Rozdział 13.

384 24 10
                                    

Zajrzyj do profilu tam gdzie się pisze posty.

Po tym jak to zrobiłem rozłożyłem się obok drzewa i zacząłem już pilnie pilnować zwierząt. Czas mijał wolno więc uznałem, że krótka drzemka nie zaszkodzi. Ostatnio gorzej sypiam więc może teraz poczuje się trochę lepiej. Jednak to było złym pomysłem, podczas kiedy byłem w pół śnie usłyszałem otwierającą się bramę.

─Co jest? ─ Kiedy tylko otworzyłem oczy szybko się obudziłem i zacząłem biec do niej. Jednak w zagrodzie z dwudziestu koni znajdował się tylko jeden. Czy ja rzeczywiście jestem kiepski w pracy? Całe życie byłem wojownikiem, teraz już wiem jak Ci biedni ludzie pracują.

─Kayn.. ─ Czerwony ze złości gospodarz stał za mną i otwierał mu się nóż w kieszeni. Wiedziałem to. Jako, iż nie wiedziałem co zrobić i nie chciałem mieć kolejnych problemów zacząłem uciekać. Na szczęście stajnie znajdowały się obok gęstego lasu. Gdyby nie to że orientowałem się w terenie pewnie już bym się zgubił. Z szczerym rozczarowaniem sobą wróciłem do Nexusu i usiadłem przed jakimś barem. Obok stała otworzona butelka piwa. To obrzydliwe, chyba nie powinienem. No ale muszę się jakoś odstresować, nie mam dużo pieniędzy. Nie wystarczy na żaden alkohol.

─Kurwa, fuj. ─ Napiłem się raz ale mój brzuch po minucie zaczął się zachowywać jakbym wypił całość. Podbiegłem do jakiegoś śmietniska za budynkiem i zwymiotowałem.

─Warto było? ─ Zapytał ktoś za mną, odwróciłem żeby zobaczyć posiadacza ciężkiego męskiego głosu.

─Absolutnie. ─ Przetarłem jeszcze raz okolice ust, żeby mieć pewność że nic nie zostało mi na twarzy.

─Nie rób już tego, takie coś może zaprowadzić do naprawdę paskudnych chorób. Dałbym Ci flaszkę ale chyba tobie już wystarczy. Powiedz mi co ty tu robisz. ─ Oznajmił mężczyzna, też wyglądał na tego w średnim wieku jednak był dobrze zbudowany i miał gęste brązowe włosy poza uszy i lekki zarost. Posiadał także mocne rysy twarzy i biały fartuch, który był gdzie niegdzie uwalony jakąś substancją, trochę nawet ciastem i lekko winem.

─Zabieraj się stąd, jak chcesz komuś pomagać to zatrudnij się w kościele jako głos zaufania. ─ Usiadłem na zimnej posadzce poraz kolejny.

─Czemu jesteś aż taki nieufny i przyćmiony sobą? Masz zły dzień czy okres? ─ Powiedział podchodząc do mnie i siadając obok mnie.

─Ta, zgadłeś. Zły dzień i co? W ogóle po co tutaj jesteś. Pewnie masz dużo pracy. Widać po tym babcinym fartuszku.

─Ten babciny fartuszek ma większą wartość od twojego całego ubioru. Ale nie chce tak z tobą rozmawiać. Przechodziłem się do sklepu po składniki na pieczywo. Pracuje w piekarni. Chcesz zobaczyć? ─ Spojrzałem na niego zdziwiony, puści takiego pijaka i brudasa jak ja? Proszę go, przecież widział co robiłem. Moje ubrania są ubrudzone błotem. A on czysto ubrany, byłem totalnie zszokowany.

─Serio chcesz mnie zaprosić? ─ Zapytałem z niedowierzaniem a on tylko przytaknął głową i wstał. Postanowiłem zrobić tak samo. Trochę było to dziwne, zaczęliśmy podążać do piekarni bruneta. Znajdowała się ledwo na końcu miasta, była mała i widocznie przytulna. Mogłem dostrzec że jest tam dużo ludzi, musi robić niezły chleb. Po wejściu do lokalu zobaczyłem blondynkę przy drewnianej ladzie wyglądała tak samo jak Marie..

No i tak, to była Marie.

─To moja córka, Marie. Sprzedaje tutaj, chodź pokaże Ci kuchnie. ─ Oh damn, nie wiedziałem że Marie ma ojca. Przy okazji na stoliku leżała bułka. Wziąłem ją lecz Marie to zobaczyła i popatrzyła na mnie zdenerwowanym wzrokiem. No co jestem głodny..

─Tutaj robimy chleb i inne pieczywa. Co prawda Marie jeszcze nigdy go nie zrobiła gdyż nie zna przepisu jednak  chciałbym aby odziedziczyła po mnie piekarnie. Tak w ogóle szukasz może pracy?

─Tak.. Ostatnio długo jej szukałem. W ogóle jak ma Pan na imię?

─A no tak! Zapomniałem kompletnie jestem Anders a ty? Skoro tak czy nie chciałbyś tu pracować? Ostatnio jedną z pracownic spotkało nieszczęście...

─Jasne! ─ Powiedziałem przerywając mu.

─Jestem Shieda Kayn, od razu mówię że nie umiem piec. ─ Po moim wyznaniu niejaki Anders zaczął się śmiać niedługo potem przyszła do nas jego córka, która na sam wyraz miny ojca uśmiechnęła się tylko. Mam nadzieję, że nie była już zła o tą bułkę..

─A no tak, jeśli będziesz czegoś nie wiedział zgłoś się do mojej córki. Marie to jest..

─Wiem, tato poznałam go już spokojnie. ─ Był trochę zdziwiony ale szybko zmienił minę na uśmiech.

─A kupiłeś chociaż składniki? ─ Blondynka zmieniając w temat sprawiła że mężczyzna szybko się obudził, wziął płaszcz i wyszedł informując że zaraz przyjdzie. Dziewczyna nie czekając dłużej z chęcią wytłumaczyła mi na czym polega moja praca. Nie była taka ciężka jak mi się zdawało, nawet zarobki były w porządku. Co mnie cieszyło bo inaczej Slumber by mnie wygnał z jego szopy. Coraz bardziej zaczynałem się dogadywać z nastolatką co skutkowało tym że też jej rodziciel bardziej mnie lubił. Praca mijała szybko nie jak szlajanie się po mieście cały dzień w poszukiwaniu pracy. Nawet skończyłem z piciem, no może czasami trochę wypije.. Gdy minęło trochę czasu i po dostaniu pierwszej wypłaty od ciemnowłosego Slumber już bardziej mnie znosił w domu. Nie chciałem jednak tym razem tego zepsuć, czułem jakbym zyskał taką trochę rodzinę.

Pewnego dnia.

─Łap ją, zanim ucieknie! ─ Po całej piekarni rozbrzmiał krzyk Marie, była szósta rano.

─Jezu, dobra dobra. ─ Uderzyłem szczotką w norę myszy jednak uciekła. Nie tylko ona ale też i szary kot siedzący na ladzie który miał na coś nadzieję. Niech sobie sam ją złapie. Nierób jebany.

─Za bardzo rozpuściłaś swojego kota.

─Teraz już wiem, sami musimy się męczyć z głupią myszą. On czeka tylko na gotowe. ─ Zaśmiałem się i oboje usiedliśmy na oknie.

─Wiesz, czasami zastanawiam się co by się stało gdyby twój ojciec nie podszedł do takiego śmiecia jak ja.

─Nie mów tak. Zawsze miał słabość do młodszych chłopców. ─ Spojrzałem na nią zszokowany.

─Co?! Nie! Nie w tym sensie, po prostu lubił pomagać młodym chłopakom. Jednak każdy był taki sam i odchodził bez podziękowania. Mówiłam mu, że to pogarsza jego samopoczucie ale on nadal to robił. I tak zrobił z tobą.

─Czemu tak?

─Tacy jak ty przypominają mu jego syna, mojego brata. Nigdy nie mógł się narodzić, miał się urodzić przede mną jednak mama poroniła. Mój ojciec ciężko to przeżywał aż do dzisiaj, dlatego uszczęśliwia go to co robi dla innych. ─ Byłem zdziwiony i zrobiło mi się trochę przykro jak dowiedziałem się co przeżył ten dobry człowiek. Ale zrobił dla mnie tak dużo, że najwyższa pora aby zajął miejsce Zeda.

League of romance. | Rhaayn ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz