18. Miłość i wojna

894 90 1
                                    

    Naukowcy mówią, że bardzo łatwo rozpocząć wojnę, ponoć wystarczą zbyt opacznie zrozumiane słowa. Cóż na swoim przykładzie mogę śmiało stwierdzić, że mieli w tym sporo racji.

- Zoe? Wiesz, tak sobie myślę... Aż dziw, że Leo nie padł jeszcze trupem - odzywa się niepewnie Tina. - Mordujesz go wzrokiem od początku śniadania, a on wytrwale, cały czas się na ciebie lampi. Może warto odpuścić... W końcu to już drugi dzień...

- Byłaś może głucha, gdy mówiłam ci, co zrobił?

- Technicznie rzecz biorąc - odezwała się spokojnie Lena - pozwoliłaś mu na to, poddając się uczuciu. Nie wiem czy cię to pocieszy, ale jest pięćdziesiąt procent szans, że wcale nie zaszłaś w ciążę. Po za tym...

- Poddałam się uczuciu?! - zdenerwowałam się tak bardzo, że końcówki włosów zaczęły mi się fajczyć. - Ten drań... - zapowietrzyłam się - Ja nadal...

- Kochasz go? - podsunęła usłużnie Lena - To całkiem normalne. Ja, gdy nie widzie przez nawet parę miesięcy męża to nadal czuje do niego... to co czuje. Tak więc Zoe, dam Ci radę nim zrobisz coś czego później będziesz żałować - nie schrzań tego. Widać, że on naprawdę cię kocha i nie przestanie, a ty kochasz go.

- Więc mam tak po prostu zapomnieć, że...

- Tak! Przecież nie możesz cały czas patrzeć wstecz, bo wtedy nie dostrzeżesz szansy, którą wprost wygrałaś - wskazała końcem widelca (rozrzucając przy okazji jajecznicę wokoło) Leona. - On tutaj jest, nadal zainteresowany tobą, a nie kimś innym... Nawet planował, by do ciebie uciec wiec ogarnij się, Zoe! - dla efektu lub po to, bym zrozumiała, zdzieliła mnie pięścią w ramię. - Spójrz na niego i powiedz mi, że go nie kochasz.

    Otworzyłam usta, aby oznajmić jej, że wcale a wcale Leona nie kocham, ale z moich ust nic nie wyleciało. No może prócz głośnego zrezygnowanego westchnięcia. Czemu takie kłamstwo jak "nie kocham go!" nie chciało opuścić moich ust? Czyż nie lepsze byłoby uwierzenie, że go nie kocham?

- No dobra! - odłożyłam na bok bułkę z jajecznicą i już zamierzałam wstać z zamiarem porozmawiania z Valdigez' em, kiedy zauważyłam, że król niespodziewanie wstał.

     Jego wysokość została z tyłu oświecony przez słońce, przez co nie mogłam mu się przyjrzeć. Ale za to właśnie w tej chwili budził prawdziwy respekt. Kto jak kto, ale on zawsze umiał wybrać najlepszą okazję, aby wyglądać jak młody, niezwyciężony bóg.

- Słyszałem, wasza wysokość, że nas pod wieczór opuszczasz? - odezwał się, spoglądając w naszą stronę.

    Mój spanikowany wzrok odnalazł zdziwione spojrzenie Leny. Zaraz później kobieta zacisnęła mocno dłonie i przeklęła pod nosem, wyzywając swojego męża od najgorszych. Dopiero po tej jakże inspirującej gadce, wstała ze spokojem oraz przecudownym uśmiechem na wargach.

- Niestety - odezwała się, a ja rzuciłam spojrzeniem w stronę Leona, który tym razem gapił się na mnie bardziej natarczywie. Przeniosłam powoli wzrok na drzwi wychodzące na korytarz, by po chwili wrócić spojrzeniem do niego. Mężczyzna skinął dyskretnie głową na znak, że zrozumiał. - Mój małżonek zaczyna się o mnie martwić, a że do tego dochodzi moja ciąża... Sam król, może zrozumieć co przeżywać musi mężczyzna oddzielony od żony spodziewającej się jego potomka.

- Oczywiście, ale pani towarzystwo, pani Leno, jest doprawdy nieocenione.

- Pańskie także - odpłaciła się mu. Gdy siadła ponownie zwyzywała męża, który psuł jej plany.- Z miłością jest jak z wojną - mruknęła w moją stronę. - Łatwo ją zacząć, lecz strasznie trudno zakończyć. Nasza się właśnie rozpoczęła, wobec czego musimy wrócić do domu.

Płomień NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz