~10~

3.2K 266 5
                                    

-Biegnij!

Odwróciłam się. Szelest. Hałas. Huki. Przerażona ledwo łapałam oddech. Półmrok lasu przygniatał moje samopoczucie i miażdżył je na proszek. Wokół snuła się mgła, która zalała światło księżyca, teraz przez to wydawał się bledszy i niewyraźny. Gdzie nie gdzie widoczne były przebłyski, które równały się z odgłosem huków. Do moich uszu dobiegały hałasy szaleńczego biegu. Patrzyłam obserwując uważnie każdy skrawek przestrzeni, jednakże las był zbyt gęsty, żeby cokolwiek wypatrzyć. Za to słyszałam bardzo wyraźnie wszystkie dźwięki. Krzyki ludzi przepełnione strachem, rozpaczą i gniewem. Niebo przykryła gruba warstwa szarego dymu. Stałam niewiedząc, czy mam uciekać, czy się chować.

Wtem zza pleców wyskoczył chłopak. Po wyrazie twarzy wywnioskowałam, przerażenie. Nasze spojrzenia spotkały się i w tym momencie czas na ułamek sekundy się zatrzymał. Postać chłopaka patrzyła na mnie, zaskoczonym spojrzeniem. Byłam pewna, że go znam widziałam go dokładnie, ale również nie umiałam go nazwać i określić. Działało to jak zaćmienie charakterystyczne dla wyobraźni, snu, marzeń. Nie mogłam nic powiedzieć, chociaż na usta cisnęły mi się rozbudowane sformułowania.

-Biegnij!- krzyknął, zanim znowu zniknął w krzakach. Teraz już nie miałam wątpliwości. Skupiłam w sobie odwagę i ruszyłam dziko przed siebie.

Każdy ruch dodawał mi adrenaliny i pędu. Biegłam bez żadnych przeszkód, nawet oddech miałam wyrównany.

Obejrzałam się za siebie, ale zanim zdążyłam cokolwiek ujrzeć zderzyłam się z kimś. Przeniosłam wzrok na ową postać. Poszarpane ubranie. Poczochrane włosy. Przybrudzona twarz przepełniona lękiem. Dziewczyna. Kiedy przyjrzałam się jej uważniej, to aż pisnęłam z zaskoczenia. To byłam ja. Stałam przed sobą. Na twarzy drugiej wersji mnie widniało jednak zakłopotanie i bezradność. Oraz podejrzliwość. Zachowywała się jakby mnie nie widziała. Pomachałam przed jej twarzą, a ona nawet nie zareagowała.

-Emily! Spójrz na mnie- rozkazałam, a tamta ze strachem na twarzy wyglądała jakby szukała źródła głosu.

Nagle huk i wrzask. Postać przede mną, z paniką wymalowaną na twarzy upadła na kolana. Dyszała ciężko. Nagle nastała cisza, która miała tylko przygotować na potężny hałas, i okropny krzyk jaki wydobył się ze mnie, a właściwie tej drugiej mnie. Zatkałam uszy i kompletnie zdezorientowana patrzyłam jak dziewczyna wykorzystuje całą swoją energię na wrzask. Takiej rozpaczy nigdy nie widziałam. Wtem ucichła i upadła na bok, barwiąc wokół ziemię ciemnobordową cieczą. Przyjrzałam się zszokowana jak na brzuchu również powiększa się plama krwi. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam, żywej duszy. Konająca ja łapała delikatne hausty powietrza, zbierała siłę na ostatnie słowo.

-Leo...

Spojrzałam w jej otwarte oczy, które właśnie pozbyły się iskierki życia. Jak sparaliżowana przyglądałam się mojemu martwemu ciału. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

-Obudź się! Emily- szepnęłam. -Nie umarłaś, śpisz, obudź się!- wypowiedziałam teraz już głośniejszym tonem. Zalałam się łzami, wpadając w histerię.

~*~

-Obudź się!- usłyszałam szorstki, lekko przerażony głos. Otworzyłam mokre oczy. Było ciemno. Wzięłam głęboki wdech i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.

Mimo ciemności jaką był ogarnięty mały pokoik udało mi się dostrzec ludzki kształt siedzący na krawędzi łóżka.

-Co się dzieje?- szepnęłam, z lekką chrypką w gardle. Otarłam łzy ręką i skupiłam się na osobie, która znajdowała się obok mnie.

-Darłaś się głośniej niż banshee!- warknął zmęczony Lion. Podkuliłam nogi pod brodę, przypominając sobie koszmar. -Mam pokój na końcu korytarza, także jestem pewien, że całe piętro przez ciebie zostało brutalnie wyrwane ze snu- dodał pośpiesznie prychając, po czym wstał i skierował się do drzwi.

-Słyszałeś coś konkretnego?- spytałam już stabilnym, zimnym tonem i wbiłam w niego moje przenikliwe spojrzenie.

-Wołałaś albo mnie albo jakiegoś Leona, coś o śmierci i umieraniu... Wydzierałaś się jakby ktoś cie przypalał żywym ogniem, idź spać i nie budź mnie więcej- ostrzegł i wyszedł trzaskając drzwiami. Westchnęłam znużona i wstałam na nogi, zapalając światło. Poczułam się głupio. Całe piętro nie śpi, bo miałam koszmar. Nie chciałam, żeby ten gbur przychodził, zwłaszcza, że za nim nie przepadam.

Oparłam się o szybę i myślałam o tym, jak to bardzo chciałabym już być w domu, z bratem, siostrami i rodzicami.

~*~

Siedziałam w udawanej recepcji i pożerana przez nerwy czekałam na przyjazd rodziców. Nastawiałam się psychicznie na niemały opierdziel, przez co czułam przez ten cały cholerny czas gulę w gardle i piekące oczy. Stres w moim przypadku jest absolutnie niewskazany, ale postawmy sprawę jasno- zwaliłam i mam przerąbane.

Zauważyłam jak na końcu przeogromnego holu, który i tak w całości był wypełniony „ludźmi" pojawił się Lion w towarzystwie Williama. Pierwszy miał na sobie białą luźną koszulkę z krótkim rękawiem i krótkie spodenki w musztardowym kolorze, za to Will ubrany był w szarą bluzę bez rękawów i krótkie bojówki.

Rozmawiali ze sobą radośnie, przez co zauważyłam jacy są, kiedy nie przybierają postawy zimnych dupków. Zdecydowanie bardziej spodobała mi się ich weselsza wersja. Wiedziałam jednak, że jeżeli mnie zauważą znowu wrócą do swoich oschłych klimatów. Czy mi to przeszkadza? Nie.
Odwróciłam więc wzrok na szklane drzwi, przez które lada moment mieli wejść moi rodzice.

Układałam sobie w głowie co mniej więcej im mam powiedzieć i o co konkretnego zapytać. Nic nie usprawiedliwia mojej ucieczki, tak samo jak nic nie usprawiedliwia tego wszystkiego, czego się tu dowiedziałam...

Drzwi się rozsunęły, a ja w jednym momencie spanikowałam i schyliłam głowę, zakrywając twarz. Zrobiłam się czerwona. Zamarłam i wstrzymałam oddech. Usłyszałam głos kobiety zza lady, która głosem pełnym szacunku i uprzejmości wita... moich rodziców.

Cała drżałam, nieprzyjemne fale nerwów zalały moje ciało.

-Emily?

Usłyszałam swoje imię, które zostało wypowiedziane w ostrożny, opiekuńczy sposób, przez mojego tatę. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Gdybym miała dzieci  i jedno z nich uciekłoby na zupełnie inny kontynent, umarłabym z rozpaczy i strachu. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć w szkliste oczy mamy. Wstałam chociaż trzęsły mi się nogi. Ciągle patrzyłam się na wprost.

Nagle zostałam zamknięta w mocnym uścisku.

~*~

Naprawdę trudno pisało mi się ten rozdział :/ Mam nadzieję, że chociaż znośny 😅

Siemano

Aniela

Czym do cholery jest Mate?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz