Niespodzianka: Ashton vol.1

2.4K 130 34
                                    

Wracałaś z kina, do którego wybrałaś się z przyjaciółmi. Oni poszli w inną stronę, po setnym upewnieniu się, że dasz sobie radę. W końcu byłaś już dużą dziewczynką, więc mogłaś spokojnie iść do domu po ciemku. Noc była bezchmurna, dzięki czemu idealnie było widać okrągły księżyc śmiejący się w Twoją stronę. Gdyby nie latarnie, na pewno widziałabyś wszystko w świetle księżyca.

Skręciłaś pomiędzy budynkami, żeby dojść do głównej ulicy dzielnicy. Byłaś niedaleko swojego domu, co Cię ucieszyło. Przyznajmy sobie szczerze – czułaś się nieswojo, słysząc pijackie śpiewy wracających z imprez ludzi albo co chwilę spadające pokrywy od śmietników. Przeklinałaś w tym momencie bezdomne koty, które Cię straszyły nieświadomie. Będąc na głównej ulicy, dostrzegłaś grupkę nieco podchmielonych ludzi. Z daleka widziałaś, że byli to młodzi mężczyźni, z czego nie byłaś zadowolona. Zwolniłaś nieco kroku, aby wziąć głęboki wdech. Nie byłaś ubrana wyzywająco – dżinsy i sweterek, a na to cienka kurtka bomperka – jednak nie lubiłaś tych zamglonych spojrzeń pijanych ludzi, gdy przechodziłaś obok. Czułaś się niepewnie oraz osaczona.

Policzyłaś do pięciu, po czym ruszyłaś żwawym krokiem. Nie miałaś ochoty obchodzić ich dłuższą drogą. Pewnie powiedzą jakieś głupie teksty, pośmieją się i dadzą sobie spokój, a ty będziesz szybciej w domu. Przekonana o takim przebiegu wydarzeń podchodziłaś do nich coraz bliżej. Było ich czterech. Jeden trochę się kołysał, reszta stała twardo, ale z ich ust wydobywał się bełkot. Przewróciłaś oczami niedostrzegalnie dla ludzi w ich stanie.

– Ej, mała! Co sama robisz o tej porze? – zaczął jeden, najbliżej stojący.

Wstrzymałaś oddech, zaczepili Cię. Strzeliłaś sobie mentalnego liścia w twarz, ale nie zareagowałaś, szłaś dalej, dopóki jakiś innych chłopak nie zastawił Ci drogi swoim wielkim cielskiem. Byłaś przy nim malutką myszką, którą mógł zgnieść jednym ruchem. Spojrzałaś do góry na niego przerażona. Miał na sobie czapkę, krzywy nos – pewnie od złamania – był zaczerwieniony od wiatru, a ciemna broda wskazywała na jakieś... 20, może 23 lata osobnika.

– Czemu uciekasz? Zabaw się z nami!

– Przepraszam, ale chcę iść do domu – powiedziałaś cichutko.

Starałaś się, aby Twój głos był twardy. Niestety, brzmiał niezwykle słabo. Mężczyźni zaśmiali się głośno, obchodząc Cię z każdej strony. Właśnie w tym momencie wyobrażałaś sobie swój pogrzeb.

– Odprowadzimy Cię, skarbie.

– Ja to zrobię, panowie.

Obok Ciebie stał piąty, ale nie należący do grupki pijanych chłopaków. W świetle latarni zobaczyłaś jasne loczki wokół urokliwej twarzy. Poznałaś wiecznie wesołe zielone oczy, szeroki uśmiech bladych ust i dołeczki w policzkach. To był Ashton Irwin, chłopak z ostatniego roku z Twojej szkoły. Odetchnęłaś z ulgą.

Spojrzałaś na cofających się mężczyzn. Stojący przed Tobą nawet uniósł ręce do góry w geście ochronnym, na co zaśmiałabyś się, gdyby nie aktualna sytuacja.

– Już sobie idziemy.

Ashton odprowadził ich bystrym wzrokiem aż do rogu, za którym zniknęli, po czym podszedł do siebie. Jego rysy rozluźniły się, nawet się uśmiechnął. W jego oczach dostrzegłaś troskę.

– Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobili?

Kiwnęłaś głową, wpatrując się w jego oczy. Ashton był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Nie dość, że był kapitanem drużyny koszykarskiej to grał w zespole oraz zdobywał same dobre stopnie. Wiele razy widziałaś, jak bezinteresownie pomaga uczniom, zgadza się na prośby nauczycieli. Podziwiałaś, kiedy motywował swoją drużynę podczas meczów albo pocieszał wygaszonych ludzi. Był ideałem, każdy to wiedział, a przede wszystkim Ty.

Imagify ♫ 5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz