Wracam.
Albo nie.
Znienawidzi mnie.
A może tęsknił.
Dobra, wracam.
Nie, jednak nie.Z takimi myślami słynny i do tego martwy aktualnie detektyw Sherlock Holmes bił się codziennie odkąd rzekomo popełnił samobójstwo, skacząc z szpitala St. Barts.
Udawał martwego już od dobre 2 lata przez które tak tęsknił za swoim jedynym i najlepszym przyjacielem, Johnem Watsonem.
Chodziaż od wielu tygodni widział, że to dla niego coś więcej niż przyjaźń to ciągle utrzymywał ten status.
Tak cholernie za nim tęsknił i dlatego miał zamiar wrócić.
Żeby jeszcze raz go zobaczyć, usłyszeć jego cudowny śmiech, poczuć pod opuszkami palców jego skórę, znowu zatopić się w jego brązowych oczach usprawiedliwiając się tym że był w pałacu pamięci.
Brakowało mu tego.
Nie, brakowało mu jego.
Nie miał innego wyboru. Musiał prosić swojego starszego brata Mycrofta o pomoc. Chyba mu pomoże prawda?
Przecież był jego ostatnią deską ratunku.Będę za 10 minut.
SHTeraz już nie ma wyboru.
Powraca do żywych.
Spotka Johna pierwszy raz od 2 lat.
Spotka wszystkich za którymi tęsknił
Molly, Gavin, Pani Hudson, Mycroft, rodzice.
Wszyscy pewnie płakali po jego śmierci.
Chociaż Molly i Mycroft wiedzieli, że żyje to był pewny że brunetka płakała.
Często to robiła.
Nie miał pojęcia czemu.
Ale on się zmienił, już nie będzie płakała przez niego.
Powróci. Spotka ich wszystkich.
Mimo że strasznie się bał to cieszył się jak małe dziecko.
No chyba że Mycroft mu nie pomoże, ale to chyba niemożliwe prawda?
A więc William Sherlock Scott Holmes wraca do żywych.
Gra rozpoczęta.
----------------------------------------------
Po tym jak przeczytałam chyba wszystkie Johnlocki na polskim Wattpadzie postanowiłam, że napisze swojego. Nie zabijajcie za błędy bo to moje pierwsze opowiadanie i mam nadzieje że się spodoba.
ZJ.

CZYTASZ
It is what it is| Johnlock
Fanfiction"-Kochasz go?-Zapytał Mycroft -Nie wiem, wydedukuj moje uczucia. -Ty je posiadasz?- Zaśmiał się brat -Podobno tak. -A więc kochasz go?- Powtórzył się -Czy gdybym go nie kochał to rozmawiałbym teraz z moim Pan Rząd Brytyjski bratem, prosząc go o pomo...