09. Umieram.

214 51 17
                                    

— Wierzysz w prawdziwą miłość, Britt? — zapytał Harry, patrząc uważnie na swoją przyjaciółkę. Siedzieli razem w sadzie i podziwiali ostatnie podrygi jesieni. Złociste liście tańczyły na wietrze, opadały i tworzyły rozległe szeleszczące dywany. Z oddali dobiegał ich szum strumyka.

— To nimfy śpiewają nam swoje pieśni  — mawiała zawsze Brittany. — Słyszysz? Pewnie chcą nam o czymś opowiedzieć.

Kiedy pierwszy raz usłyszał to z jej ust, roześmiał się. Ona mówiła o nimfach, wierzyła w ich istnienie. Potem jednak zawstydził się swojej reakcji. Nie mógł przecież podważać jej słów. W końcu on sam na co dzień rozmawiał z Aniołem.

— Prawdziwą miłość... — powtórzyła w zamyśleniu. — Coś na tym świecie musi być, Harry. Jeśli istnieje przyjaźń, dlaczegóż by miała nie istnieć miłość? Może miłość jest najwyższym stopniem przyjaźni?

Zarumieniła się na te słowa. Nie chciała, żeby chłopiec zrozumiał ich głębszy sens. Znała go już ponad cztery lata. Teraz ten jedenastoletni człowiek był całym jej światem. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Wiedziała tylko, że bez niego nie jest w stanie żyć.

— Gdybym mógł określić miłość którąś z pór roku, wybrałbym właśnie jesien, wiesz?

— A nie wiosnę?

— Dlaczego wszyscy uważają wiosnę za czas miłości? Jesień jest taka dostojna, majestatyczna. Starzeje się i opada z sił, ale cieszy oko. Jest do końca piękna. Nie poddaje się, choć pewnie zdaje sobie sprawę z końca. Znaczy, wiadomo, czasem pada deszcz. Ale wiosna też nie rozpieszcza słońcem.

— Zastanawiam się, Harry, skąd ty bierzesz te wszystkie piękne myśli. We wszystkim potrafisz ukazać poetyckość. — Uśmiechnęła się, dumna, że użyła tak mądrego słowa w jego obecności.

— To samo tak wychodzi. Myśli przelatują mi przez głowę, a ja szukam kogoś, z kim mógłbym się nimi podzielić. Ty jesteś idealna.

Przeszedł ją dreszcz. "Idealna do słuchania, nie idealna jako osoba" — pomyślała, próbując się uspokoić. Dlaczego on tak na nią musiał działać?

— Rozmawiałam wczoraj z Jane. — Zmieniła temat.

— Nawet mi o niej nie wspominaj. To jest "błąd młodości".

Dziewczynka wybuchnęła śmiechem.

— Bo ty już jesteś taki stary... W każdym razie pytała o ciebie...

— Nie chcę o tym słyszeć, Britt. Obiecałaś, że nie będziesz o niej mówić.

— Może i złamała ci serce, ale nie spisuj jej na straty. Minęło tak dużo czasu od tamtego wydarzenia, Harry. Byliśmy małymi dziećmi. A ty nadal pod tym względem zachowujesz się jak ośmioletni brzdąc. I co, teraz już nigdy się nie zakochasz?

— Nie wiem. Może kiedyś. Na razie nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy.

Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. "Będę czekać" — pomyślała.

***

Harry siedział przy stoliku i wpatrywał się w skupieniu w podręcznik. Była już późna godzina, świeczka prawie się wypaliła. Przetarł ze zmęczenia oczy. Był wykończony, cały dzień pomagał mamie w obowiązkach domowych. Rozejrzał się po pokoju i dostrzegł Mary. Uśmiechnął się.

— Powinieneś już pójść spać, wiesz?

— Chcę tylko to dokończyć. Jeszcze chwilkę.

Cry, AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz