Rozdział 2.

1.1K 68 88
                                    

Otworzyłem oczy i to nie był sen. Nadal spoczywałem w ramionach demona. Lecz po chwili rzucił mnie na trawę. Mogłem się tego spodziewać, typowy Darkin nigdy nie jest czuły.

─Jesteśmy już daleko, masz nogi to chodź sam. ─ Przetarłem tylko oczy i wstałem z zimnych roślin.

─Gdzie w ogóle idziemy? Nie wiem ile już tak chodzimy. A ty nie musiałeś mnie rzucać. ─ Otrzepałem się i zobaczyłem małą wioskę, właśnie byliśmy na wysokim wzgórzu.

─Uważaj abym Cię nie zepchnął. ─ Złapał mnie lekko za biodra i wyszeptał to cichutko. Zignorowałem prowokację demona i poręcznie zszedłem na dół.

─Nie gadaj niepotrzebnie. ─ Skoczył na jedno drzewo a ja przez chwilę zamartwiałem się czy coś się stało demonowi, jednak o czym ja mogę myśleć. Spadł z rośliny nie robiąc sobie w ogóle krzywdy.

─Starczy tej zabawy. ─ Odparł i tym gestem po paru krokach dotarliśmy do wioski.

─Wchodzisz tam, bierzesz jakieś żarcie i przychodzisz.─ Rzucił do mnie woreczek złota.

─Kiedy się zatrzymamy? Jestem człowiekiem, potrzebuję odpoczynku. ─ Leniwie rzekłem nadal przyglądając się darkinowi. Ten tylko niechętnie wydał z siebie znużony odgłos i złapał się za czoło.

─Dobra, już niedaleko. ─ Przewróciłem oczami i zacząłem dążyć do chatki obok.

─Tylko pamiętaj żadnych sztuczek. ─ Delikatnie złapał mnie za ramię i cicho powiedział mi to do ucha kończąc gryząc jego koniec.

Wszedłem do domostwa a wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Za blatem siedziała mała istota, mająca jasno zieloną skórę i szare włosy.

─Czego? ─ Spojrzała na mnie znudzona opierając sie o rękę.

─Wystarczy, że pokażesz gdzie macie tyle wejście. ─ Po jej minie mogłem zobaczyć, że nie traktuje mnie poważnie więc postawiłem na blacie worek monet, których dostałem od Rhaast'a. Kobieta od razu się uśmiechnęła.

Uda mi się, jest dobrze.

Wstała z dużego krzesła i machnęła ręką na znak, żebym za nią poszedł. Otwierając drzwi zobaczyłem Rhaast'a, który był bardzo rozbawiony. Co za cholernie beznadziejny pomysł. I do tego zajebała mi pieniądze. Za nim się obejrzałem szarowłosej już nie było. Spojrzałem na reakcję czerwonookiego kiedy wybiegłem z framugi drzwi. Wtedy poczułem ogromny ból w okolicy kostek.

─Co ja Ci mówiłem? ─ Złapał za moje nadgarstki i z całej swojej siły zawiązał je liną. Zaczęły krwawić, przez co moje żyły pulsowały.

─Jeśli mnie zabijesz nie będziesz już taki silny. ─ Powiedziałem resztkami sił, ból był nie do zniesienia.

─Spokojnie, chciałem Cię tylko uprzedzić abyś nie był już taki pewny siebie. ─ Odwiązał mi ręce i nogi. Moje kostki nadal mnie piekły a nadgarstki były opuchnięte.

°°°

─Kurwa. ─ Westchnąłem pijąc nadal zioła uspokajające.

─Zed, Kayn'owi mogło się stać coś innego na szczęście ty żyjesz. ─ Uspokajała mnie fioletowooka ale to było na nic.

─Pije już czwartą filiżankę tego gówna. NIE WIERZĘ! To nie mógł być Rhaast, jest uwięziony i to niemożliwe rozumiesz Syndra?  ─ Nie mieściło mi się to w głowie dopiero minęło tak mało a już czuję się zdradzony przez niego po raz drugi.

─Nie martw się na prawdę, wszystko będzie w porządku. On musi gdzieś być. ─ Uśmiechnęła się pocieszająco lecz na mojej twarzy widniał tylko grymas.

─Idziesz spać? Może jak odpoczniesz będziesz spokojniejszy.

─Dobra. ─ Odparłem i wstałem kładąc się na łóżko. Syndra zabrała tacę i wyszła.

Może miała rację i to nie była jego wina? Sam musiałem jeszcze to przemyśleć, nie chciałem aby darkin znowu chciał go pochłonąć. Czułem, że muszę temu jakoś zaradzić i go znaleźć.

°°°

To "niedaleko" było strasznie długie. Szliśmy już godzinę do jakiegoś domku, w którym moglibyśmy się zatrzymać. Nogi mi odpadały a wdechy były ciężkie ale udawałem, że czuję się wspaniale. W końcu zauważyliśmy duże miasto, które nic o sobie nie mówiło. Było zwykłe nie takie jak w Noxus, tam takie miasta ociekały nienawiścią.

─Zatrzymamy się tutaj, już zarezerwowałem wszystko więc możemy wchodzić. Zaczekaj tu na mnie. ─ Powiedział chłodno i odszedł. Nie bał się, że pozna go ktoś? Dużo wrogów Rhaast'a znajdowało się w tym zbyt miłym miejscu. Oparłem się o ścianę i cierpliwie czekałem, aż po chwili przyszedł i rzucił do mnie udko z kurczaka i kromkę chleba.

─Hojnie. ─ Odparłem na co parsknął śmiechem i usiadł na trawie. Zrobiłem to samo ze zmęczenia. Byłem taki głodny, że zjadłem od razu wszystko nawet nie zwracając uwagi na czerwonookiego.

─Spokojnie, nie zabiorę Ci tego. ─ Zerknąłem na niego z podniesioną brwią.
─Może. ─ Dodał kiedy ja już skończyłem udko wyrzucając kość za siebie.

─Możemy już iść. ─ Wstałem i otrzepałem się z okruszków. Poszedłem od razu za demonem do miejsca, w którym mieliśmy się zatrzymać. Był to duży budynek, który był oblepiony kamieniami. Wyglądało to okazale i tak jak inne domy wokół ale to tylko wyjątek gdyż każda dzielnica w tym mieście miała inne zdobienia.

─Witamy, coś podać? ─ Żona karczmarza próbowała zachować spokój kiedy zobaczyła Rhaast'a jednak w ogóle się jej nie udawało.

─Zarezerwowałem pokój. ─ Kobieta przytaknęła i dała trzęsącą się dłonią klucze. Przez chwilę stałem w miejscu dopóki demon za mną zawołał.

─Na co czekasz? ─ Dopiero wtedy poszedłem za nim. Przez okno mogłem zauważyć, że tutaj połowa mieszkańców to ludzie, dlatego ta kobieta przestraszyła się Darkina. Weszliśmy do pokoju, który był ustrojony w sposób ciepły i spokojny. Nie moje klimaty ale chociaż gdzieś zregeneruję siły.

─Mam gdzieś indziej pokój? ─ Spojrzałem na dwuosobowe łóżko.

─Dlaczego? ─ Westchnął i położył się na łóżko.

─Jest tutaj jedno łóżko. Myślisz, że będę z Tobą spać? ─ Darkin od razu odpowiedział mi krótko i na temat.

─Tak Kayn, tak myślę. Jeżeli Ci się nie podoba zawsze jest zimna podłoga przy, której się możesz rozchorować. ─ Uśmiechnął się. Fenomenalnie.

─Zaraz będzie ciemno już dość późno. Dziwię się, że jeszcze się nie rzuciłeś na tą aksamitną pościel. W końcu byłeś taki zmęczony. ─ Miał rację jestem okropnie zmęczony i ledwo trzymam się na nogach.

─Tylko mnie dotknij a dostaniesz po pysku. ─ Szybko sie rozebrałem i wskoczyłem pod pierzynę. Znowu będę widzieć demona codziennie zamiast mistrza Zeda. Rhaast zgasił ostatnie świeczki i położył się obok mnie. Udawałem, że śpię jednak chciałem się obudzić bo Rhaast zbliżał się na niebezpieczną odległość do mnie.
─Wiesz Kayuś, cieszę się, że jesteś taki grzeczny. Spodziewałem się, że zrobisz wszystko aby wrócić do Zed'a a jednak.. ─ W środku się stresowałem aby mnie nie nakrył. Co by wtedy było?

─Jesteś taki.. Śliczny. Szkoda tylko, że tak bardzo skrywasz w sobie nienawiść do mnie. ─ Jego ręką trafiła na mój tors, następnie zaczął jeździć po nim palcem trafiając na sutka.

─No cóż, dobranoc. ─ Zabrał rękę i się odwrócił. A ja w duszy ciężko oddychałem. Co to miało znaczyć?

League of romance. | Rhaayn ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz