15. Wyrównanie rachunków

944 82 2
                                    

- Więc...

     Zamachnęłam się zanim zdążył dokończyć mówić to jedno słowo. Moja pięść trafiła bez jakichkolwiek przeszkód w jego lewe oko. Właściwie celowałam w stronę nosa, ale jeśli udałoby mi się go złamać w żaden sposób, Leo, nie mógłby mi w najbliższym czasie pomóc. Dlatego też ostatecznie zdecydowałam się zmienić kierunek lotu mojej pięści.

- Kurna, Zoe! - krzyknął wściekły, cofając się o kilka kroków.

- Przyznaj, że zasłużyłeś - warknęłam, niezmiernie zadowolona z siebie.

- No dobra - westchnął, nadal trzymając dłoń na swoim oku - mów o jakie informacje ci chodzi, bo jak widzisz byłem w trakcie przebierania się w dresy, no chyba ze chcesz sobie poczekać i popatrzeć jak...

- Tak! Znaczy nie! - krzyknęłam powstrzymując się w ostatniej chwili przed opadnięciem na łóżko. Mógłby to źle odczytać. - Zgadzam się, przejdźmy do interesów - siadłam na krześle przy biurku uważając, aby niczego mu nie stracić z blatu. - Chodzi o pewien dokument, którego brak będzie korzystniejszy niż jego obecność.

- Rozumiem, że chcesz się upewnić czy jesteśmy w jego posiadaniu.

- Właśnie. Ciekawi mnie czy jesteście wrogami mojej planety czy sprzymierzeńcami - wypaliłam nie patrząc w jego stronę tylko w puchowy dywan, na którym ułożyłam nogi.

- Ach, chodzi o ten dokument! - stanął przede mną. - Jeden dzień ze mną.

- Co? - zapytałam podnosząc na niego bezrozumnie wzrok.

- Moją ceną jest jeden dzień spędzony ze mną. Jeśli chodzi o zdobycie tego dokumentu to... będzie potrzebna mi Tina, ponieważ dokumenty są w mega strzeżonej części pałacu, a konkretnie w części przeznaczonej rodzinie królewskiej.

- Ale możesz mi powiedzieć czy...

- Zoe - odsunął rękę od oka - wtedy nie byłoby żadnej zabawy, a ty wywinęłabyś mi się z wypełnienia swojej części umowy.

- Wcale...

- Znam cię. No dobra, znałem nim wyjechałem i doskonale wiedziałem jak funkcjonujesz więc nie wmawiaj mi, że nie zrobiłabyś tego.

   Odwróciłam pośpiesznie od Leona wzrok. W zamian rozejrzałam się po pokoju. Siedząc przed biurkiem miałam świetny widok na całe wnętrze. Drzwi wyjściowe znajdowały się naprzeciwko mnie, ja siedziałam przed dużym oknem, zaś wielkie łóżko stało po mojej prawej stronie. Okryte było miękką, puchową, zapewne niezwykle lekką kołdrą o satynowej pościeli.

     Po lewej stronie stała masa komód, szaf i szafek oraz drzwi prowadzące do łazienki.

- Dobra - westchnęłam. - Mogę się zgodzić na jeden dzień z tobą. Mam, jednak nadzieję, że nie zamierzasz skończyć go ze mną, tam - machnęłam ręką w stronę łóżka. - Ponieważ, gdybyś chociaż próbował, będę zmuszona zakwestionować twoją decyzję.

- Łał - szepnął schylając się w moją stronę, odruchowo wypięłam się do tyłu, ale on założył tylko spodnie dresowe, po czym zrzucił ręcznik na ziemię. Kopniakiem posłał go w stronę łazienki. - Zoe Tartinakuz posługuje się tak wyrafinowanym słownictwem? Wcześniej powiedziałabyś wprost, że...

- Daruj sobie. To był wyczerpujący dzień, po za tym nie mam ochoty opowiadać ci, ile zmieniło się w moim życiu przez ten rok - przymknęłam oczy i delikatnie się uśmiechnęłam. - Mogę jedynie dodać, że - wstałam, spoglądając na niego ze złośliwością - widziałam polanę w ogniu i to jest niezwykłe doświadczenie. W tym ojciec miał rację. Nie mogę hamować własnych instynktów.

Płomień NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz