10.08.2017r. Miałam oglądać dziś Sherlocka BBC, ale napisałam pierwszą część do mojego Mistrza Alchemii na sakujaworld i już na to za późno, a na Marvel Disk Wars ani żadną inną serię do obejrzenia nie mam akurat nastroju. Za 35 minut piątek. A opowieść poniżej to niespodzianka na miarę Victora. //Sakuja
Król Złodziei
Wydawał się taki nijaki, właściwie w pierwszej chwili bez trudu można było go po prostu przeoczyć. A bo z jakiej racji zauważyć? Niespecjalnie wysoki, niespecjalnie chudy, niespecjalnie utalentowany, niespecjalnie... pełen tego czegoś co sprawiało, że człowiek dawał się zauważyć jako ktoś wart poznania. Jeśli już zwróciło się na niego uwagę był całkiem niepozornym, dosyć nawet słodkim w swojej specyficznej niezdarności chłopcem, który absolutnie nie wydawał się być odpowiednim przykładem mężczyzny. Właściwie w ogóle nie oczekiwało się od niego, że okaże się mężczyzną. Był na to zbyt... zbyt-zbyt, tak po prostu.
Ale to wszystko tylko do pewnego momentu.
Ale to wszystko nie było prawdziwe.
Ale to wszystko było tylko sprytną, dobrze przygotowaną rolą potrzebną, aby był w stanie wkraść się wszędzie, gdzie tylko by tego chciał.
Większość nazywała go genialnym włamywaczem, mistrzem podstępu, złodziejstwa, królem, wystrychania policji, detektywów i wszystkich na dudka. Pojawiał się, każdy go widział, nie raz zamieniał z nim po kilka słów, znajdywał pocieszenie w ciepłych słowach i delikatnym, słodkim uśmiechu... i nigdy, absolutnie nigdy nie dowiadywał się, że to właśnie ten delikatny, słodki uśmiech był przyczyną jego klęski. Byli tacy, którzy snuli na jego temat różne teorie. Niektórzy rozgłaszali swe podejrzenia, że oto nadszedł wielki kryzys, że przestępcy skrzyknęli się i działali z jakiegoś powodu razem, dbając o wrażenie jednego przestępcy, aby świat zwątpił i zaczął się bać, aby świat zaczął gonić za nieosiągalną ułudą. Po co niby jacykolwiek przestępcy mieliby to robić? Hipotez było z tysiąc.
Włamywacz; Król Złodziei; Mistrz Podstępu; Iluzja; Wytwór Gangsterskiej Wyobraźni; Ice-Dragon, pozostawiający na każdym miejscu zbrodni tylko perfekcyjnie wycięty z papieru płatek śniegu. Zawsze taki sam, zawsze wykonywany z czegoś, co było pod ręką. Wśród materiału dowodowego policji było takich trzydzieści osiem, perfekcyjnie identycznych jeśli chodziło o kształt, ale zrobionych z innych materiałów - ulotka muzeum, strona z gazety, strona z magazynu, dyplom skradziony z mieszkania kogoś, kto się tego nie spodziewał, strona z hotelowej księgi gości, kilka sklejonych paragonów...
Takie same. Wszystkie takie same i tak samo "czyste". Dlaczego tak, chociaż jasne było, że jest tam przynajmniej tuzin różnych odcisków palców? Ponieważ żadnych nie dało się rozszyfrować ani wyizolować.
Różnie go nazywano... ale detektyw, który podążał jego śladem najbardziej lubił...
Kochanie.
W domu był inny.
Dom to nie praca - tam już nie było słodkiej, nieporadnej osoby, której samo spojrzenie jasnobrązowych oczu zza szkieł okularów zdawało się mówić "zaopiekuj się mną".
Detektyw znał go lepiej niż samego siebie. Ale to nie zmieniało faktu, że uwielbiał zawsze wtedy, gdy po dniach lub tygodniach rozłąki mogli się spotkać, uwielbiał poznawać od nowa.
Tak jak teraz. Tak jak w tej chwili, kiedy jego Kochanie właśnie weszło do domu, ciągnąc za sobą niebieską walizeczkę na kółkach. Ledwie drzwi wejściowe zdążyły się zatrzasnąć, a przyparł do nich całe jego seksowne ciało, zachłannie atakując ustami miękkie, spierzchnięte wargi.
CZYTASZ
Łyżwiarski Światek 2
Fanficw pierwszej części zaczęło mi się trochę ciężko dodawać z telefonu. Praca bierze udział w konkursie literackim "Splątane Nici"