-16-

4.8K 285 107
                                    

- Nie jesteś beznadziejna...

- Jestem. Nie zauważyłeś? Jestem niezdarna, głupia. Jestem idiotką i jestem beznadziejna.

- Podaj jeden przykład kiedy byłaś beznadziejna.

- Chodźby sam fakt, że nie poznałam wcześniej, że czarny kot to Adrien.

- Ten przystojny, utalentowany, mądry...

Zaczął wyliczać z uśmiechem na ustach. Ugh. Wkurza mnie.

- Jak zwykle wszystko musiałeś zepsuć.

Wywróciłam oczami znowu je zamykając. Usłyszałam prychnięcie ze strony chłopaka.

- Jak to "jak zwykle"?

- No jak zwykle. Czego nie rozumiesz?

- Zazwyczaj nie psuje wszystkiego.

Wymruczał mi w ucho, a mnie przeszły dreszcze. Zaśmiałam się z kpiną i zrzuciłam go z łóżka.

- Ej! A to za co?

- Za twoją debilowatość. Dobranoc.

- Dobranoc my lady.

Odwróciłam się na bok i oddałam w krainę Morfeusza.

***

Obudziłam się bardzo wcześnie bo o 5:30, poszłam się ogarnąć i jako Marinette poszłam zrobić sobie śniadanie.
Weszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki, która była bardzo dobrze zaopatrzona. Po chwilowym rozważaniu co powinnam zrobić postawiłam na jajecznice. Znalazłam jakąś patelnie, polałam ją olejem ( osobiście wole na maśle xD dop. aut. ), rozbiłam dwa jajka, dosypałam soli. Kiedy się usmażyła zdjęłam wszystko na talerz i zaczęłam jeść.

Kiedy chowałam talerz do zmywarki do kuchni wszedł czarny kot.

- O już nie śpisz? Myślałem, że jestem pierwszy.

- To źle myślałeś. - zmierzyłam go. Po co on chodzi w tym kostiumie skoro wiemy kim jesteśmy? - Wiesz, że nie musisz w tym chodzić?

- Wiem, ale tak jestem bardziej seksi.

Pokręciłam tylko zażenowana głową i wyszłam z kuchni zostawiając Agresta znaczy Czarnego kota samego i poszłam do pokoju.

- Coś nie w sosie jesteś Mari.

Usłyszałam piskliwy głosik małej przyjaciółki.

- Słaby dzień i tyle.

- Jeszcze się rozweselisz czuje to.

- A ty jak zwykle pozytywna.

Zaśmiałam się i poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam na wyświetlaczu napis "Mark" i na mojej twarzy zawidniał ogromny uśmiech. Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha.

- Halo?
- Czy rozmawiam z Marinette Dupain-Cheng?
- Zależy w jakiej sprawie.

Ciągle uśmiechałam się pod nosem i zauważyłam, że Adrien wparował sobie do mojego pokoju jak do siebie i usiadł na łóżku przysłuchując się mojej rozmowie.

- W sprawie, że przyjeżdżam i ktoś musi odebrał mnie z lotniska.
- Żartujesz?!
- Czyli jednak Mari.
- No jasne, że ja, a kto inny? Serio przyjeżdżasz?
- Tak, ale pod warunkiem, że mnie odbierzesz.
- No jasne! Dla przyjaciela wszystko!
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Bądź o 15 na lotnisku.
- Czemu tak późno?
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Oh. No dobrze. Do 15!
- Do 15.

Rozłączyłam się i padłam na łóżko obok Agresta wzdychając, a on popatrzył na mnie.

- Z kim gadałaś?

Uniosłam jedną brew patrząc na niego.

- Z przyjacielem. Przyjeżdża dzisiaj.

- I spotkasz się z nim?

- Inaczej bym po niego nie szła.

- Aha.

Wstał i wyszedł, a ja podniosłam się ze zdziwienia.

- A jemu co?

Zapytała Tikki.

- Sama chciałabym wiedzieć.

No heloł maj frend!!
W końcu napisałam ten rozdział. Zbierałam się i zbierałam i zbierałam i zbierałam i w końcu się zebrałam 💪💪😹😹
Podoba się? Co mogło tak nagle ugryźć Adiego?
To tajemnica przyszłości łubudubudu
Haha, a teraz na poważnie
10 ⭐ i 10 💬 = następny rozdział :D

Miraculum || Bad boy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz