Rozdział 15

665 58 1
                                    

Szczęśliwie dotarli na Coruscant i wszyscy rozeszli się w swoje strony. Misja miała odbyć się tego samego dnia rano, ale ze względu na stan zdrowia Ann, przełożyli ją jeszcze o dwa dni. Obi-Wan przebywał właśnie na sali treningowej z Anakinem, bowiem jutro już wyruszają i nie będzie na to czasu. Annie szybko się uczył, ale Mistrz Kenobi twierdził, że był zbyt rozkojarzony, ale nie potrafił nad tym zapanować. Byli na sali treningowej już długi czas i byli trochę poirytowani swoją obecnością, co jest u nich normalne. Mistrz Skywalkera chodził cały dzień poirytowany, ale jego uczeń wolał się nie wtrącać ani o nic nie wypytywać. Mace Windu stanął w drzwiach i oglądał ich koleiny z rzędu pojedynek.
- Mistrzu Windu!- krzyknął Annie.- jak się czuje Ann?
- Nie odzywała się do Ciebie? Od wczorajszego poranka nie mam z nią kontaktu. Jutro mamy wyruszać a ja nie wiem czy ona w ogóle jest w stanie gdziekolwiek lecieć.- zaniepokoił się.
- Na pewno czuje się dobrze- uciął Kenobi, bojąc się, że to wszystko przez niego.- Anakin, wracamy do treningu.
- Obawiam się, że będziecie musieli przestać. Yoda chce nas widzieć, żeby wszystko ugadać.
- Masz szczęście.- pokazał palcem na swojego ucznia który się wyszczerzył i poinformował Windu, że sprawdzi co z panienką Mon.
Dwójka Mistrzów udała się do głównej sali, gdzie czekała już reszta członków misji. Mace zabrał głos.
- Wyruszamy o świcie, plan jest prosty, jednak musicie wiedzieć, że misja jest niebezpieczna, bo nie wiemy ilu ich jest.- powiedział i wyświetlił mapę planety, która wisiała w powietrzu. Wskazał palcem na punkt, w którym prawdopodobnie jest ich schron.- Tutaj najpierw wylądujemy i zostaniemy na noc. Będziemy późnym wieczorem, więc nie będzie sensu działać. Następnego ranka musimy przedrzeć się przez ich barierę i obserwować co robią, to bardzo ważne. Jeśli się uda, musimy robić to jak najdłużej, mogą nas doprowadzić do celu, czyli w tym przypadku planów. Jeśli się uda, spróbujemy obejść się bez ataku, ale moim skromnym zdaniem i tak dojdzie do małej bitewki. Wszystko powtórzę wam jeszcze na statku, bo nie wszyscy mogli tutaj przybyć. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, to pytajcie albo mnie, albo Obi-Wana, bowiem on jest dowódcą.
Polecenia były jasne, wszyscy wiedzieli co i jak, więc skierowali się w stronę wyjścia, ale Yoda pokazał Kenobiemu, żeby został jeszcze na chwilkę.
- Co Cię trapi, Obi-Wanie?- zapytał starszy Mistrz.
- Co? Nic...- był szczerze zdziwiony.
- Czuje... niepokój w głowie twojej.
- To pewnie przez moje nocne koszmary, które dręczą mnie od śmierci Qui-Gona. Obiecuję, że postaram się oczyścić umysł.- ukłonił się w stronę swojego rozmówcy i wyszedł. Bał się, że wyczuje coś, czego nie powinien.
Anakin zderzył się z nim przy drzwiach głównych, poinformował Kenobiego, że Ann nie otwierała drzwi, więc odpuścił. Mistrz tylko na niego spojrzał, ale nic nie powiedział i przepuścił Skywalkera, który został wezwany przez Yodę. Tak naprawdę to Anakin widział się z Ann, była w bardzo złym stanie, otworzyła mu cala zapłakana, ale nie chciała powiedzieć o co chodzi. Nie wydawało mu się, żeby aż tak cierpiała z powodu Obi-Wana. Szybko go zbyła i zagroziła mu, że jeśli powie coś swojemu Mistrzowi, to wrzuci go do gniazda Gawirów, obrzydliwych małych stworzeń. Szedł przed siebie, z głową pełną myśli.
~~~
Mistrz Anakina szedł przed siebie, ale nie dawało mu to spokoju, dlaczego dziewczyna nie daje znaku życia? Miał złe przeczucia i od razu stwierdził, że przejdzie się do niej, ale tylko żeby się upewnić, że nic jej nie jest. Mogła zasłabnąć, bo naprawdę mocno się uderzyła. Przestraszył się na samą myśl i przyspieszył kroku, szybko znalazł się pod jej drzwiami. Zadzwonił na dzwonek, ale nie otwierała. Nie odpuścił więc zaczął pukać i pukać. Usłyszał szmer obok drzwi.
- Ann, wiem, że tam jesteś...- szeptał do drzwi- wpuść mnie, proszę.
Drzwi się otworzyły, stanęła w nich drobniutka dziewczyna z podkrążonymi oczami, bladą i spuchniętą twarzą. Nie odzywając się, zaprosiła go gestem ręki do środka. Poszła prosto na taras, usiadła przy stoliku i zakryła twarz rękoma.
- Pójdę zrobić herbatę, zostań tu.- powiedział.
Nie minęło nawet pięć minut, a już siedzieli na przeciwko siebie z wielkim zapasem gorącego napoju. Dziewczyna patrzyła na panoramę miasta.
- Co się stało?- zapytał niepewnie, bojąc się odpowiedzi.
- Nie wiem czy chcesz o tym słuchać... to tylko kolejne niepotrzebne smutki.
- Chcę!- powiedział szybko, chyba aż za szybko. Dziewczyna westchnęła i zaczęła mówić.
- Mija kolejna rocznica, odkąd moi rodzice mnie opuścili, nie potrafię przestać o tym myśleć, brakuje mi ich... tęsknie za nimi w każdej sekundzie swojego życia, ale równocześnie nienawidzę ich za to, że mnie zostawili. Żaden rodzic tak nie powinien postąpić, żaden...
Zapadła głucha cisza, dziewczyna zacisnęła powieki w akcie wewnętrznego bólu, zasłoniła twarz rękoma, żeby nie było widać jak płacze. Mężczyzna przysunął się troszkę bliżej i złapał ją za dłonie, głaszcząc kciukami zewnętrzną stronę.
- Nie do końca wiem jaki to ból, ale myśle, że powinnaś iść dalej przez życie, starając się o tym nie myśleć. Nie masz pojęcia, jaką dobrą osobą jesteś, zostałaś po naszej stronie, a nie przeszłaś na ciemną jak twoi rodzice. Wszyscy czują do Ciebie wielki szacunek za to, Mace Windu jest bardzo z Ciebie dumny, jesteś dla niego jak córka. Postaraj się skupić na osobach, na których bardzo Ci zależy. Musisz wyzbyć się nienawiści do twoich rodziców, bo wewnętrznie się wykończysz.- mówił bardzo spokojnie i łagodnie, jego głos działał na nią bardzo kojąco.
- Może i masz rację... o jejku, przepraszam. Zapomniałam nawet, że powinnam zwracać się do Pana oficjalnie.- powiedziała słabym głosem.
- Nie przepraszaj mnie za takie rzeczy, już dawno powinienem to zaproponować, jeżeli nie jesteśmy na oficjalnych spotkaniach, możesz zwracać się do mnie po imieniu. Tak będzie łatwiej.
Ann popatrzyła na Obi-Wana i uśmiechnęła się trochę wymuszonym gestem. Oboje stwierdzili, że już późno, szczególnie, że z rana muszą wylecieć na misję. Panienka Mon odprowadziła mężczyznę do drzwi.
- Jeszcze raz dziękuje, że przyszedłeś.
- Zawsze do usług, jeśli będziesz miała jakiś problem, zawsze możesz się do mnie odezwać. Służę pomocą.- powiedział i wyszedł. Dziewczyna zasunęła za nim drzwi, oparła się o nie i przymknęła oczy i powiedziała sama do siebie:
- Dziękuje, Obi-Wanie Kenobi, za to, że istniejesz.

PRZEPRASZAM, że wczoraj nie było rozdziału, ale nie miałam jak go dodać. Troszkę rozwinęłam akcje pomiędzy bohaterami, dlatego, że kolejne rozdziały będą wojenne, więc nie wiem czy będzie na to czas. Niech moc będzie z Wami!

Jasna Strona UczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz