Jakoś 2 miesiące później..
- Nie, Gudy nie zostawiaj Ingo pod opieką Søberga! – wybiegłam z hotelu i można powiedzieć, że wyglądałam jakbym właśnie została wyciągnięte siłą z łóżka. Nic bardziej mylnego..zapomniałam, że jestem tutaj służbowo, a nie jak zazwyczaj dla idei. W skrócie, budzik mnie olał i zadzwonił 30 minut po czasie plus za cholerę nie mogłam znaleźć papierów, kluczyków od pokoju i oczywiście pod skocznie czeka mnie długa droga w tak wspaniałe anomalie pogodowe jakimi obdarza nas w tym ostanim dniu roku pogoda podczas turnieju czterech skoczni w Oberstdorfie..żyć nie umierać.
- Może dlatego, że ten iloraz inteligencji nawet sobą nie umie się zaopiekować, a co jeszcze psem? – odparłam pewnie, bo było to dość oczywiste – Skoro musisz to już to zrób, ale tylko niech Ingo się coś stanie to..Połączenie zostało przerwane..Genialnie – mruknąłem sama do siebie, wsunęłam telefon do kieszenie, a wtedy wszystkie papiery które trzymałam resztkami sił wylądowały na mokrym, rozciapcianym chodniku – Nosz w dupe!
To może od nowa..Mam na imię Anika, na koncie cyferka 22, stan cywilny zaręczona, stan psychiczny lepiej nie pytać, zawód dziennikarz sportowy, specjalne talenty...pozbywania się papierów wartych więcej niż moje życie.
Zabrałam zmoczone kartki wkładając je do teczki. Westchnęłam głośno i szybkim krokiem ruszyłam w stronę skoczni, której zarysy widniały za drzewami. Nieudolnie próbowałam dokopać się swojej akredytacji medialnej w torebce. Przystanęłam na chodniku kopiąc w torebce jak lis próbujący wykopać sobie norę. Rękawiczki, powerbank, krem do rąk, okulary, kosmetyki, skarpetki, 4 długopisy, klucze od domu, stare kupony do maka, niedojedzony batonik, butelka wody...i brak akredytacji. Spojrzałam przed siebie i jedyne na co mnie było stać w tej chwili to modlitwa o cud. Ruszyłam przed siebie kiedy to nagle poczułam na sobie mokrą ciecz, a kierowca terenowego samochodu pojechał dalej jakby nigdy nic. Zdenerwowana do granic możliwości próbowałam otrzepać nogawki spodni z zalegającego na nich błota. Całe starania na nic, bo zamiast polepszyć sytuacje pogorszyłam ją wycierając brudną breje w materiał. Zrezygnowana machnąłam ręką, podeszłam pod górkę, aby dostać się na teren skoczni. Stanęłam w kolejce licząc na jakiś magiczny cud boski. Kiedy przyszła moja kolej pokazałam wielkiemu ochroniarzowi karteczkę co prawda zmoczoną, ale było tam moje imię i nazwisko z dopiskiem media.
- Panienko nie jedna już tak próbowała – zaśmiał się podle mierząc mnie wzrokiem – Bilet, bo sama pani w kolejce nie stoi
- Pracuje dla wydawnictwa, zapomniałam akredytacji z hotelu proszę mnie wpuścić, bo już jestem spóźniona – powiedziałam po angielsku, na przekór jego niemieckiej gatce.
- Nie ma akredytacji nie ma wstępu, nie ma biletu tak samo – żachnął się – Do widzenia – prychnęłam odchodząc z kolejki...ja ci dam auf widerncejn czy jak to tam szło.
Stanęłam obok ogrodzenia, i szybko próbowałam znaleźć w ostatnich połączeniach numer Halvora. Jeden sygnał...drugi sygnał...czwarty...witaj w poczcie głosowej Telenor, zostaw wiadomość po sygnale...zrezygnowana próbowałam jeszcze raz i jeszcze raz, ale nadal nic. Postanowiłam jeszcze dodzwonić się do Daniela, Andersa, Johanna i Roberta, ale powitały mnie też ich poczty głosowe. Zirytowana jak nigdy dotąd zsunęłam się po ogrodzeniu opadające tyłkiem na ubity śnieg. W redakcji mnie zatłuką jeżeli nie prześle im relacji z dzisiejszego konkursu, a tym bardziej wywiadów. O zdjęciach nie wspomnę, bo to będzie jak gwoźdź do trumny. Próbowałam jeszcze raz dodzwonić się do któregoś z nich, ale skuteczność tego równała się zeru. Wstałam po chwili, gdy dostałam olśnienia. Ruszyłam w stronę górki za obiektem. Zero ochroniarzy, zero kibiców...bardzo dobry widok. Zaczęłam stawiać pewne kroki na twardym śniegu wdrapując się na idealną wysokość. Stanęłam trumfalnie unosząc dłonie na płaskiej powierzchni udeptanej ze śniegu. Było stamtąd idealnie widać zeskok, no ale nic więcej. Uruchomiłam aparat ustawiając odrazu odpowiedni program. Ustawiłam obiektyw obejmując cały zeskok i pierwszego skoczka z pierwszej pary. Przy czwartej parze stwierdziłam, że podejdę trochę wyżej, a może złapie lepszy kadr. Niestety nie zauważyłam zlodowaciałego fragmentu ścieżki i z impetem upadłam turlając się na sam dół. Jęknęłam z poirytowania i bólu jaki poczułam w kolanach i lewym ramieniu. Zaraz obok mnie sturlał się mój aparat. Spojrzałam na urządzenie przez ramię wciąż leżąc na twardym śniegu. Był cały to najważniejsze. Próbowałam wstać, lecz na nic. Postawiłam poleżeć sobie tam jeszcze rozmyślając nad swoją egzystencję kiedy nagle.
CZYTASZ
*Snow Dust* [Domen Prevc] ~ Śnieżna Trylogia
Fanfic❄️ "W tej wielkiej galaktyce nawet gwiazdy są same" Anika Pograjic - przyrodnia siostra Daniela André Tande. Daniel zabiera ją ze sobą, aby jeździła z nimi od miasta do państwa obserwując ich zmagania. Co się stanie gdy młoda skoczkini, która zawi...