Soulmate (Phichiyuu)

163 19 5
                                    

20.08.2017r. senpai! BlackieRoses

Najlepszą rzeczą jaka wydarzyła się w jego prostym, wypełnionym trudami życiu było spotkanie Phichita Chulanonta. Najlepszą rzeczą, jaką wspominał każdego wieczoru od ukończenia dwudziestu lat było pierwsze spotkanie z Phichitem Chulanontem. Najbardziej spośród wszystkich wspomnień rozczulała go to, że kiedykolwiek w ogóle w jego życiu pojawił się chłopak - Phichit Chulanont.

Naprawdę.

Dwudziestopięcioletni Yuri Katsuki, jadąc po lodowisku w programie dowolnym zatytułowanym "My sweet Soulmate" do muzyki, która sprawiała, że jego serce drżało i podskakiwało, ciało nie marzło, chociaż powinno, a oddech rwał się coraz mocniej i mocniej nie występował ani dla siebie, ani dla nagrody.

Właściwie występował tylko po to, aby za piętnaście sekund ślizgiem przedostać się do centrum lodowiska, a tam przyjąć pozę podobną do ptaka próbującego wzlecieć wysoko w górę.

I już.

Piętnaście sekund. Ślizg. Poza a'la ptak - mało oryginalne, ale ckliwe.

Muzyka dobiegła końca.

Dwudziestopięcioletni Yuri uśmiechnął się, zmęczony i zdyszany, ale triumfujący tak, jakby zdobył sam jeden Mount Everest w środku zimy, jakimś cudem przeżywając tam bez jedzenia, leków, specjalnego sprzętu i tlenu. Innymi słowy - czuł się jak Bóg. Serio serio.

Jego brązowe, pełne miłości spojrzenie skierowało się w stronę bandy, a raczej skaczącego przy niej, machającego telefonem Tajlandczyka. Właśnie Phichita Chulanonta, który stanowił małe centrum jego prywatnego świata. Klęknął, patrząc mu głęboko w oczy - na środku lodowiska, gdzie widzieli go wszyscy.

Chulanont zamarł, przykładając dłonie do ust, kilka łez spłynęło po jego policzkach.

- Yuri! - krzyk zachwytu i zawstydzenia dotarł doń jak przez mgłę. Z tym, że zamiast mgły jego zmysły tłumiły ochy i achy roztkliwionej widowni i przekleństwa homofobów.

Nie było sensu, aby mówił i tak nie zostałby usłyszany. Wyciągnął więc tylko dłoń w charakterystycznym geście - pierścionek czekał w szatni.

Phichit wbiegł na lód w trampkach, ślizgając się koszmarnie. Ale dopadł do niego na środku białego, zimnego terenu.

Najlepszą rzeczą jaka wydarzyła się w jego prostym, wypełnionym trudami życiu było spotkanie Phichita Chulanonta. Najlepszą rzeczą, jaką wspominał każdego wieczoru od ukończenia dwudziestu lat było pierwsze spotkanie z Phichitem Chulanontem. Najbardziej spośród wszystkich wspomnień rozczulała go to, że kiedykolwiek w ogóle w jego życiu pojawił się chłopak - Phichit Chulanont.

I w końcu po tych kilku latach tworzenia wspólnych, szczęśliwych chwil...

...zdecydowali się wzmocnić swoją więź bardziej. Żeby już zawsze być razem.

(Na wyjęcie pierścionka zaręczynowego z torby w szatni mieli mnóstwo czasu -

Wspólnego czasu ).

Łyżwiarski Światek 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz