Kiedy po południu patrzyłam w niebo w pokoju Leny, przez moje ciało przechodziły fale niepokoju. Próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale czułam się tak jakby co najmniej przejechał mnie pociąg... trzy razy. Właściwe to samo widziałam w obliczach moich przyjaciółek.
- Jak się czujesz? - zapytała Lena z krzywym, niewesołym uśmiechem.
- Ty mnie pytasz? - spojrzałam w jej szare oczy. - To raczej ja powinnam pytać o to ciebie! Przecież twój mąż...
- Chciałabym przypomnieć, że wszyscy nasi mężowie się tam znajdują - rzuciła Lena, wskazując okno, gdzie na dziedzińcu znajdowała się owa trójka. - Zoe, każda z nas ma prawo do niepokoju, a już zdecydowanie o ciebie! Tym bardziej, że stres nie jest wskazany w twoim stanie.
- Moim stanie? - popatrzyłam na nią gniewie. - Nic mi nie jest. Czułabym się wręcz świetnie, gdyby nie to, że mam naprawdę bardzo złe przeczucia! - ścisnęłam dłońmi głowę - To wszystko jest nie tak jak powinno. Tak bardzo chciałabym, żeby tego wszystkiego zwyczajnie nie było!
- Każda z nas tak, by chciała - Lena ułożyła dłoń na moim ramieniu, ale zamiast na mnie, spojrzała za siebie na leżącego na plecach chłopczyka, który patrzył na sufit z żywym zainteresowaniem. - Możesz mi wierzyć.
Westchnęłam, po czym opuściłam dłonie z wyraźnym brakiem sił. Lecz mój czujny wzrok dalej badał niebo. W razie czego zawsze mogłam rzucić ognistą kulą, aby ostrzec mężczyzn. Właściwie od samego rana miałam taką ochotę, a że nic mnie nie powstrzymywało...
Tyle, że naszym wrogom wcale się nie spieszyło, wręcz przeciwnie potęgowali nasz strach poprzez nie pojawianie się. I tak od trzech godzin. Nawet nie byłam w stanie nic przełknąć! Gardło mi się tak ścisnęło ze zdenerwowania, że jedyne na co mi pozwalało to picie i trochę pomidorówki.
- Ale będzie dobrze - mruknęłam. - Na pewno wiedzą w jaki sposób najlepiej pozbyć się tego ich wodza i nic nikomu się nie stanie.
- Właśnie! - potaknęła gorliwie Tina. - Wszystko skończy się tak dobrze jak to tylko możliwe, a my pogratulujemy tym młotkom. Bo w końcu ich plan w jakiś sposób wypalił, co nie? Znaczy wypali.
- Tak - zgodziła się Lena.
Tylko nie byłam w stanie stwierdzić czy któraś z nas mówi to tylko po to, aby się pocieszyć, czy może pocieszyć inne. A może wszystkie chciałyśmy pocieszyć tylko siebie? Podejrzewałam, iż raczej chodziło o to, by pocieszyć się w potakiwaniach pozostałych tak, by utwierdzić się w przekonaniu, że nasze złe przeczucia w ogóle nie istnieją. Inna sprawa, iż naprawdę kiepsko było nam uwierzyć we własne słowa.
- Jest! - krzyknęłam, uderzając palcem w szkło. Pośpiesznie otworzyłam okno i rzuciłam kulą ognia w sam środek kręgu, w którym stali mężczyźni. Co prawda zaczęli się wydzierać, ale gdy puściłam kolejną kulę w powietrze od razu pojęli o co mi chodzi. - Teraz wszytko w rękach króla - oznajmiłam.
- Da sobie radę? - zabrzmiało bardziej jak pytanie niż stwierdzenie faktu. A w końcu to Lena zawsze była tą, która wierzyła, że jej mąż jest całkowicie do tego przygotowany więc skąd to nagłe pytanie?
- Na pewno, jeśli słuchał rad innych, to jestem całkowicie pewna, że da sobie radę - skłamałam, ponieważ nie byłam całkowicie pewna własnych słów.
Mały, zwrotny, pomarańczowy statek całkiem szybko zbliżał się w naszą stronę.
- Eee... dziewczyny? Coś jest nie tak - powiedziała Tina.
- O co ci chodzi? - Lena wychyliła się w moją stronę tak, by spojrzeć na naszą przyjaciółkę.
- Nie widziałyście? - zapytała, po czym wskazała na mężczyzn.
CZYTASZ
Płomień Nocy
Novela JuvenilNazywam się Zoe Tartinakuz (tak, wiem moje nazwisko jest bardzo dziwne), a moja historia zaczyna się - przynajmniej z mojego punktu widzenia - od nietypowego rozpoczęcia roku szkolnego. Lecz to nie jest taka zwykła szkoła, to internat, do którego ch...