Rozdział 3.

1K 58 78
                                    

Po obudzeniu się leżałem jeszcze chwilę w miejscu, potem dopiero rozejrzałem się po pokoju. Rhaast'a nie było. Nawet nie myślałem o tym w mojej głowie było tylko jedno.

Masz szansę na ucieczkę.

Szybko ubrałem na siebie odzież i najciszej próbowałem wyjść. Chwyciłem pewnie za klamkę od drzwi.

─A ty gdzie się wybierasz? ─ Usłyszałem za drzwi łaźni. Czyli był tam mogłem się tego spodziewać. Na pewno nie odszedł by daleko bo wiedziałby, że zrobię coś takiego. Trochę się zirytowałem bo bylem najciszej jak mogłem a on usłyszał jak stąpałem ku drzwiom.

─Chciałem zobaczyć gdzie jesteś.
─Skłamałem co najwyraźniej wyczuł. Wszedłem do pokoju i usiadłem na kafelkach przy tym bawiąc się kosą obok. Bo jakoś nie interesował mnie demon w wodzie.

─Nie kłam Kayn. ─ Wciągnął powietrze na co ja przeklnąłem pod nosem.

─Znowu masz te stare szmaty na sobie? Mam coś dla ciebie, będziesz wyglądać jak stary dobry Kayn, który nie boił się chodzić z torsem na wierzchu. ─ Wyszedł z starej wanny i owinął się ręcznikiem po czym podszedł do półki i wziął niezidentyfikowane ubrania.

─Nie chce mi się wierzyć. To serio one? O, czyste. ─ Były to moje stare szmaty z czasów zabijania z demonem.

─Chociaż byłeś żałosnym głupcem to zatrzymałem je kiedy przyszedłeś w stroju z zakonu. ─ Uśmiechnąłem się lekko na samo wspomnienie.

─Doceniam. ─ Odparłem i odebrałem od demona odzież po czym wyszedłem z pokoju i szybko się ubrałem. Tak samo zrobił mężczyzna, który wyszedł z łaźni już w pełni ubrany.

─Weź wszystko i wyjdź przed budynek, czekam. ─ Przytaknąłem i wziąłem materiały, po czym wyszedłem na korytarz wpadając przy tym na młodą kobietę.

─Ajć, przepraszam! ─ Na jej twarzy było widoczne zakłopotanie a ona sama zaczęła zbierać pranie z kosza.

─Mhm. ─Mruknąłem i wstałem ignorując ją. Nie miałem czasu na głupią gadkę. Wstawiłem się przez karczmą i zobaczyłem darkina opartego o ścianę.

─Idziemy? ─ Kiwnął głową i ruszył. Nie wiedziałem gdzie idziemy ale po uśmiechu czerwonookiego mogłem wywnioskować, że chciałby zrobić coś za starych czasów. Nawet nie pytałem po prostu szedłem tuż za nim. A ucieczka? Odechciało mi się po słowach darkina w nocy i zatrzymaniu moich ubrań. Wydawało się głupie ale jednak coś znaczyło. Wiem co musiał teraz czuć Zed, czuł zdradę, którą doświadczył drugi raz. Szczerze brakowało mi Rhaast'a ale czasami miałem go dosyć, dosyć jego mądrego gadania a jednocześnie droczącego się. Droga minęła cicho dopiero po dojściu stanąłem dzięki ręce darkina.

─Co? ─ Skierowałem na niego wzrok.

─Gówno, bądź cicho bo jeszcze nas usłyszą. ─  Wypowiedział szeptem bo dopiero potem spojrzałem na gorące źródła, w których znajdował się znany mi Jarvan,Garen a także Darius.

─Pardon chłopcy. ─ Już oparty o drzewo Rhaast spojrzał przelotnie na mężczyzn. Zaniepokojeni wzięli szybko do dłoni broń.

─Tacy agresywni po bitwie? ─ Zaśmiał się na co ja westchnąłem i wyszedłem z tego buszu.

─Shieda Kayn, członek zakonu Zed'a z Rhaast'em? ─ Zaskoczenie Garena było wielkie ale nie miałem ochoty na podchody.

─Zabijmy już ich aby przestali pierdolić. ─ Zirytowany wziąłem kosę w dłoń na co mężczyźni się podnieśli.

─Hola hola, spokojnie. Chyba możemy załatwić to rozmową tak? ─ Darkin uśmiechnął się przez co wojownicy podnieśli brew.

─Żartowałem! ─ Wślizgnął się do kosy a w głowie usłyszałem znany mi szept "Rób swoje". Podbiegłem do nich najszybciej jak mogłem i strąciłem ich bronie kalecząc ich nogi. Darius był jako pierwszy, rzucił się na mnie swoimi górnymi kończynami. Odciąłem mu ręce lecz to nie był koniec. Zerżnąłem mu głowę niczym świni, nie musiałem się pierdolić. Garen był niczym bez swojego mieczyka, wystarczyło podejść i wbić mu ostrze w sam środek aby jego tętno nie istniało.

Świetnie Kayn, a teraz Jarvan.

Rozejrzałem się wokół ale jego już nie było. Złość przejęła nade mną górę dopóki Rhaast nie wyszedł z broni. Wtedy padłem, chociaż tak mało mną manipulował czułem się źle a jednocześnie wspaniale.

─Kurwa, uciekł. I tak daleko nie spierdoli ma pokaleczone nogi. Prędzej się wykrwawi. ─ Sam nie rozumiałem co takiego wojownicy zrobili demonowi, mogłem się też spodziewać tego, że był niewyżyty.

─Następnym razem będzie lepiej. ─ Klepnął mnie po plecach i westchnął idąc dalej. Zrobiłem to samo.

─Następnym razem? ─ Bez słowa kiwnął głową i kontynuował.

─Uwierz, że w Ioni jest dużo skurwysynów, których pragnę zabić. Ale Ci zlecę to zadanie. ─ Przez te słowa poczułem jakby ON zaczął mnie kontrolować co zaczęło mi się nie podobać. Mruknąłem cicho przytakując.

─Może odwiedzimy twoją rodzinę? Mamy bardzo dużo czasu a morderstw mamy dużo. ─ Powiedział dumnie wbijając kosę w ziemię.

─Nie żyje. ─ Spoglądałem na swoje buty. Przypominając sobie o krewnych poczułem ból w sercu.

─Nie martw się. Masz kogoś innego. ─ Złapał mnie za ramię, wymusił nawet "szczery" uśmiech.

─Zed był tym kimś. ─ Uścisk puścił a on ignorując mnie usiadł na skale.

─To tylko kopia. Ja jestem tym kimś i teraz powinienem zrobić coś co zapamiętasz do końca życia ale wiem, że to nie ten czas.

─Niby co, myślisz, że jeśli mi nie powiesz tego nie dowiem się?

─Na pewno chcesz wiedzieć? ─ Na samo podniesienie się wycofałem się.

─Ta. ─ Po sekundzie przybliżył się i mnie pocałował. Nie mogłem tego opisać, na początek musnął moje usta i kontynuował agresywnie nawet jeśli miałem tego dość. Złapał mojego sutka abym jęknął wpuszczając go do środka. Jak zrobił tak zrobił aż w końcu dałem spokój i zaczekałem do końca, kiedy zabrakło mi powietrza a demon to zauważył odsunął się a ja oparłem rękę o jego ramię. Po odetchnięciu spojrzałem na chłopaka, który nic nie powiedział.

─Niezły, idziemy. ─ Odrzekł zirytowany ale jednocześnie zadowolony gdy nie usłyszał ode mnie żadnego słowa. Powiedziałbym coś ale nie wiedziałem co, to było tak nagle a ja byłem w szoku.

─Co to miało być?! ─ Odrzekłem tuż za nim.

─A co chcesz zrobić to mojemu koledze? Powinieneś mi dziękować, nie każdy zasługuje na coś takiego i to od Rhaast'a wielkiego.

─Mogę Ci jedynie odciąć tego kolegę. ─ Wyjąłem za pleców scyzoryk.

─Podziękuję. Mogę Ci zrobić jeszcze jedną niespodziankę ale ta będzie lepsza od wcześniejszej. ─ Czyli gorsze.

─Nie.

─Świetnie, zamknij oczy i zaufaj mi. Wiem, że to śmieszne ale spokojnie nie zrzucę Cie skądś. ─ Kiwnąłem głową i zamknąłem oczy a darkin dla ubezpieczenia zabezpieczył mi je chustą. Wtedy wiedziałem, że był to bardzo zły pomysł.

League of romance. | Rhaayn ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz