Odstawiłem ostatnie manekiny na bok i zmęczony usiadłem na zimnej posadzce. Westchnąłem cicho i napiłem się wody. Ten dzień był na prawdę ciężki i chciałem tylko się położyć. Zerknąłem chwilę na bok zapominając, że go już nie ma. Tak, właśnie chodziło o Rhaast'a. Zawsze kładłem go na boku ale teraz już nie mam czego szukać. Moja ręka i oko były już normalne. Czasami brakowało mi tej iskrzącej się czerwieni wyciekającej z oka i ręki, która była inna niż całe ciało. Nadal nie mogę tego zapomnieć.
─Widzę, że skończyłeś. ─ Zed oparł się o kolumnę i wpatrywał się we mnie aż nie spojrzałem na niego.
─Ta. ─ Odpowiedziałem krótko i obojętnie.
─Cieszę się, że zmądrzałeś. ─ Prawda, też się cieszyłem, że wreszcie się od niego uwolniłem kiedy prawie znikałem.
─Mhm, ja też. ─ Wstałem zrzucając z siebie jakąś szmatkę. Jednak gdy chciałem iść mężczyzna zatrzymał mnie.
─Kayn, jeszcze jedno. Mógłbyś obudzić uczniów? ─ Pokiwałem jedynie głową i znużony wróciłem do swojej sali. Padłem na łóżko zrzucając z siebie ubrania na leżaka. Pozostało na mnie tylko szata zakrywająca mi to i co nie co. Szczerze szczęśliwy zasnąłem.
05:57
Obudziłem się dzięki słońcu, które wypadało do mojego pokoju. Wstałem leniwie, ledwo otwierając oczy i zacząłem poszukiwać odzieży. Szybko nałożyłem na siebie szaty i dlugim korytarzem szedłem obudzić nastolatków. Co mogę powiedzieć o sobie. Sam mam dziewiętnaście lat ale już niech będzie. Nadal byłem zaspany lecz kiedy dotarłem do dużych okien od razu się zbudziłem. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Daleko stąd ku drzewom stał sam Darkin z kosą u boku. Nie mogąc uwierzyć wycofałem się do tyłu i nadal spoglądałem na niego. Prawie nic się nie zmieniło ale widziałem jakby był bardzo zdenerwowany. Nie za bardzo wiedziałem co zrobić. Czy powiedzieć to Zed'owi? Postanowiłem, że sam to zrobię i tak było. Dużym krokiem zszedłem z długich schodów, ale kiedy byłem przy wyjściu ogarnął mnie lekki strach i niepokój. Musiałem się z tym zmierzyć sam ponieważ to była moja wina.
─Co tu robisz? Jakim cudem się wydostałeś? ─ Kiedy dotarłem stanowczo spojrzałem na niego, chociaż we mnie gotował się strach. Próbowałem to przezwyciężyć, ale nie mogłem. Nie byłem gotowy, a ze sobą miałem tylko mały sztylet.
─A jak myślisz? Po kogoś przyszedłem. ─ Uśmiechnął się do mnie złośliwie i zaczął się bawić kosą. Nie chciałem się przeciwstawiać, był zbyt potężny i mógł mnie zabić. Ale nie chciałem z nim iść. Miałem mało czasu, musiałem załatwić to szybko. Dlaczego? Zed wstaje o siódmej a przynajmniej dzisiaj. Był to mój problem.
─Dobra, koniec pogaduszek. Spakuj manetki i idziemy. Chyba nie chcesz abym musiał czekać? ─ Z jego oczu zaczęła płynąć intensywna czerwień przez co dostałem wewnętrznych dreszczy.
─Nie ma takiej opcji Rhaast, skończyłem z Tobą. Bardzo mi przykro. ─ Reakcja Darkina? Długi śmiech przy, którym prawie płakał.
─Hahahaha, proszę Cię.. Nie bądź śmieszny. To był rozkaz, nie skończyłeś ze mną tylko pozbawiłeś mnie mocy i wolności na jakiś czas. ─ Nie wiedziałem co teraz począć, mógł mnie zabić albo porwać. Zed by to zrozumiał jako ponowną zdradę.
─Odejdź. ─ Zastosowałem lekkie pogonienie co było bezsensowne.
─Odejdę z Tobą. Nie skończysz tego zrozum śmiertelniku. ─ Odparł. Jakbym miał inną broń..Nie miałem innego wyjścia, ucieczka skończyła by się obcięciem nóg. Znam Rhaast'a. Wezwałem cienie przy tym chowając za sobą niewielką broń.
─Na prawdę tego chcesz Kayn? To jest najgorsza z twoich decyzji. ─ Miał rację.
─Nie mam innego wyjścia. ─ To był mój błąd. Do tego miał ciało, które pozwalało mu być sto razy silniejszym. Wtedy się zaczęło.
Cienie wykierowały w niego swoje różne bronie, niestety tylko jedna trafiła go w ramię co niewiele spowodowało. Sam wahałem sie podejść aż wreszcie udało mi się trafić jego brzuch. Cierpiał tylko dwie sekundy a moje cienie wyparowały. Nie miałem zbytnio się czym bronić. Pozostał mi tylko sztylet, którym próbowałem go wbić na wszystkie możliwe sposoby. Wziąłem lalkę do ćwiczeń, którą potem rzuciłem na niego następnie uderzając go w brzuch. Miałem chwilę dlatego szybko wbiłem nóż a przynajmniej chciałem w brzuch. Zostałem zrzucony na ziemię a Darkin złapał moje nadgarstki uniemożliwiając mi ruchy. To wszystko było za dużo jak na jeden poranek. Wyrwał mi ostrze i wycelował w mój brzuch uśmiechając sie przy tym dokuczliwie. Życie mi się zatrzymało a przed de mną był tylko demon i to czy mnie zabije. Wygiąłem sie zestresowany i zdenerwowany przewagą dominującego. Wtedy mnie puścił a ja zdziwiony otworzyłem oczy.
Nie było długo mojego zadowolenia, na twarzy prysnęła mi krew. Myślałem, że jest to ciesz demona. Ale nie był to ten dzień. Otworzyłem szeroko oczy widząc zranionego Zed'a. Moje serce biło szybko i nie zwracałem już uwagi na demona. Wziąłem mistrza na ręce upadając przy tym.
─Uratuję go, tylko odejdź z zakonu i rób co mówię. ─ Powiedział na jednym oddechu czekając na odpowiedź. Byłem nadal zszokowany ale agresja pierwsza panowała nade mną.
─Ty kurwiu. ─ Spojrzałem na rozbawioną twarz Darkina. Chyba ma zbyt duże wyobrażenia o sobie.
─Lepiej się pośpiesz bo chłopaczyna umiera. ─ Położyłem go z powrotem na ziemię i usiadłem obok.
─Dobra. ─ Uradowany wziął czystą ścierkę i nasączył ją niewiadomą miksturą następnie kładąc ją na ranie po zdjęciu odzieży z rany.
─Co to ma pomóc? ─ Zapytałem niecierpliwie zestresowany. Martwiłem się trochę o tą całą sytuację.
─Obudzi się po dziesięciu minutach. A teraz czas na coś na co oczekuję. Idziemy. ─ Złapał mnie za rękę lecz ja szybko sie wyrwałem.
─Skąd mam wiedzieć czy mogę Ci ufać? ─ W moją stronę dotarł głośny smiech demona, bez zbędnej odpowiedzi przerzucił mnie sobie przez ramie i zaczął iść.
─Będziesz mój dobrze? Tak bardzo nie mogę się doczekać aż wchłonę twoje ciało. ─ Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
─Uwierz mi, że tak nie będzie. ─ Tym razem ja się uśmiechnąłem chociaż przez plecy niewiele widział.
─Widzę, że robisz się wredny. Uczysz się. ─ Uśmiech nie schodził mu z ust kiedy to mówił jednak ja czułem się trochę gorzej.
Nie spoglądałem nawet na niego, byłem zajęty swoją ręką, na której zaczęły się pojawiać znaki demona, dzięki któremu mogę zniknąć.
─Tak, uczę się. ─ Wyszeptałem zdołowany nie tylko tym ale także też co najlepszego zrobiłem.
°°°
Ten rozdział dedykuje ZedSenpai bo, bo tak. Potem zmienię to, żeby było tak oficjalnie. (--:
CZYTASZ
League of romance. | Rhaayn ✔️
FanfictionKayn porzucił kosę, uwolniając się od natrętnego Darkina kiedy Zed pomógł mu ocalić się od zatracenia przez demona wzmian chciał, żeby ponownie powrócił do zakonu cienia. Tam dopiero po roku przyszedł po niego Rhaast ale tym razem w ludzkim ciele. ...