Kilka minut po spotkaniu z przyjaciółmi, wróciłam do rezydencji burmistrza. Rozejrzałam się po holu. Dosyć eleganckie miejsce.
Gdy tak stałam, nagle ktoś podbiegł i szturchnął mnie lekko w rękę. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam dwie urocze dziewczynki. Obie miały nie więcej niż sześć lat.
- Pani Diana. - szepnęła jedna z nich z zachwytem w głosie, na co się uśmiechnęłam i pokiwałam głową.
- To ja. - potwierdziłam przyglądając się im z radością. Zawsze uwielbiałam dzieci.
- Kiedy dorosnę, chcę ratować świat. Tak jak Pani. - powiedziała mała blondynka, a mi się zrobiło tak miło. Kucnęłam, żeby być na wysokości ich oczu.
- Cudownie by było mieć zastępczynię. - wyznałam głaszcząc ją lekko po głowie.
- Dziewczynki poproście w końcu o zdjęcie. - odezwał się jakiś mężczyzna stojący kilka metrów dalej.
- Możemy zrobić sobie z Panią zdjęcie? - spytała strasza z nich na co kiwnęłam głową.
- Nie ma problemu. - odparłam, po czym jedna stanęła po mojej prawej, a druga po lewej. Objęłam je uśmiechając się. One zrobiły to samo.
Gdy flesz aparatu błysnął nam po oczach, wiedziałam, że zdjęcie jest już zrobione.- Dziękujęmy bardzo. - powiedziały z wdzięcznością.
- To był zaszczyt. - powiedziałam wstając na równe nogi. Chwilę później pożegnały się ze mną i wróciły do swojego taty. Tak sądzę.
Nagle pojawił się obok mnie Filip. Całe szczęście, bo za żadne skarby nie trafiłabym do pokoju bez pomocy.
- Proszę za mną, madame. - powiedział brunet wysuwając w moją stronę łokieć. Złapałam go pod rękę po czym podążałam tuż obok. Mój pokój znajdował się na czwartym piętrze. I tam też Filip zostawił mnie samą. Wzięłam prysznic, przebrałam się w zbroję i usiadłam na łóżku. Tak też czekałam przez kilka godzin, na sygnał od burmistrza.
21:00. Wtedy zadzwonił telefon.
Czy byłam gotowa? Fizycznie tak, prawie zawsze. Ale psychicznie... byłam w rozsypce. Miałam głowę pełną różnych scenariuszy. Jednak tym najbardziej prawdopodobnym, był ten w którym łapię jakiegoś gościa o niebieskich oczach, wsadzam do więźenia i odchodzę. Żyję dalej, a historia o powrocie Steva do życia, była tylko kolejnym koszmarem. Nie chciałam w to wierzyć. I nawet nie nastawiałam się na to, że ponownie ujrzę jego przeciętną twarz. Tą samą twarz, która była, jest i będzie powyżej średniej. Dla mnie zawsze.
***
Schowałam sztylety. Lasso prawdy przywiązałam w pasie, a na samym końcu włożyłam diadem, który kiedyś należał do Antiope.
Zgodnie ze wskazówkami burmistrza, udałam się do centrum miasta. Wdrapałam się na najwyższy budynek i czekałam rozglądając się uważnie. W moim zasięgu było niemal całe miasteczko. Po jakiejś godzinie usłyszałam głośne krzyki dochodzące z północy. Tłuczenie okien. I wołanie o pomoc.
Bez namysłu rozbiegłam się i skoczyłam na najbliższy budynek. Powtórzyłam tę czynność kilka razy, aż w końcu byłam na miejscu. Przez okno wskoczyłam do mieszkania. Wyciągnęłam sztylety, jednak złodzieja już nie było. Nie pozostawił nic oprócz roztrzęsionej kobiety.
- Zabrał pieniądze. Wszystkie nasze pieniądze. - wyznała trzymając się za głowę starsza kobieta, a ja tylko kazałam jej się uspokoić i zapewniłam, że odzyskam jej majątek. Wyskoczyłam z mieszkania przez rozbite okno. Rozejrzałam się w jedną i drugą stronę. W oddali ujrzałam uciekającą sylwetkę. Ruszyłam tam bez najmniejszego namysłu. Przyznaję, że był szybki. Nawet bardzo. Nagle wbiegł w jakąś uliczkę. Gdy już tam byłam nie widziałam nikogo. Zaczęłam się rozglądać. Nie miał jak uciec. To koniec. Na końcu znajdowała się wysoka betonowa ściana.
- Wiem, że tu jesteś! - krzyknęłam biorąc do ręki jakiś metalowy grat. Rzuciłam nim o ścianę, mając nadzieję, że ktokolwiek tam jest, przestraszy się.
Nagle ciemna postać wyskoczyła zza sterty drewna. Mężczyzna ściągnął kaptur, a wtedy ja zaniemówiłam. Zastanawiałam się, kiedy zdążyłam aż tak zwariować. Uchyliłam usta ze zdumienia. Zupełnie jakbym widziała ducha.
Nie potrafiłam odwrócić wzroku. Jego spojrzenie było przepełnione pustką i tajemnicą. Nie widziałam w nich szczęścia, radości ani ulgi. To nie było spojrzenie mojego Steve' a. Wyglądał jak on, ale wiedziałam, że coś się zmieniło.
W moich oczach wezbrały się łzy. Takie prawdziwe, słone łzy. Cieszyłam się. Cieszyłam się jak nie wiem co, tylko nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie rozumiałam i nie miałam siły żeby chociaż spróbować. Nie teraz.
- Steve. - szepnęłam patrząc mu w oczy. Już miałam schować broń, gdy mężczyzna pobiegł nagle i kopnął mnie z całej siły w brzuch. Teraz byłam w totalnej rozsypce. Co się z nim dzieje. - Steve. - powtórzyłam podnosząc się z ziemii. Brunet podszedł do mnie szykując do walki. Zamachnął się, żeby zadać mi cios w twarz, jednak zrobiłam unik. - Co się z Tobą dzieje? - spytałam chroniąc się przed kolejnymi ruchami z jego strony. Nie mogłam z nim walczyć. Nie mogłam.
- Steve! To ja. - warknęłam łapiąc go mocno za ręce. Mężczyzna spojrzał mi przez chwilę w oczy. Zluźniłam nieco uścisk, co było złym pomysłem. Brunet odepchnął mnie po czym zaczął uciekać. Nie. Nie może uciec.
Zaczęłam biec za nim, wtedy wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Musiałam się skupić. Nie myśleć o tym, że to właśnie Steve próbuje mnie zabić. Broniłam się kuloodpornymi bransoletami sięgającymi od nadgarstków aż po zagięcia w łokciach. Miałam tego dosyć. Rozpędziłam się i skoczyłam stając tuż przed nim. Zamachnęłam się i uderzyłam go w twarz. Steve zrobił kilka kroków w tył po czym upadł. Podeszłam bliżej i podniosłam plecak, który upadł obok niego. W środku były pieniądze i kolejny pistolet. Do tego złote naszyjniki, bransoletki i kolczyki. - Dlaczego ty to robisz? - spytałam, gdy on podnosił się z ziemii.
Spojrzał na mnie ze złością.- Nie twój interes! - warknął odzywając się do mnie po raz pierwszy. Usłyszałam jego głos po raz pierwszy od pięciu lat. Wtedy ostatnie co powiedział, to to, że mnie kocha. Teraz walczy przeciwko mnie.
- Steve, wiesz kim jestem? - spytałam zasuwając plecak, mężczyzna zacisnął dłonie w pięści. Wiedziałam, że ta pustka w oczach musiała coś oznaczać.
- Nie... I szczerze? Mam to gdzieś. Oddasz mi to po dobroci albo będę musiał Cię zabić. - powiedział mężczyzna wzruszając ramionami. Zrobiłby to? Zabiłby mnie... Nie wierzę.
- Nie oddam Ci tego. - powiedziałam stanowczo, a wtedy on podbiegł i prześlizgnął się pode mną zabierając mi plecak. Jak to zrobił!? Oszołomiona ponownie ruszyłam w pogoń za mężczyzną. Tym razem jednak był szybszy. Nagle wyciągnął coś z kieszeni i rzucił tym we mnie. Zanim zdążyłam zareagować bomba wybuchła odrzucając mnie w przeciwną stronę. Próbowałam się ruszyć, ale to na nic. Leżałam na ziemii jak sparaliżowana. Nie mogłam zrobić absolutnie nic. Dopiero po dłuższym czasie poczułam jak sztywność mięśni odchodzi. Wtedy podniosłam się z ziemii, ale po Stevie nie było już śladu. Zrezygnowana ruszyłam w drogę powrotną. Nie umiałam tego wytłumaczyć. Ani tego, że żyje, ani tego, że nie wie kim jestem. Jakie to uczucie, gdy najbliższy Ci człowiek na ziemii, jest gotowy Cię zabić? Teraz już wiem.
Cześć i czołem ❤️ Widzę, że się rozkręcacie za co serdecznie wam dziękuję. Czekam na wasze opinie i pozdrawiam gorąco każdego, kto tu zajrzy. 😉😊
CZYTASZ
Wonder Woman {ciąg dalszy}
FanficCiąg dalszy Wonder Woman. Zachęcam do czytania. Koniec Wielkiej Wojny wielu ludziom przyniósł pokój. Kres ich cierpienia i życia w ciągłym strachu. Czego można było chcieć więcej? Niby niczego. Jednak nie dla wszystkich był to powód do radości. Cie...