10. Marność nad marnościami

252 50 19
                                    

Schody chyba nigdy nie wydawały tak głośnych dźwięków jak w tamtej chwili. Harry zrobił następny krok i nerwowo wstrzymał oddech, słysząc kolejne skrzypnięcie. Było ciemno, na dworze padał deszcz. Dwunasty stopień. Jeśli dobrze liczył, zostały mu już tylko cztery. Kolejny krok, kolejne skrzypnięcie i kolejny wstrzymany oddech. W końcu poczuł pod bosymi stopami miękką nawierzchnię dywanu. Stąpał powoli, starając się bezszelestnie dostać do pokoju Rose. W ciemności dostrzegł zarys uchylonych drzwi, zza których sączyła się jasna, wąska stróżka światła. Gdyby nie egipskie ciemności panujące dookoła, pewnie by jej nie dostrzegł, tak była słaba.

Na paluszkach podszedł do owej stróżki i próbował przecisnąć się przez szparę w drzwiach bez konieczności  otwierania ich szerzej. Niestety, bezskutecznie. Chciał westchnąć, przypomniał sobie jednak, że nie może sobie pozwolić na wydanie żadnego dźwięku. Leciutko pchnął drzwi i wślizgnął się do pomieszczenia.

Tak jak przypuszczał, świeczka prawie się wypaliła, wciąż jednak tliła się, dając trochę światła. Spojrzał na śpiącą kobietę, na jej bladą, poszarzałą skórę i wory pod oczami, widoczne nawet przy tak słabym oświetleniu. Wczorajsze odkrycie dziennika męża znów postarzyło ją o kilka lat. Jej piękno nie zniknęło, ale teraz na jej obliczu można też było dostrzec ogromny ból, co dawało wrażenie ogólnej melancholii i bezsilności. Harry wpatrywał się jeszcze chwilę w śpiąca matkę. Nagle dostrzegł coś więcej. Jakieś rysy w jej duszy świadczące o tym, że mocno coś przeżyła. Doskonale wiedział, że są to blizny, których czas nie zabierze jej nigdy, a pozostawi je na pamiątkę przeszłości.

Jej koścista dłoń zaciśnięta była na przyczynie owej nocnej wyprawy. Pożółkła, stara książka, wciąż jeszcze otwarta, tak jakby Rose zasnęła w trakcie zgłębiania lektury. Przygryzł mocno wargę, tak, że aż poczuł smak krwi na języku. Powoli wyciągnął rękę, chwycił za książkę i lekko szarpnął.

Kobieta jęknęła, a chłopcu momentalnie przestało bić serce. Pociągnął jeszcze raz i wyrwał jej przedmiot. Wtedy otworzyła usta i wymamrotała: "Gregor". Nie mógł już dłużej patrzeć na jej wychudzoną i zmizerniałą postać. Zapominając o wszelkich środkach ostrożności, prędko opuścił pomieszczenie i wbiegł po schodach do pokoju, potykając się kilka razy. Zamknął drzwi i oparł się o nie, dysząc ciężko.

Zawsze widział Rose jako silną, pogodną kobietę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z ogromu jej cierpienia. Gregor był całym jej szczęściem, miłością jej życia. Utraciła to, utraciła cząstkę swej duszy. Za dnia twarda i uśmiechnięta, w nocy bezsilna, nieskora do udawania.

Kiedy już się uspokoił, podszedł do biurka i drżącą ręką zapalił drugą świecę. Położył książkę na blacie i wziął głęboki wdech.

I wtedy go zobaczył. Gregor nagle zmaterializował się przed nim. Harry przestraszył się i wydał stłumiony pisk. Przeszyło go uczucie ogromnej tęsknoty i żalu. Czuł tak wiele, że to go aż paraliżowało. Mężczyzna popatrzył na niego smutnymi oczyma i pokręcił niezadowolony głową. Potem, równie nagle jak się pojawił, zniknął, jednak wszystkie emocje, które obudziły się w chłopcu, nie poszły w jego ślady. Strach, niepokój, żal – one wszystkie zostały, wykorzystując jego ogromną wrażliwość. A mówią, że jest ona wielkim darem...

— Mary? — powiedział dziwnym, jakby nieswoim głosem. Nie chodziło nawet o chrypę. To jedno słowo było tak naszpikowane emocjami, że zdawało się, iż jeszcze długą chwilę wisiało w pustej przestrzeni między nimi.

— Jestem z tobą, Harry. — Usłyszał za sobą.

Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Był cały roztrzęsiony.

Cry, AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz