{15} Why is it only you I'm thinking of?

258 36 11
                                    

❝Ja kocham cię najmocniej. Kiedy jesteś po prostu sobą. Tak, jesteś wszystkim, czego pragnę❞

Lindsay  

– Co tak długo? – rzucił od razu oburzony Connor, gdy mnie zauważył. Poderwał się na równe nogi, a za nim reszta, prócz Sierry, która z opóźnieniem wstała z drewnianej ławki. 

– Jeszcze jaka uradowana – zawołała brunetka.

– Co sprawia, że jesteś w takim humorze? Czyżby mój widok? – uśmiechnęła się pod nosem i odepchnęła zaczepnie, gdy rozłożył ręce do uścisku. – Wyglądasz dzisiaj wyjątkowo dobrze. Cieszę się z tego – podziękowałam mu.

– Wzięliście wszystko? Hannah, masz telefon? – upewniała się Sierra po ostatnim incydencie, gdzie blondynka zapomniała komórki z szatni.

– Tak, sprawdzałam – zapewniła. – Nie mam dzisiaj apetytu.

– W sumie ja też – wzruszyła ramionami.

– Mnie i Lindy nie musicie pytać, bo odpowiedź jest oczywista. Zawsze mamy ochotę na jedzenie – parsknął szatyn, biorąc pod ramię mnie i Hannah. Ona chwyciła Sierrę.

Skierowaliśmy się w stronę stolików. Nie mogłam się doczekać, by skosztować mojego ulubionego śniadania, czyli naleśników z malinami i dżemem poziomkowym przyrządzonych przez moją mamę. Zgarnęłam włosy na lewą stronę i przychyliłam twarz do plastikowego pudełka, gdzie miałam schowane dwa smakosze. Nie chciałam się dodatkowo pobrudzić, dlatego starałam się, by masa nie wypływa z ciasta. Jak wiemy, to prawie niemożliwe i już po trzecim gryzie, moje palce były całe w mazi. Dlatego oblizałam je skrupulatnie, zapominając, że tuż obok mnie siedzi Connor, który bacznie mnie obserwuje.

– Czasem zastanawiam się, czy nie jesteś damską wersją mnie, Lindsay – szturchnął mnie ramieniem, podśmiewając się.

– Również – uniosła dwa palce ciemnowłosa, zanosząc się śmiechem.

– Smacznego, poziomko – powiedział. Jest taki upierdliwy.

– Dziękuję – spiorunowałam go wzrokiem i powróciłam do jedzenia, z nadzieję, że nikt mi nie przerwie po raz kolejny posiłku.

– A ja powiem, gryź powoli, malinko – usłyszałam głęboki, ale rozbawiony głos Luke'a.

Odwróciłam się natychmiast w jego kierunku. Stał kilka kroków dalej, z Ashtonem. Lokowany blondyn pomachał do mnie i do reszty dziewczyn.

– Przestańcie się czepiać. I nie nazywajcie mnie owocami, które właśnie jem. Czuję się jak kanibal – jęknęłam.

– Wspomniałem już, jak łatwo cię zirytować? – przewróciłam oczami.– Liczę, że zaprosisz nas do stolika.

– Nie – zaprotestowałam bez dłuższego namysłu. – Znajdź inne miejsce.

– Wszystko jest zajęte.

– Nie ma mowy, spadaj – pokazałam mu środkowego palca.

– Nie bądź taka niegrzeczna – zamrugałam kilka razy, słysząc męski głos.

Przeszedł mnie dreszcz. Od razu. Po całym ciele. Gdy spojrzałam w jego stronę, poczułam skurcz w brzuchu. Wyprostowałam się bardziej, choć nie byłam zgarbiona. Rzucił mi wyzywające spojrzenie. 

– W takim razie ja was zaproszę – zamurowało mnie po słowach Hannah. Ta wzruszyła ramionami i przysunęła się bliżej mnie. W powstałe miejsce usiadł Luke. Wkurzona wbiłam wzrok z blondynkę, ale się nie odezwałam.

Na przeciwko usiadł uśmiechnięty Ashton, widocznie miał dobry humor, w przeciwieństwie do mnie, który uległ zepsuciu. Kretynów do siebie ciągnie, pomyślałam, gdy blondyn namiętnie opowiadał o czymś niebieskookiej, gestykulując.

Po chwili Calum opadł na kamienną ławkę obok chłopaka o orzechowych oczach. Poczułam jak ktoś uderza w moje nogi. Odruchowo cofnęłam je, podkulając i zakładając na kostkach do tyłu.

– Przepraszam – kiwnęłam głową na znak, że nic się nie stało.

– Gdzie zgubiliście Michaela? – spytał Connor, gdy skończył jeść. 

Przypomniałam sobie o pysznym posiłku leżącym przede mną i tak jak wcześniej, schyliłam się po gryza. Skrzywiłam się, gdy z drugiego końca wyleciała mi połowa konfitury. Zapomniałam rano spakować sztućców. Wszyscy mieli kanapki, oprócz szatyna, ale on miał tylko jeden widelec. W dodatku cały upaćkany w sosie serowym. 

– Poszedł do osiedlowej piekarni po ciasto francuskie dla siebie i Caluma – odpowiedział Ashton.

– Nie wziąłem dzisiaj nic na lunch – sprostował ciemnooki.

– Poproś Lindy, może jakimś cudem podzieli się z tobą, ma jeszcze jednego naleśnika – rzucił Luke. Chyba żartował, ale nikt się nie zaśmiał, a Calum tylko na mnie spojrzał. Wydaje mi się, że czekał na moją reakcję.

– Nie ma mowy. Ona prawie z nikim nie dzieli się jedzeniem. Prawda? – mrugnął do mnie Connor.

Założyłam spadające pasmo włosów za ucho i ułożyłam dłonie na udach. Każdy na mnie patrzył, więc dopadł mnie lekki dyskomfort. Mimo to nie chciałam tego okazywać.

– Właściwie... – zerknęłam na Caluma i z powrotem wróciłam wzorkiem do szatyna. Nie byłam pewna, czy chłopak o nieziemskim uśmiechu, który potrafi uszczęśliwić mnie, chce tak naprawdę tego naleśnika. – Mogę dać ci– zwróciłam się do niego. Starałam się wyglądać, jakby było mi to obojętne, dlatego wzruszyłam na koniec ramionami. Przyjaciel był widocznie zdziwiony. Sama nie wiedziałam, co robię. – Nie jestem głodna – odparłam, choć tak naprawdę byłam cholernie złakniona. 

Przez niego zwariowałam.

rozdział dla dziewczyny z twittera, która zmotywowała mnie do napisania kolejnego rozdziału

macie swojego ulubionego bohatera lub kogoś, którego polubiliście? może nawet jakąś osobę już nie lubicie?

dziękuję za przeczytanie, dużo miłości

*cytat pochodzi z piosenki  niall horan - since we're alone

hoodie // calum hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz