– Draconie Malfoyu! Harry Potterze! Natychmiast do mnie – w całym domu rozległ się surowy głos nauczyciela eliksirów.
Gryfon leniwie zwlókł się z łóżka, gdzie jeszcze do niedawna zażywał poobiedniej drzemki. W tym samym czasie ślizgon starał się doprowadzić do porządku swoje włosy, pomimo wszystko chcąc jakoś wyglądać przed swym wychowawcą. Wreszcie obaj zeszli na dół, do kuchni, uprzednio spotykając się na schodach i w milczeniu obrzucając nieprzyjemnymi spojrzeniami. Przy podłużnym stole zobaczyli czarnowłosego mężczyznę, który taksował ich wzrokiem.
– Dzień dobry, profesorze – powiedzieli jednocześnie dwaj uczniowie i zasiedli po obu stronach nauczyciela.
– Chcę usłyszeć, co dokładnie miało miejsce poprzedniego dnia – rzekł surowo.
– Było to tak. Dumbledore i ja...
– Zamilcz Potter. Draco, słucham – przerwał Snape.
– Dziękuję – odparł blondyn i zaczął opowiadać – Wczoraj, gdy... byłem na Wieży Astronomicznej dyrektor zaproponował mnie i mojej rodzinie ochronę po przejściu na jego stronę.
– Jak to? Tak po prostu? – zapytał nauczyciel.
– Owszem... Zgodziłem się. Moja matka więc...
– Tak się składa, że skontaktowała się ze mną. Chciała, żebym Ci to przekazał – Severus wyciągnął rękę i podał Malfoyowi złożoną kartkę. Ten wziął ją, rozprostował i przeczytał:
Nie mam syna.
Rzeczywistość Draco zawirowała. Te zaledwie trzy słowa, niosące tak wiele treści, niczym echo pobrzmiewały w jego czaszce. Wczoraj jego świat zatrząsł się w posadach. Dzisiaj jednak kompletnie runął. Przewidywał problem z przekabaceniem ojca, jednak jego matka, dobra istota stojąca zawsze po jego stronie, odwróciła się od niego. Myślał, że ukryją się gdzieś razem, potem ściągną ojca i zdołają się na stałe odseparować od złego wpływu Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
– Potter – nauczyciel zwrócił się do drugiego młodzieńca – Gdzie wczoraj byłeś i co robiłeś?
– Ja... nie mogę powiedzieć.
– Chłopcze, chyba nie rozumiesz powagi sytuacji. Dyrektor nie żyje, śmierciożercy zaatakowali szkołę, a ty odmawiasz udzielenia informacji! – niemal wykrzyknął rozeźlony Snape.
– Przykro mi, ale otrzymałem wyraźne polecenie od profesora Dumbledore'a zachowania wszystkiego w tajemnicy i zdania nie zmienię.
– A więc tak? Jak sobie chcesz... – powiedział nauczyciel, a Harry'ego nagle zmroziło. Poczuł siły szturmujące jego umysł. Nie był w stanie obronić przed atakiem doświadczonego czarodzieja. Utalentowany mag bez trudu dotarł do celu i odkrył prawdę.
– Odkryliście... odkryliście to? – wyszeptał i przerażonym wzrokiem spojrzał na ucznia.
– Profesorze, ja też tu jestem – wtrącił się Malfoy – Co odkryli?
– Nie interesuj się, Draco. Zajmij się lepiej swoją sytuacją – odparł nauczyciel.
– Co?
– Trochę kultury. Przypominam, że w obecnej sytuacji jedna strona sporu cię nie znosi, a druga chciałaby cię widzieć, owszem, ale martwego. Teraz zabieram was obu – zmierzył dwoje uczniów surowym wzrokiem – do Hogwartu. Na razie nie ma bezpieczniejszego miejsca. Razem z Zakonem będziemy radzić, jakie podejmiemy dalsze kroki. Teraz zbierajcie się, wyruszamy z powrotem.
– Muszę jeszcze po coś wstąpić do sypialni – powiedział Harry
– Pospiesz się, Potter – odrzekł profesor.
Harry wybiegł z pomieszczenia i pomknął do swojego pokoju, by wydobyć spod łóżka ukrytą tam uprzednio pelerynę niewidkę. Wrócił czym prędzej do kuchni i zastał tam siedzących w milczeniu dwóch mężczyzn.
Cała trójka weszła po schodach i skierowała się w kierunku drzwi frontowych. Pech chciał, że przez spowodowany hałas stara Blackowa z portretu obudziła się i zaszczyciła zebranych kakofonią dźwięków, lecz jedno machnięcie różdżki nauczyciela skutecznie ją uciszyło. Następnie wszyscy wyszli na zewnątrz, młodzieńcy chwycili Snape'a za ramię i zniknęli, rozpływając się w świetle dnia.
***
=*=
Hej! Ta opowieść trochę potrwa, planuję rozbudowaną fabułę i dużo akcji. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Bajo!
CZYTASZ
Szczęście me | Harry Potter
FanficKońcówka szóstego roku. Podczas bitwy na Wieży Astronomicznej Draco Malfoy przyjmuje ofertę Dumbledore'a i dołącza do jego stronnictwa. Razem z Harrym, ukryci pod peleryną niewidką, uciekają, przez co nie są świadkami dalszego przebiegu walk. Kto by...