- Skąd to możesz wiedzieć?- zapytał z pretensją w głowie.

- Bo tak się składa, że to akurat był mój ojciec!

W aucie zapadła grobowa cisza.

- Ja... Przepraszam. Nie wiedziałem.- powiedział Styles.

- Skąd mogłeś. Byłeś wtedy zbyt zajęty. Nie interesowałeś się mną.

- Sky... Naprawdę mnie tak postrzegasz? Jak dupka , który tylko cię zrujnował? Gdyby nie ja nie byłoby cię tutaj w tak młodym wieku. Gniłabyś na jakimś komisariacie w Londynie i wlepiała mandaty, kiedy ja bym pracował na stanowisku agenta. W sumie to nawet gdyby nie ten zakład, nigdy byśmy na siebie nie spojrzeli i może żadne z nas by tak nie cierpiało, ale tym samym nie przeżyłoby najlepszych chwil w naszym życiu. I nie, nie żałuję tych słów. Prędzej, czy później ktoś musiał ci to powiedzieć. Wypadło na mnie. Zdaję sobie sprawę, że pogrąży mnie to jeszcze bardziej, ale cóż. Raz kozie śmierć. Jesteś sarkastyczna, nieprzyjemna, bezczelna i zafiksowana na sobie. Nie myślisz o innych , o tym co czują ani o tym kim są I co myślą. Nie widzisz nic poza swoim ego. Przykro mi, bo byłaś naprawdę świetną dziewczyną. A teraz najlepsze. Na akademii nie zdałaś wszystkiego celująco. Jeden z egzaminów prawie oblałaś. To ja prosiłem, żebyś dostała szansę , bo w ciebie wierzyłem i ciągle wierzę, ale chyba przestanę, bo już nie widzę w tym sensu.

Zamurowało mnie. Przez resztę drogi żadne z nas już się nie odzywało. Nie wierzę. Nie zdałam jednego z ważniejszych egzaminów, a mimo to tu jestem.

Styles nie musiał więcej mówić. Po prostu wiedziałam, ze on poświęci swoje wyniki, które były lepsze dla mnie. Tylko dla czego?

Kiedy dotarliśmy do Renton, każde z nas wysiadło i weszło do budynku. Ja nie byłam w stanie się do niego odezwać, a on na mnie spojrzeć.

****

Cześć Wam, wracam po długiej przerwie! Zachęcam do komentowania i głosowania. Bardzo mnie to motywuje.


FBI ACTIVITY || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz