♔ 𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶𝓁 𝒳𝒱 ♔

87 6 0
                                    

<Yoongi>
- Suga, namierzyliśmy Leę! Wiemy gdzie jest!
Krzyknąłem Markowi, że jedziemy w miejsce, które nam podał lider. Powiedziałem mu w samochodzie, że namierzyli ją. Wyciągnąłem 'koguta' i włączyłem syrenę policyjną, po czym wcisnąłem gaz i ruszyliśmy. Samochody rozjeżdżały się na boki, aby zrobić nam miejsce do przejechania.
- Te współrzędne pokazują, że Lea jest w lesie, przy tym jeziorze.- pokazał palcem na mapie, ja tylko zerknąłem jednym okiem na nią.
- W ogóle skąd wytrzasnąłeś mapę?- zdziwiłem się trochę.
- Była w schowku, zawsze tam ją trzymał lider.- mruknąłem 'okej'. Zacisnąłem dłonie na kierownicy, nagle rozbrzmiał telefon Marka. – Dam na głośno mówiący.- kiwnąłem głową.
- Jadę z komandosami, wysłaliśmy również helikopter policyjny robi się ciemno. Wzięliśmy również psy tropiące.-powiedział lider.
- Będziemy tam za pół godziny dopiero. Korki, nie ominiemy ich tak gładko, nawet na sygnale.- powiedział Mark.
- Nie pieprz bzdur. Sorry Woo, ale najwyżej będziesz za mnie świecił oczami.- skręciłem kierownice i wjechaliśmy na chodnik, ładnie omijając pieszych. Wjechałem na skrzyżowanie, przed światłami wjechałem na skrzyżowanie omijając ten jebany korek i ruszyłem szybciej.
- Ty jesteś tak cholernie dobry jak ja. Brałeś udział kiedyś w nielegalnych wyścigach samochodowych? – zapytał Mark z podziwem.
- Nie, nauczyłem się tego od hyunga w poprzedniej komendzie.- zaśmiałem się nieznacznie i ruszyłem przed siebie. Spojrzałem na Marka, pewnie rozłączył się z liderem.
Po dziesięciu minutach zjechaliśmy z ulicy, a wjechałem na szosę i wjeżdżaliśmy do lasu. Było już dość ciemno, za nami jechała reszta na sygnale, wyprzedziłem ich. Zatrzymaliśmy się przed domkiem, prze którym stała terenówka. Wysiedliśmy z samochodu, komandosi weszli do domku, a ja z Maxem otworzyliśmy terenówkę.
- Woo! Suga! Chodźcie tu!- zawołał nas Max. Naświetlił latarką w bagażnik. – To jest krew.- naświetlił specjalną latarką, dzięki której było widać plamy krwi. Z domku wyszli komandosi.
- Musicie wejść, w piwnicy są ślady walki oraz pełno krwi.- powiedział jeden z komandosów. Gdy chcieliśmy już wejść usłyszeliśmy strzał. Echo było lekkie znaczy, że są w lesie daleko od nas. Dałem psom tropiącym jej bluzkę. Psy od razu podjęły trop i puściliśmy się biegiem za nimi.
- Suga, niedaleko stąd jest jezioro!- krzyknął Mark.
- Gdzie?!- odkrzyknąłem. Pokazał palcem przed nami. Więc tam biegliśmy, helikopter leciał nad nami i oświetlał nam drogę. Nagle helikopter przeniósł światło gdzie indziej i poleciał w tamtą stronę. Nagle usłyszeliśmy strzał, który był głośniejszy, zerwałem się modląc się aby była cała. Widzieliśmy już jak helikopter naświetla dwójkę na pomoście, jedną z tych osób była moja Lea. Szarpali się, biegłem ile sił w nogach. Zamarliśmy wszyscy gdy usłyszeliśmy kolejny strzał.
- Lea!- krzyknąłem ile sił w płucach i ruszyłem po pomoście w ich stronę, ale wpadli do wody. Nie myśląc o niczym, zrzuciłem kurtkę i broń, po czym wskoczyłem do wody. Dobrze, że ludzie z helikoptera naświetlali to miejsce. Rozejrzałem się uważnie-znalazłem ją-dzięki świetle widziałem krew uciekającą z jej ciała. Objąłem ją i szybko pocałowałem, aby dać jej trochę powietrza, po czym wypłynęliśmy na powierzchnie i z pomocą innych wyszedłem z nią na brzeg. Zacząłem ją reanimować, uciskając jej klatkę piersiową i oddając wdechy mruczałem pod nosem: Proszę, obudź się, błagam Cię. Przyjechała karetka, przejęli za mnie dalszą reanimację. Zobaczyłem jak zaczęła kaszleć, ale ratownicy włożyli jej rurkę do gardła i podpięli do czegoś, nawet nie chciało mi się przypominać jak co się nazywało. Przyciskali do ran gazy, przenieśli ją na nosze i zapięli kołnierz. Wnieśli ją do karetki, a ja szybko wszedłem do środka.
- Zaraz tam dojedziemy, trzymaj się Suga!- zdołałem usłyszeć krzyk Woo, po czym zamknęli drzwi i ruszyliśmy na sygnale do szpitala. Trzymałem ją cały czas za dłoń, który była podpięta do kroplówki. Widziałem jak jeden z ratowników dzwoni do szpitala i słyszałem co mówił.
- Dwudziesto dwu letnia policjantka z dwiema ranami postrzałowymi i raną głowy. Rana postrzałowa ramienia i podbrzusza. Niestety mocno krwawi, niech przygotują salę operacyjną.- rozłączył się. Czułem się jakbym słyszał głosy przez jakąś mgłę, jakby coś zagłuszało ich głosy. Cały czas patrzyłem na bladą, nieprzytomną twarz mojej ukochanej. Ratownik nałożył mi koc na plecy i ramiona. Gdy dotarliśmy na miejsce wysiadłem trzymając koc, aby mi nie spadł, a ją wyciągali z karetki. Podbiegło do niej dwóch lekarzy i zabrali ją do środka, a ja za nimi. Ludzie patrzyli się na to wszystko, pielęgniarka kazała mi czekać przed salą operacyjną. Usiadłem na jednym z krzeseł , opatuliłem się bardziej kocem i zasłoniłem twarz dłońmi. Nie miałem już na to wszystko sił. Pielęgniarka przyniosła mi gorącą herbatę, za co byłem jej wielce wdzięczny, bo dygotałem z zimna. No nie oszukujmy się woda w jeziorze była zimna, a ja jestem przemoknięty do suchej nitki i dalej ze mnie jeszcze kapało, za co przynajmniej mnie pielęgniarki nie pogoniły. Zamykając oczy ciągle widziałem Leę, radosną i uśmiechniętą z czasów gimnazjum. Potem ukazała mi się poważna gdy biegnie za bandziorami, a potem uśmiechniętą po złapaniu ich. Mimo wolnie zacząłem płakać i to znowu publicznie. Tak jak wspominałem wcześniej staram się nie okazywać swojej słabszej strony.
- Nie powstrzymuj się. Czasem jest lepiej się wypłakać.- usłyszałem głos lidera. Kubek z herbatą przejął ode mnie Mark, a ja się wtuliłem w Woo, objął mnie ramionami i płakałem. Płakałem jak nikt nigdy wcześniej i w dupie miałem innych ludzi.
Minęły dwie godziny, a ja przestałem płakać dziesięć minut po tym jak płakać zacząłem. Teraz siedziałem tutaj z Woo, Markiem i Maxem. Okazało się, że mężczyzna który ją porwał zmarł w wodzie. Najdziwniejsze było to, że to on był jej biologicznym ojcem, któremu porwano Leę gdy ta miała dwa miesiące. Kto by się czegoś takiego spodziewał. Mimo wszystko, nieważne czy oni byli porywaczami czy nie. Nie miał żadnych praw aby ich zabijać. Przez co ona musiała wycierpieć, najgorsze pewnie było dla niej gdy chciał ją zabić biologiczny ojciec. To jak w jakimś horrorze, w którym ona jest główną bohaterką.

~kolejne dwie godziny później~
Nie potrafiłem już siedzieć więc chodziłem w te i we w te.
- Usiądź, bo mnie zaczynasz wpieniać.- warknął Mark. Parsknąłem tylko pod nosem i dalej łaziłem.
- Gdy usiądę to znowu będzie mnie nosić. Już wolę chodzić i stać. Mniej mnie niesie.- powiedziałem, a ten znowu coś warknął pod nosem.
- Mark zamknij się wreszcie. Niech robi co chce jeśli to pomaga mu się w jakiś sposób uspokoić. Jeśli masz jakiś problem, tam są drzwi.- pokazał ręką lider. Mark już się zamknął, a Max wrócił z dwoma kubkami kawy, jedną dał liderowi, a drugą sobie zaczął pić.
- Chcesz łyka?- zapytał się mnie. Kiwnąłem głową, upiłem duży łyk gorzkiej i mocnej kawy, którą lubiłem.
- Dzięki.- posłał mi lekki uśmiech i usiadł na krześle. Ta kawa trochę mi pomogła. Nagle drzwi się otworzyły i wyszli z niej dwóch lekarzy. Podeszliśmy do nich.
- Co z nią?- zapytał lider. Lekarze popatrzeli po sobie i jeden z nich westchnął. Nie proszę nie. 


✤Został mi tylko epilog. Już koniec będzie.✤

Do you remember me? | Min Yoongi (Suga) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz