~38~

1.8K 133 12
                                    

-Biegnij!

Odwróciłam się. Szelest. Hałas. Huki.
Już tu kiedyś byłam. Czułam przerażenie. Półmrok lasu przygniatał moje samopoczucie i miażdżył je na proszek. Wokół snuła się mgła, która zalała światło księżyca, teraz przez to wydawał się bledszy i niewyraźny. Gdzie nie gdzie widoczne były przebłyski, które równały się z odgłosem huków. Do moich uszu dobiegały hałasy szaleńczego biegu. Patrzyłam obserwując uważnie każdy skrawek przestrzeni, jednakże las był zbyt gęsty, żeby cokolwiek wypatrzyć. Za to słyszałam bardzo wyraźnie wszystkie dźwięki. Krzyki ludzi przepełnione strachem, rozpaczą i gniewem. Niebo przykryła gruba warstwa szarego dymu.

Już tu kiedyś byłam. To sen.

Wiedziałam, że zaraz zza krzaków ktoś wyskoczy. Tak się stało, zobaczyła wyraźnie przerażonego chłopaka. Nasze spojrzenia spotkały się i w tym momencie czas na ułamek sekundy się zatrzymał. To Leon, wtedy nie potrafiłam go rozpoznać, teraz widziałam wyraźnie, że to mój brat. Patrzył na mnie zaskoczony. Nie mogłam nic powiedzieć, chociaż na usta cisnęły mi się rozbudowane sformułowania.

-Biegnij!- krzyknął, zanim znowu zniknął w krzakach. Tym razem nie pobiegłam. Skupiłam w sobie odwagę i schowalam się za drzewem.
Rozejrzałam się, szukając źródła huków, ale nie dostrzegłam nikogo. Znowu padł ten straszny odgłos strzelby. Srebrny pocisk przeleciał tuż przed moją twarzą. Ostrożnie wychyliłam się zza drzewa i spojrzałam w kierunku z którego został wystrzelony. Dostrzegłam tego białowłosego mężczyznę, który okładał Alexa. Zagotowała się we mnie żądza zemsty. Byłam gotowa ruszyć na niego bez żadnej broni. Nagle obraz mi się zamazał, upadłam na ziemię w głuchej ciszy.

— Emily?!

Otowrzyłam oczy, a nade mną ciągle stała Caroline. Szybko uniosłam się do pozycji siedzącej.

— Jak długo byłam nieprzytmona? — rzuciłam szybko w nadziei, że nie straciłam czasu na bezwartościowe sny. Próbowałam uspokoić moją klatkę piersiową, która nadal ruszała się nadzwyczajnie szybko.

— Jakieś dziesięć minut... — podrapała się po głowie, jakby nie do końca wiedziała.

Wstałam natychmiat z podłogi i wyjrzałam za okno. Widziałam jak strażnicy pilnują bramy, na co odetchnęłam z ulgą.

— Emily! Wataha Alfa już jest — rzucił Chris, który wbiegł do pokoju.

Serce zabiło mi szybciej, zwłaszcza, że z braku kontaktu z bratem i mate, w głowie kreśliły mi się najgorsze scenraiusze. Ruszyłam szaleńczym biegiem w kierunku naszego szpitala, po drodze mijając przerażone Omegi. Z trudem łapałam oddech, ale próbowałam nie zeracać na to uwagi.

— Gdzie oni są?! — krzyknęłam na recepcji, a kobieta od razu przekierowała mnie do odpowiedniego gabinetu. Przeciskałam się, przez tłum osób z paniką, która zawładnęła moim umysłem.

Kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do gabinetu doktor Sky od razu pobladłam. Na kozetce leżał mój brat, a raczej liche resztki. Całe jego ciało było zmasakrowane. Poszarpane ubrania kleiły cię od gęstej bordowej mazi. Zemdliło mnie na ten widok. Trzęsłam się z tych wszystkich emocji, miałam ochotę krzyczeć i płakać. Leon był nieprzytomny, ale czułam, że żyje. Wcześniej czułam tylko ułamek tego co on musiał czuć odnosząc tak ogromne obrażenia i musiał przeznaczyć mnóstwo energii i skupienia na to bym nie czuła fizycznie tego co on. Mama siedziała na krześle obok niego przeczesując palcem jego posklejane zaschniętą krwią włosy. Z drugiej strony Simon czyścił jego rany.
Przełknęłam ślinę. Czułam się potwornie słabo, jakieś pięć minut temu leżałam jeszcze omdlała, a teraz patrzę na poszarpane, zranione ciało mojego bliźniaka.

Czym do cholery jest Mate?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz