Rozdział 14.

364 28 1
                                    

°Rhaast°

Spoglądałem cały czas na życie Kayn'a, co robi, jak się trzyma i co u niego. Myślałem nadal, że jest wojownikiem u boku Zed'a albo coś ale to co zobaczyłem mnie mnie rozśmieszyło i zaskoczyło. Kuchcik Kayn, śmiałem się tak chyba z minutę. Ale najbardziej obawiała mnie ta cała Marie i to, że może się w niej zakochać. Jest głupi, młody. W końcu on nadal myśli że umarłem i już mnie nie ma a on nie posiada takiej mocy jak wcześniej. Cóż za błąd. Chociaż Kayn wydawał się szczęśliwy, czułem że tęsknił. Słyszałem jak płacze, moja postać kosy była pod łóżkiem. Ale.. Najgorszym problemem jest to, że godzi się ze swoim nudnym życiem. Niedługo regeneracja dobiega końca, a ja muszę coś poradzić na to. Szkoda, że jestem takim egoistą.

Muszę to zrobić.

Żegnaj dziewczę.

°Kayn°

─Idę do pracy! ─ Krzyknąłem do przyjaciela i wyszedłem tak szybko jak to powiedziałem. Nie miałem dużo do pracy. Dzisiaj mijał rok odkąd tu pracowałem. Śmieszne wiem, jednak pracując czas mijał mi szybko. Niedługo także były urodziny Marie. Co prawda lubiła dużo rzeczy, ale nadal nie wiedziałem co jej dać. Może to po prostu z nie zdecydowania. Tak czy inaczej miałem jeszcze trochę czasu aby coś wymyślić.

─Cześć. ─ Przywitałem się z dziewczyną która obsługiwała kolejnego klienta. Nie okłamujmy się, lokal miał dużo konsumentów.

─Hej Kayn, wyspałeś się? ─ Zapytała jak zwykle energicznie jednak trochę zmęczona.

─Uhm tak jednak wolę zapytać ciebie. Dobrze się czujesz? Nie wyspałaś się?

─Niee, wszystko w porządku. Może trochę ale dzisiaj mamy mało pracy więc nie martw się. ─ Tak rzeczywiście, poprosiłem specjalnie jej ojca czy mógłby jej w tym tygodniu trochę odpuścić. W końcu jej urodziny. Dowiedziałem się, że rzadko je świętuje więc postanowiłem sprawić jej tą przyjemność i uczynić ją szczęśliwą. Ostatnio chodzi trochę przygnębiona, może to przez sen? Chociaż wątpię.. Po pracy zapytałem czy chciałaby ze mną pochodzić po Nexusie. Zerknęła tylko na mnie zmęczonym wzrokiem i zgodziła się. Ucieszyłem się jednak wiedziałem, że coś jest nie tak ale nadal udawałem, że jest w porządku. Co tu dużo mówić na naszym spotkaniu Marie wydawała się jakaś nieprzytomna, postanowiłem zakończyć je szybciej niż miałem. Może chociaż to coś da. Wróciłem trochę rozczarowany ale nie spotkaniem tylko tym, że zgodziła. Się czując się źle.

Dzień 3.

─Dzień dobry, jak się Pan miewa? ─ Zapytałem wchodząc do budynku i zakładając strój piekarza.

─Szczerze mówiąc okropnie.. Wczorajszej nocy Marie miała duszności i gorączkę. Zostawiłem ją w domu. Musimy prowadzić biznes jednak czuję się z tym źle. Miała też trochę kaszel, podałem jej różne herbatki jednak to nic nie skutkuje..

─A higienistka?

─Nie stać mnie na leki, są cholernie drogie, tylko ludzie wyższego poziomu mogą sobie na nie pozwolić..

─Mam coś w domu, mogę przynieść może to coś da. Pewny napar. ─ Mężczyzna na te słowa lekko się uśmiechnął a ja pobiegłem po leki.

Dzień 6.

Kolejnego dnia chciałem się dowiedzieć czy jest lepiej z dziewczyną. Niestety nie mogłem wejść, drzwi były zamknięte do jej domu. Ale przez okno mogłem zobaczyć jak jej ojciec z nią rozmawia. Mogłem usłyszeć przez lekko otwarte okno jak coś do niej mówi.

─Wszystko będzie dobrze, w końcu wyzdrowiejesz. ─ Głaskał ją po dłoni na co Marie nie reagowała tylko czasami kaszlała. To było zdecydowanie coś poważnego. Przez przypadek uderzyłem ręką o okno przez co Anders szybko na nie spojrzał. Tak samo energicznie się schowałem i zacząłem biec do Nexusu a dokładniej do piekarni. Modlilem się żeby mnie nie zobaczył, trochę by mi się upiekło.

Kiedy dotarłem minęło trochę czasu, z niecierpliwością zacząłem czekać na mężczyznę przy okazji robiąc trochę bułek dla klientów. W końcu wszedł do budynku tym razem bez uśmiechu.

─Jak tam? ─ Zapytał zauważając mnie i wypieki, które zrobiłem.

─Idzie Ci coraz lepiej. ─ Jego uśmiech znowu wrócił jednak nie był już taki wesoły jak zawsze.

─Co z Marie? ─ Oparłem się na co ten tylko wziął alkohol i napił się łyk.

─Andres.. Wyglądasz jak ja przed pracowniem tutaj. Powiedz co się dzieje.

─Wszystko idzie w złą stronę, ona nie zdrowieje. To się pogarsza, coraz gorzej się czuje. ─ Westchnąłem. Nie było po mnie widać ale czułem się w duszy teraz tak jak on. Czułem coś do niej, to mnie wypalało w środku. To było niemożliwe ale jednak prawdziwe.

Dzień 12.

Ten dzień był piękny, co prawda był już wieczór i myśl o Marie doprowadziły mnie już do skraju załamania jednak wolałem się dzisiaj skupić na wieczorze. Zostawiłem jej kartkę na stoliku obok łóżka. Nie było wtedy jej ojca. I chociaż czułem że nie przyjdzie pojawiła się. Byłem obok dużego wielkiego drzewa na polanie. Zauważyłem ją i nie czekając chwili asekurowalem ją aby nie upadła. Blond włosy już tak nie błyszczały a oczy nie były już takie pełne. Ale jej twarz wydawała się bardziej pogodniejsza niż przed początkiem choroby. Nawet już mniej kaszlała. Wtedy odnalazła się we mnie większa nadzieja niż zwykle. Gdy już byliśmy obok drzewa zacząłem się o wszystko wypytywać. A ona z radością mi uzupełniała pytania. W końcu odważyłem się na coś czego nikogo bym nie powiedział.

─Kocham Cię. ─ I chociaż moim nowym wrogiem była gruźlica chciałem ją pocałować.

─Ja ciebie też ale nie mogę.. Już wystarczająco jesteśmy blisko żebyś się zaraził. To tylko pogorszy sytuację.
─ Zrozumiałem to z bólem. Nasza rozmowa trwała aż do zachodu słońca. Potem poszła a ja zostałem jeszcze trochę aby zaczekać do samej nocy i popatrzeć w gwiazdy.

Dzień 16.

Tego dnia pożegnałem się z nią poraz ostatni, umarła czternastego. Z niecierpliwością czekałem na pogrzeb żeby ujrzeć ją jeszcze raz. Co prawda był skromny i mały. Był tylko na nim Anders i ja. Płakał nad grobem dobrą godzinę, dopiero kiedy zaczęły boleć go oczy zabrałem to stąd sam płacząc w duchu. Moje użalanie dopiero się zaczynało kiedy wziąłem swoje ostatnie pieniądze, kupiłem 3 drogie trunki. Nie miałem ochoty pić w barze, bo miałem zamiar jeszcze płakać. Czułem się tak samo podczas kiedy Rhaast umierał. Wybrałem już miejsce gdzie chce zatopić smutki. Nikogo tam nie było i mogłem się nieskończenie długo patrzeć w wodę. Czuć gorycz i smak porażki. Przy  okazji mogłem widzieć twarz najsamotniejszego człowieka na ziemi.

League of romance. | Rhaayn ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz