Obudził go dźwięk alarmu, więc w sekundę był już na nogach. Poleciał do kabiny pilotów, żeby zobaczyć co się dzieje. Odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że to tylko sygnał informujący o tym, że zbliża się do planety Louu. Zasiadł za sterami i przeszedł na sterowanie ręczne. Miał drobne turbulencje, ale R2D2 zmienił trochę kurs, żeby Obi-Wan mógł swobodnie lecieć. Zauważył lądowisko i podszedł do lądowania. Zarejestrował swoje położenie i wysłał go na Coruscant, w razie jakiegoś niebezpieczeństwa. Zarzucił kaptur na głowę i poszedł przed siebie. Nie do końca pamiętał, gdzie znajduje się bar, w którym pracował przyjaciel Qui-Gona, ale skupił się i pokierował się uczuciami, i sercem. Dotarł przed budynek, który bardziej przypominał spelunę niż lokal, ale wszedł do środka, bo czuł, że to tutaj. Ściany miały kolor czerwony, ale wewnętrzny wystrój wyglądał zdecydowanie lepiej niż zewnętrzny. Podeszła do niego dziewczyna, jej skóra miała czerwony kolor.
- Witam, w czym mogę pomóc?- zapytała, nie podnosząc wzroku na Kenobiego.
- Szukam szefa, czy mógłbym zamienić z nim kilka słów?
- Proszę zająć stolik, zaraz go zawołam.- odpowiedziała i odeszła, nawet nie zapytała, czy chce coś do picia.
Zajął miejsce przy oknie i szczerze mówiąc, denerwował się, bo nie był pewien czy w ogóle zawołał właściwego człowieka. Po chwili stanęła przed nim bardzo niska osoba, która spoglądała na niego podejrzliwie.
- Szukał mnie pan?- zapytał oschle.
- Tak... właściwie to nie wiem, czy to pan, jestem przyjacielem Qui-Gona...
-... Obi-Wan Kenobi?- starszy szef zdziwił się.- to ty? Jak ostatnio Cię widziałem, byłeś jeszcze młodym uczniem swojego mistrza. Jestem Dee, jeśli mnie nie pamiętasz. Możesz zwracać się do mnie po imieniu, przyjaciele Qui-Gona to moi przyjaciele.- dodał, podając mu rękę. Usiedli przy stoliku, Kenobi wyciągnął dokumenty i rozłożył na stole.
- A więc, pamiętasz jak byłem tutaj z moim Mistrzem prawda? Pokazywałeś nam zbiór swoich opowiadań, w języku asmelajskim, tak się składa, że ktoś chce zdecydowanie zniszczyć zakon Jedi. Przy jednej z naszych misji, znaleźliśmy akta, czy byłbyś w stanie przetłumaczyć co jest tutaj napisane?- wskazał palcem na kartki. Dee zamyślił się.
- Wszędzie są daty i sprawozdania z wypraw, nie jestem pewien, dlaczego niektóre daty dopiero nadejdą, ale najbliższa ma być za miesiąc. Pisze tutaj, że pan posiądzie nowego ucznia. Tych dokumentów jest dosyć sporo, jeżeli możesz to zostaw mi je tutaj, a ja Ci je wyślę już przetłumaczone.- Starszy przyjaciel spiął się i nerwowo bawił się palcami.
- Co się dzieje?- zapytał Obi-Wan.
- Posłuchaj mnie uważnie, ktoś nas obserwuje od momentu, w którym przekroczyłeś drzwi tego pomieszczenia. Zostaw tutaj te dokumenty i odejdź, na jaką planetę mam wysłać tłumaczenie?
- Na Coruscant.- odpowiedział spokojnie, nie dając po sobie poznać, że już wie.- Dziękuje drogi przyjacielu, myśle, że nasze interesy będą się pnąć coraz wyżej, dam znać, kiedy transport żywności wyruszy.- dodał, miał nadzieje, że szpiedzy złapią jego haczyk. Żadnego transportu miało nie być. Wyszedł spokojnie i zobaczył, że w jego stronę idzie zakapturzona postać, która widocznie chciała go zatrzymać. Ten machnął ręka w okolicach twarzy i powiedział.
- Nie będziesz mnie śledzić.
- Nie będę Cię śledzić.- powtórzył i odszedł.
Obi-Wan jak najszybciej pobiegł do swojego statku, żeby dać znać co stało się kilka minut temu, istoty zamieszkujące planetę, patrzyły na niego i usuwały mu się z drogi. Wskoczył na statek i szybko włączył tablice komunikacyjną, a jego oczom ukazał się Yoda, Mace Windu, Anakin i Ann.
- Mamy problem. Ktoś nas obserwował, ale Dee, bo tak się nazywa przyjaciel, którego poszukiwałem, wziął na siebie sprawę tłumaczenia i wszystkie informacje chce wysłać na Coruscant. Jak będę miał pewność, że teren jest czysty, wylecę stąd. Ktoś mnie śledził, ale odgoniłem go techniką manipulacji umysłu.- powiedział do holograficznych przyjaciół.
- Uważać musisz, niebezpieczeństwo wyczuwam wokół Ciebie.- rzekł Yoda z poważną miną.
- Mistrzu, mam przylecieć? Mogę wystartować nawet teraz.- Anakin wyglądał na zmartwionego, tak samo jak Ann, która nie chciała dać po sobie znać, że najchętniej już by wsiadła w byle jaki statek i popędziła po Kenobiego.
- Zostańcie, dam sobie radę sam, jednak gdyby coś mi się stało, nie dopuśćcie, żeby zrobili krzywdę najmłodszym z nas.
- Nawet tak nie mów...- Mace Windu zaczął, ale Mistrz Anakina natychmiastowo się odwrócił, usłyszał jakiś szmer. Wyciągnął miecz świetlny i zerwał połączenie ze swoimi przyjaciółmi. Powoli zmierzał do źródła hałasu, wyczuł złoże mocy, złej mocy.
- Ktoś tu nie potrafi zabezpieczyć statku. Nie uczyli was tego w zakonie Jedi?- Obi-Wan odwrócił się, jego oczom ukazał się zakapturzony.
- A was nie uczyli, że robicie złe rzeczy?
To zdanie rozzłościło wroga, który natychmiastowo naskoczył na niego z mieczem świetlnym. Obi zwinnie się bronił, ale czuł, że tamten ma przewagę. Dryfowali po całym statku, laserowe światła odbijały się od siebie jak szalone. Zakapturzony wykonał ruch ręką, podnosząc Kenobiego w górę. Dusił się, ale bardzo szybko kopnął przeciwnika w twarz, zyskując sekundy na opanowanie sytuacji. Przywołał miecz z czerwonym laserem do siebie, żeby nieznajomy nie mógł go znów wykorzystać. Już miał zabić swojego rywala, ale ten dosłownie znowu rozpłynął się w powietrzu. Mistrz Anakina upadł na ziemię, ciężko dyszał.
- R2D2, zamknij drzwi główne, lecimy do domu.- powiedział słabym głosem. Podszedł do sterów i szybko wzbił się w powietrze. Opuścił planetę Louu jak najszybciej mógł, jednak to nie był koniec jego problemów.Wiem, że rozdział miał być w piątek, jednak klasa maturalna trochę mnie przerosła, troszkę więcej akcji dzisiaj, w następnym rozdziale również. Niech moc będzie z Wami!
CZYTASZ
Jasna Strona Uczuć
FanfictionPo śmierci Qui-Gona, Obi-Wan Kenobi stracił nie tylko mistrza, ale również przyjaciela. Jego jedyną nadzieją był młody Anakin Skywalker. Jakiś czas później, gdy Annie był już Padawanem, poznał Ann Mon. Młoda, zagubiona dziewczyna, która również szko...