Rozdział 18.

395 23 0
                                    

Chodziliśmy już z dwie godziny, naprawdę nic tu nie było widać. Próbowaliśmy wszystko a jednak widzieliśmy jedno i to samo drzewo z napisem "Josephine" już sześćdziesiąty raz. Rhaast westchnął ciężko i położył się obok drzewa. Nie wiem jak on mógł teraz odpoczywać.

─Rusz się, bo w końcu nas znajdą i nie dość, że będziemy głodni i brudni to jeszcze w lochach. A oni nie mają litości.

─Nie ma takich szans, stoczyliśmy z ścieżki już dawno temu. Myślisz że będą ryzykować zgubieniem się tutaj tylko po to aby znaleźć jakiegoś dzieciaka i jego Pana? ─ Zaśmiał się na co ja się zirytowałem. Jak on mógł?

─Kogo nazywasz dzie..

─Tak czy inaczej wyjście jest bardzo łatwe. Mam zmysł który pozwoli nam łatwo się stąd wydostać. ─ Wtedy zaczął prowadzić co chwilę skręcając, postanowiłem nic nie mówić i kierować się tylko za nim. Minęło pół godziny a my ominęliśmy ostatnie drzewo.

─To co teraz? Dom? Violin za tobą pewnie tęskniła. Byłeś dla niej niezwykle miły. ─ Zaśmiał się na co ja się skrzywiłem ale nie z powodu Violin tylko, że on to mówił. Z drugiej strony też przypomniała mi się Marie.

─Daj już spokój. ─ Westchnąłem i poszedłem prosto potykając się o coś.

─Ouch, jak boli.. Co to było do cholery? ─ Chciałem się odwrócić ale Rhaast szybko chwycił moją rękę i zaczął ciągnąć do siebie.

─Nie możemy się spóźnić, wszyscy na ciebie czekają. Chodź! ─ Wydawał się trochę zdenerwowany ale nadal miał uśmiech na twarzy. Nie dałem za wygraną i odwróciłem się.

─Marie? Kto mógł ją tu tak pochować?! ─ To hańba chować tu ludzi, od czego jest cmentarz?

─Kayn odpuść, nie zmienisz tego. Jej ojciec uznał, że tak będzie dla niego najlepiej no i dla ciebie. Naprawdę wolisz cierpieć za każdym razem kiedy przyjedziesz do Anders'a? ─ Był zdenerwowany akurat wtedy kiedy ja czułem się zrozpaczony i to z tego powodu? Marie zasługiwała na inne miejsce.

─Niby skąd wiesz takie rzeczy o Andersie? Nie mówiłem Ci praktycznie nic o nich. ─ Zaczynałem mieć wątpliwości na temat powrotu demona, stał się silniejszy co mogło coś znaczyć.

─Przestań mnie oskarżać, żałosne. Kiedy Cię nie było przyszedł ale powiedziałem że Cię nie ma i tak się z nim poznałem. To nie moja wina, że wyjawia od razu wszystkim sekrety. ─ Nie wiedziałem już co się dzieje więc uwierzyłem darkinowi. Moja pamięć znacznie się pogorszyła.

─W porządku. ─ rzekłem wyczerpany.

─Świetnie. ─ Mefisto złapał mnie za ramiona i uśmiechnął się zwycięsko. Dopiero po paru minutach patrzenia się w dość nietypowy grób dziewczyny zaczęliśmy iść. Długo to nie trwało bo ciemnooki znalazł miejsce gdzie może stworzyć przejście do piekieł. Po wejściu od razu mogłem poczuć to ciężkie powietrze, zresztą nie tylko to ale biegnące obok mnie dziecko które coś ukradło. Staliśmy w centrum miasta a mieszkańcy machali głowa na znak przywitania potworowi. Bo w pełnym stopniu Rhaast jest i człowiekiem i monstrum.
Już trochę zmęczony ciężko mi było przejść przez całe miasto ale nie chciałem tego pokazywać, żeby ON nie zrobił niczego głupiego. Staliśmy już u wielkich wrót jego posiadłości w której spędził pewnie całe życie. Przy wejściu zobaczyliśmy obsługę i brata Pana ciemności czyli Aatroxa. Chyba wyprawiał jakieś przyjęcie.

─Co ty znowu wyprawiasz wywłoko. ─ Rhaast założył ręce na siebie.

─Ugh, wstydziłbyś się. Niby chcesz zostać władcą a nie pamiętając o urodzinach ojca nie wiem jak to osiągniesz.

─Ta, rzeczywiście. Ale czy naprawdę ten starzec potrzebuje jeszcze urodzin jak dziesięciolatek? ─ Patrzyłem na ich rozmowę nawet się nie odzywając.

─Oczywiście, że nie. Jeśli chcesz abym zajął tron. ─ Oparł się o ścianę popijając czarne wino. Rhaast tylko zmniejszył oczy i zaczął iść w kierunku góry.

─Chciałeś zająć tron? ─ Zapytałem kiedy wchodziliśmy po schodach. Nigdy mi tego nie mówił.

─I dalej chcę to zrobić, nie pozwolę aby jakiś fagas zrobił z piekieł jakąś śmieszną krainę. Muszę niestety zrobić to przyjęcie i przymilać się do ojca. Muszę także poznać ciebie z nim, nie martw się nawet jak Cię nie polubi niedługo umiera. ─ Jest okropny, tak z łatwością to powiedział? Prawdopodobnie dziwi mnie to bo sam nie miałem nigdy prawdziwego ojca.

─Ale najpierw zjedz, widzę przecież, że jesteś zmęczony ─ Tym razem miał rację, chciałem się tylko położyć. Mówił że wszyscy na mnie czekają jednak jego brat nie był jakiś zachwycony widząc mą twarz. Pewnie nawet nie zwrócił na mnie uwagi i chciał rywalizować słownie z bratem o koronę. Nigdy nawet nie widziałem jakiejś innej rodziny niż on, najbardziej obawiam się jego matki. Zawsze księżne i królowe są oziębłe i mają na sobie szaty z najwyżej półki. Rhaast jest jaki jest więc także rodzice muszą mieć jego charakter.

Chciałem się jeszcze umyć i iść spać jednakże nie mogłem nigdzie znaleźć Darkina. W końcu natrafiłem na niego jak prowadził trudną dyskusje z rodzeństwem o kolorze obrusu.

─Marsala. ─ Powiedział gniewie starszy demon.

─Burgundowy. ─ Emocje naprawdę były napięte, aż dziwne że o takie rzeczy była kłótnia.

─Serio kłócicie się o kolory? Czy to już nie przesada?

─Słuchaj nasz ojciec to naprawdę ważna osoba także nie możemy wziąć byle jakiego koloru.

─Czy tym nie powinna zajmować się kobieta?

─Nasza siostra uznała, że nie ma zamiaru tu być ani chwili więcej i ukrywa się przed rodzicami w Freljordzie.

─Czy to nie piekło dla demonów? Jest tam zimno, ciężko i ogólnie raczej źle.

─Oh, ależ ona nie jestem demonem. To człowiek. ─ Poczułem szok, jak to możliwe że z dwóch potworów wyszedł człowiek?

─Jakim cudem? Przecież jesteście demonami, wasi rodzice też. Adoptowali ją? ─ Mogłem tylko zobaczyć jak spojrzeli na mnie i zaczęli się śmiać. Jak ja tego nienawidzę.

─Nasza mama jest ludzką istotą. Demon nie może mieć w sobie ani cząstki ludzkiej więc albo się rodzi demon albo normalne dziecko. ─ Oh, zawsze mi się zdawało, że jest inaczej. Teraz nie muszę się dziwić, że demon nie ma uczuć. Poczułem jak ktoś wpada na mnie i upada a talerze które ta osoba trzymała pękają na drogiej płycie.

─Przepraszam paniczu. ─ Odezwał się damski głos za mną. Wiedziałem do kogo należał. Bardzo dawno go nie słyszałem.

─Violin? ─ Odwróciłem się i pomogłem jej powstać, miała w rękach ostre odkłamki naczynia.

─Dziękuję. ─ Wysapała już zdyszana, widać, że dawno nie miała wolnego i cały czas pracuje. Ale co się dziwić, on nie zwraca na innych uczucia a jego brat na to nie patrzy.

League of romance. | Rhaayn ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz