Nie wiem, ile czasu wpatrywałam się w telefon, ale nie potrafiłam się ruszyć. Odzyskam dziecko. Odzyskam swoją Lottę. To nie tak, że cieszę się z czyjejś śmierci, bo tak nie jest, ale czyjeś nieszczęście sprawiło, że to właśnie ja mogę być szczęśliwa. Że mogę odzyskać sens życia. Rzuciłam telefon na łóżko i niczym małe dziecko zaczęłam tupać, a potem skakać po pokoju. Gdyby ktoś spojrzał na mnie z boku, stwierdziłby, że oszalałam, ale miałam to gdzieś. Wybiegłam z pokoju, kierując się w stronę schodów. Omijałam niektóre stopnie, by jak najszybciej znaleźć się w kuchni, gdzie słyszałam Noorę i Williama. Gdy w końcu znalazłam się na miejscu, moi przyjaciele wyglądali na przerażonych.
- Eva, co się stało? - Noora podeszła do mnie, z troską kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Odzyskam ją! - Krzyknęłam, przyciskając przyjaciółkę do siebie.
- Kogo? O czym ty mówisz? - Usłyszałam przy uchu.
- Lottę – odsunęłam się od niej, uważnie skanując jej twarz.
- Co? - William usiadł na krześle, patrząc na mnie jak na kogoś, kto postradał zmysły. - Eva, o czym ty mówisz? Dobrze się czujesz?
- Przed chwilą dzwoniła do mnie kobieta z ośrodka adopcyjnego – zaczęłam, nie potrafiąc opanować łez. - Zapytała, czy rozmawia z Evą Mohn, po czym zaczęła cały wywód o adopcji, o Bjergenach i w ogóle.
- I? - Noora pokręciła głową.
- Bjergenowie nie żyją – powiedziałam, czując jakieś dziwne ukłucie w sercu. - Mieli wypadek, ale nie udało się ich uratować. Obydwoje byli sierotami a ja, jak na skończoną i rasową idiotkę przystało, nie przeczytałam dokumentów, które podpisałam – pokręciłam głową. - Był tam akapit, mówiący o tym, że w razie śmierci albo utraty praw rodzicielskich przez adopcyjnych rodziców, mała trafi z powrotem do ośrodka adopcyjnego albo do biologicznych rodziców – wykrzyczałam. - Biologicznych rodziców, czyli do mnie. Odzyskam Lottę! - Starłam łzy z policzków i spojrzałam na swoich przyjaciół, którzy wymienili między sobą jakieś dziwne spojrzenia. - Dlaczego nic nie mówicie? Dlaczego się nie cieszycie? Odzyskam dziecko – uśmiechnęłam się do nich.
- Oddałaś ją – zaczął William. - I wiem, ile cię to kosztowało. Wiem, że żałujesz tej decyzji i z chwilą, gdy oddałaś małą, przestałaś być sobą. Ale możesz mi powiedzieć, co zmieniło się od tego czasu? - Spojrzał na mnie. - Wtedy nie chciałaś dziecka, bo nie miałaś stabilnej pracy, odpowiednich warunków mieszkalnych i nie potrafiłaś dogadać się z Chrisem. A teraz? - Spojrzał na mnie z troską. - Eva, od roku mieszkasz u nas. Nie masz pracy ani partnera. Dodatkowo przestałaś chodzić na terapię, którą zalecił ci lekarz. Myślisz, że w ośrodku adopcyjnym nie będą o tym wiedzieli? - Spojrzał na mnie, a ja poczułam się tak, jakby właśnie dał mi w twarz.
- Oddałam ją, bo czekałam na tylko jedno słowo od Chrisa, na jakikolwiek, nawet najdrobniejszy gest – pokręciłam głową. - Przed porodem, na cholernej kolacji, wyznałam, że go kocham. Otworzyłam się przed nim i jednocześnie dałam mu czas. A co on zrobił? Siedział obok mnie i nawet nie poruszył tego tematu – spojrzałam na Williama. - Twój najlepszy przyjaciel ciągle robił ze mnie wroga, bo chciałam oddać dziecko, a w kluczowym momencie nie zrobił nic, bym tego nie zrobiła. To, że tutaj jestem, że nie mam pracy i życia, jest po części winą Chrisa – pokręciłam głową. - Mówił mi, że pragnie tego dziecka, że je kocha, że kocha mnie, a tego nie udowodnił – mój głos się załamał. - On zawsze dużo mówił, a mało robił.
- Ty nie byłaś lepsza Eva – w głosie Williama usłyszałam rozdrażnienie, co mnie zaskoczyło. - Obydwoje bawiliście się w kotka i myszkę. Chris chciał, to ty nie chciałaś. Ty chciałaś, to Chris nie chciał – pokręcił głową.
- Dlaczego ty taki jesteś? - Spojrzałam na niego uważnie. - Dlaczego nie możesz się cieszyć, że w końcu mogę wyjść na prostą? - Pokręciłam głową.
- Bo nie wyjdziesz Eva! - Krzyknął. - Nie masz mieszkania, nie masz pracy – pokręcił głową – masz jedynie nadzieję, a to nie wystarcza. Wybacz, ale oceniając twoją sytuację, to dla dziecka, które oddałaś, lepszym miejscem będzie ośrodek adopcyjny – spojrzał na mnie, a ja poczułam, jak uginają się pode mną kolana.
- Co? - Wyszeptałam, bo wciąż nie potrafiłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
- William – głos Noory przepełniony był szokiem. - Może byś tak myślał nad doborem słów, co? - Spojrzała na niego ze złością.
- I co, mam może jeszcze ją dopingować, co? - Spojrzał najpierw na Noorę, a potem na nią. - Kocham cię jak siostrę Eva, dlatego też mówię ci od razu, że masz zejść na ziemię. Nie mam zamiaru patrzeć na to, jak znowu się załamiesz.
- W dziwny sposób okazujesz wsparcie – zadrwiłam.
- No nie, trzymajcie mnie – William podniósł głos, a ja zrobiłam krok do tyłu. - Od roku, pieprzonego roku, mieszkasz w naszym domu. Nie dokładasz się do opłat, nie pomagasz nam w prowadzeniu domu. Nic, kompletnie nic. Na początku to rozumiałem, dawaliśmy ci czas na to, byś stanęła na nogi, ale ty tego nie robiłaś. Wolałaś leżeć w łóżku i się nad sobą użalać, niż zacząć wracać do życia. Miałaś czas, by poszukać pracy i cholernego mieszkania. Miałaś czas, by się ogarnąć i znaleźć sobie faceta, ale ty wolałaś siedzieć w pokoju i mieć pretensje nie wiadomo o co. To była twoja decyzja, a zachowujesz się tak, jakby ktoś się do tego zmusił – pokręcił głową. - Wszyscy próbowaliśmy wybić ci z głowy adopcję. Ja, Noora, Sana, Yousef, Chris, Eskild, Christina, każdy, po prostu każdy Eva, ale ty i tak wiedziałaś lepiej. Więc dostałaś to, co chciałaś.
- William! - Noora podeszła do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Coś jeszcze masz mi do powiedzenia, zanim się wyprowadzę? - Powiedziałam, czując, jak po policzku spływa mi łza.
- Nie dostaniesz dziecka Eva – spojrzał na mnie. - A wiesz dlaczego? Bo do tego wszystkiego potrzebny ci jest Chris. Ojciec dziecka. Bo to ty i Chris oddaliście dziecko, więc to wy byście je dostali. A Chris – na chwilę przerwał. - A Chris nie będzie tego chciał Eva. Chris ruszył do przodu. Chris się zaręczył i – spojrzał szybko na Noorę, która kręciła głową – będzie miał dziecko z Marie. Przykro mi Eva, ale mała trafi to ośrodka, a nie do ciebie.
CZYTASZ
Dark Grey
FanfictionIII część trylogii Colors But moving on from him is impossible when I still see it all in my head...