life and death AU (surprise)

209 26 22
                                    

30.10.2017r.

Minami westchnął ciężko, składając białe potężne skrzydła i lądując na dachu małego domku otoczonego przez ogródek. Była zima i nic nie kwitło. Była zima - idealna pora na śmierć. Martwiło go to.
Wślizgnął się cicho do wnętrza domku, przeczesując palcami czerwoną grzywkę.
W małym salonie na kanapie siedział srebrzystowłosy mężczyzna, wyglądał na bardzo zmęczonego. Musiało mu być ciężko. Chorował. Poważnie. Stracił dziewczynę. Świat się na niego wypiął za rezygnację z łyżwiarstwa. Chaos.
Minami podszedł z zamiarem położenia mu dłoni na ramieniu i pocieszenia, ale wtedy srebrzysta klinga kosy wyrosła tuż przed nim, ostrze lśniło dotykając swoim chłodem jego szyi.
- Śmierć - wyszeptał.
- On już jest mój, Aniołku - powiedział głęboki, wibrujący głos, a potem z cienia po drugiej stronie wyłonił się ubrany elegancko mężczyzna z oczami jak oświetlone blaskiem słońca bursztyny.
- Dlaczego ? - zapytał cicho, bojąc się drgnąć bo wiedział, że jego poprzednika Śmierć, zniecierpliwiony brakiem szacunku, skrócił o głowę.
- Dla niego to już koniec - brunet podszedł bliżej do kanapy, stawiał kroki bezszelestnie, a jednak Anioł miał wrażenie, że doskonale słyszy nie tylko je, ale i towarzyszące im echo. - Świat się zawalił, zdrowie kruszeje, ludzie się odwracają - blada dłoń wyciągnęła się i pogłaskała policzek mężczyzny, który westchnął cichutko jakby w odpowiedzi, przymykając podkrążone mocno oczy. - Nie mam ci za źle tego, że przyszedłeś, Kenjiro - oznajmił Śmierć tak miękko i łagodnie, że jemu zaschło w ustach, a kolana niebezpiecznie zadrżały. - Jesteś przedstawicielem Życia, musisz próbować je chronić, ale tym razem... Spójrz na to biedactwo - jasne palce wciąż głaskały męski policzek. Minami czuł się dziwnie zazdrosny. - Żył z radości, którą dawał innym, a teraz gdy on potrzebował ich - odeszli. Popatrz na to smutne spojrzenie, na te zaczerwienione oczy... Czuwam nad nim wiele dni. Wszystkie przepłakał. Jest nieuleczalnie chory, bliscy zniknęli gdy tylko się dowiedzieli... Naprawdę chcesz dać mu tydzień dłużej, miesiąc... I patrzeć jak się stacza?
Przygryzł wargę spoglądając w hipnotyzujące oczy Śmierci, kilka razy udało mu się z trudem skupić spojrzenie na srebrnowłosym mężczyźnie, ale on lgnął do chłodnych rąk bruneta z taką zachłannością jakby chodziło o objęcia kochanka. Poruszył się, chciał  spróbować dotknąć mężczyzny, dać mu choćby minimalną okruszynę nadziei i sprawdzić czy to pomoże... Ale chociaż Śmierć stale się poruszał, jego kosa cały czas tkwiła w tym samym miejscu. Minami czuł doskonale jej chłód. Nie chciał być następnym dekapitowanym.
- Dlaczego tak bardzo ci zależy? - zapytał cicho. - Dlaczego tak się przejmujesz tym co się wydarzy jeśli ktoś z ludzi pożyje dzień albo dwa dłużej? - zacisnął drżące dłonie w pięści, nie mając odwagi unieść ich nawet po to, aby odgadnąć z twarzy czerwoną grzywkę.
- Wiesz... Ja jestem Śmiercią, a ten, któremu podlegałeś zanim zniknął to Życie. Nie zrozumiesz tego, Aniołku, ale każdy z żyjących jest podarunkiem. Dla mnie - blade palce przesunęły się po popękanych wargach człowieka. - Ja mam ciało, Życie od wieków jest już tylko czymś wszechobecnym. Ono nie rozumie swoich podarunków tak dobrze jak ja. Nie rozumie ich tęsknoty, nie rozumie łez, nie rozumie śmiechu ani miłości... Wie tylko, że istnieją wśród jego tworów. Moja egzystencja opiera się na zbieraniu podarunków Życia. U mnie będzie im lepiej.
- Przecież ich pożerasz! - zaprotestował Anioł.
- Tak nauczają w tej waszej bialutkiej szkółce wśród obłoków? - zapytał Śmierć, nachylając się niżej do srebrnowłosego, którego oddech zaczął się rwać, oczy szklić, a serce coraz słabiej uderzać. - Nie pożeram ich, Aniołku. Oczyszczam. A potem wypuszczam i Życie daje im nową szansę. Tak właśnie to wszystko wygląda. Od wieków.
- T-to...
- Ten mężczyzna to mój wyjątkowy prezent - powiedział niskim, groźnym tonem Śmierć. - Czekałem na niego tysiąc lat. I nie zamierzam czekać już dłużej - a potem, zanim Minami zdążył choćby krzyknąć, oczy człowieka stały się puste i ciało opadło bez ruchu, nawet to słabe bicie serca zamarło.
To jednak nie był koniec.
Tak jak zwykłe dusze pozostają tylko świetlistymi kulami, które brunet zagarniał w kieszenie swojego ubrania albo pod ochronę kaptura, tak nad mężczyznę wzniósł się jego jak najbardziej barwny, wyglądający bardzo żywo, odpowiednik.
Anioł cofnął się instynktownie, zasłaniając rękoma usta gwałtownie, gdy zrozumiał, że był świadkiem narodzin nowego Posłańca Śmierci. Z ciała człowieka, a nie Anioła.
- Yuri - wyszeptał nowopowstały, odwracając się ku brunetowi z oczami pełnymi szczenięcego oddania. - Wróciłem.
- Widzę, Victorze - blada ręką uniosła się i dotknęła jego policzka. - Czekałem na to przecież tysiąc lat - dodał miękko.
- Byłem... człowiekiem?
- Trzysta dwadzieścia pięć razy - mruknął niechętnie Śmierć, a potem ruszył w stronę ciemnego skrawka przestrzeni. - Do zobaczenia, Aniołku - rzucił lekko, posyłając jeszcze jedno, bardzo przeciągłe, spojrzenie Minamiemu, który wciąż tkwił w miejscu, nie mogąc odnaleźć w sobie odpowiedniej reakcji.
- Do widzenia - srebrnowłosy wygładził ciemny garnitur podobny łudząco do odzienia Śmierci, a potem obaj zniknęli.
Minami tkwił jeszcze, a potem rozłożył szeroko skrzydła i wzbił się w powietrze. Musiał donieść innym o tym, co się wydarzyło. Śmierć zdobyła siódmego Posłańca. Należało ustalić czy to odpowiedni powód, aby rozważyć jakąś reakcję, czy jeszcze nie.

Łyżwiarski Światek 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz