Rozdział XLI

1.7K 167 3
                                    

– Ja...

– Ginewro, nawet nie próbuj się tłumaczyć. Profesor McGonagall powiedziała nam o twojej nędznej wymówce – rozsierdziła się Molly Weasely. Jej zdenerwowanie dodatkowo potęgowała potrzeba udania się do Hogwartu, by rozmówić się z córką – Dlaczego narażasz siebie na niebezpieczeństwo? Czy wiesz, jak ta głupia podróż na tej cholernej miotle mogła się skończyć? Tyle lat się tobą opiekowaliśmy, a ty tak nam się odpłacasz. Odchodziliśmy od zmysłów, myląc o tym, co mogło się stać...

– Ćśśś, daj spokój. Teraz ja spróbuję przemówić jej do rozsądku – wtrącił się Artur – W pogardzie mając moje obowiązki w pracy i odległość, musieliśmy z matką przybyć aż tutaj, by tobie, dziewczyno, uświadomić twoją własną głupotę. Zresztą... Nie będziemy nad tym wszystkim rozwodzić się tutaj. Dopiero w domu rozmówię się z tobą należycie.

– Nie – powiedziała stanowczo Ginny – Jak teraz zrezygnuję z egzaminów, to do końca życia będę ślęczeć w jakimś nędznym biurze do spraw mugoli, chociaż pewnie nawet tam wymagają SUMy.

– Nie pozwalaj sobie na za dużo – rozeźlił się ojciec – Gdyby nie i moja praca, wtedy dopiero byłoby wesoło, co nie? Zresztą, praca w mugolskim wydziale była tylko drogą do powszechnie szanowanego i dobrze opłacanego stanowiska, które piastuję obecnie.

– A chcielibyście, żeby stało się ze mną tak, jak z Percym? Mimo wszystko, dla niego i dla mnie liczy się wiedza, ale ja czuję się bardziej przywiązana do rodziny. Nie chcielibyście, żeby stało się inaczej, prawda?

– Słuchaj – zaczęła matka, już łagodniej – Wiesz przecież, że i tak cię kochamy, bez względu na wszystko. Niczego więcej nie chcemy ponad to, by zapewnić naszym dzieciom szczęście i bezpieczeństwo; oto są nasze priorytety. Nadchodzą takie niespokojne czasy... Byłaś przecież o krok od czegoś strasznego. Kierujemy się nie zawiścią albo złośliwością. Po prostu usiłujemy sprawić, by było dobrze. Nic więcej...

– Dobra – rzekła Ginny z zacięciem – Mam do was ogromną prośbę. Dajcie mi jeszcze ten tydzień w szkole, żebym ze spokojem podeszła do egzaminów. Od razu po piątkowym egzaminie z Obrony Przed Czarną Magią wracam do domu i nie wyściubię nosa zza drzwi domu. Pomożecie mi w ten sposób dosyć znacznie, przyczyniając się do mojego zadowolenia i zwiększenia w przyszłości szansy na uzyskanie dobrze płatnej pracy i wyższego statusu społecznego. A wy będziecie mieli mnie nieustannie na oku. Co o tym myślicie? Pozwolicie mi spełnić marzenia.

Artur i Molly wymienili ciężkie spojrzenia. W ich trzewiach pobrzmiewała boleść, ale wiedzieli, że żadne wyjście nie będzie dobre, a wybór mniejszego zła nie jest bardzo dobry.

– Dobrze – powiedziała kobieta, w której głosie pobrzmiewał ból.

– Pójdziemy porozmawiać z McGonagall. Po powrocie wyślemy ci parę rzeczy. Powodzenia – dodał mężczyzna.

***

Pansy doświadczała uczucia tak bardzo dobrze znanego jej byłemu przyjacielowi. Nie spędziła długiego czasu w zamknięciu, ale już ją to dotykało. Nudziła się. Była dziewczyną, nie mogła przecież spędzać czasu tylko i wyłącznie wgapiając się w sufit. Ale i tak to robiła, nie miała przecież wyjścia.

Głównie rozmyślała, oczywiście nie licząc. Lekko obawiała się o swoją przyszłość, ale nieprzyjemne myśli dusiła w zarodku.

W pewnym momencie, po nie wiadomo ilu godzinach leżenia, usłyszała ciche, lecz miarowe dźwięki. Stawały się coraz głośniejsze, aż wreszcie mogła rozpoznać, że były to kroki.

***

Szczęście me | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz