Rozdział LXX

1.2K 121 37
                                    

Oczy Dracona rozszerzyły się niewiarygodnie. Jego wszystkie włoski na ciele zjeżyły stanęły dęba, plecy wygięły, a węzły chłonne nabrzmiały.

– Do jasnej cholery, weźcie ją ode mnie!

Pomfrey stanęła jak wryta i spojrzała na pacjenta. Zmroziło ją w środku, ale nie dała tego po sobie poznać i trwała z niezmienionym wyrazem twarzy, cały czas myśląc o obecności aurorki w pomieszczeniu.

– Ćśśś, wszystko już dobrze, jesteś w bezpiecznym miejscu – Tonks starała się uspokoić młodego ślizgona.

– Nie. Ona. Stąd. Idzie. Ten. Potwór – powiedział przez zaciśnięte zęby – Won, już nic mi nie zrobisz, ty stara małpo!

– Może będzie lepiej, Pomono, jeśli wrócisz do gabinetu – młoda czarownica spojrzała na starszą błagalnym wzrokiem.

– Tak, tak. Masz oczywiście rację – wymamrotała piguła – Przyjdź zaraz do mnie.

Jak zrobiła, tak uczyniła.

– Już wszystko dobrze, Draco. Jesteś tutaj bezpieczny, nic ci nie grozi. Odpręż się teraz i po prostu nie myśl o niczym, dobrze? Ja zaraz wrócę.

– Tak, mhm...

Kobieta o jaskrawych włosach wstała i przeszła do gabinetu obok.

– Doprawdy nie wiem, o co mu chodzi – skłamała szybko pielęgniarka – Możliwe, że te zwidy i wyobrażenia to po prostu skutek śpiączki i tego nieszczęsnego zaklęcia.

– Hmm, tak, możliwe... – rzekła Nimfadora powoli – Na razie należą mu się leki i wypoczynek, to pewne.

– Tak, masz całkowitą rację. Byłabyś tak uprzejma i podała mu zaraz eliksir? Musi przyjąć Muscle–Grow©, by z powrotem odzyskać siły i zregenerować mięśnie. Biedny chłopak... Ależ to on musi się nacierpieć! – Poppy ciągnęła swoją rolę.

– Nie ma sprawy. Ma to po prostu wszystko wypić?

– Tak, i to jak najszybciej. Najlepsze efekty nastąpią po niezwłocznym rozpoczęciu leczenia.

Tonks wzięła buteleczkę i wróciła do pomieszczenia szpitalnego.

– Co robiłaś? Czy tej starej jędzy już nie ma? – dopadł ją oburzony głos Malfoya.

– Cichaj Draconie, już jej tu nie ma, tak jak zażądałeś. A teraz jestem zmuszona prosić cię o wypicie tego białego płynu.

Podczas potrząsania fiolką, a ciecz leniwie poruszyła się.

– Czy to jest konieczne? – zapytał blondyn niepewnie.

– Niestety tak. To wszystko dla twojego dobra.

Podała mu buteleczkę.

– Przepraszam za moje zachowanie – powiedział pacjent, przechylając lekarstwo do swych ust – Naprawdę nie wiem, co mną zawładnęło.

– Ach, mój ty mały Malfoyu, daj spokój. Po prostu jesteś jeszcze osłabiony i nie reagujesz odpowiednio na bodźce.

– Nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu podświadomie, nagle, zacząłem odczuwać do niej silną niechęć. Ale nic to.

Draco przechylił fiolkę i wypił zawartość. Momentalnie zapadł w sen. Nieprzyjemny sen, gdyż pełen fizycznego cierpienia mającego powrócić chuderlaka do zdrowia.

***

– Kurde, Harry miał rację.

Taka myśl kołatała w głowie Ginny. Przez ostatni czas uświadamiała sobie, jak istotnym przedmiotem jest Transmutacja i że za mało przyłożyła się do nauki.

– Nie poddam się. Nie tym razem.

Męczyła się niezmiernie, ale w trudnych chwilach towarzyszyło jej wspomnienie ukochanego. Ach, ten gryfiak. Dziewczyna miała z nim trudności, to prawda, ale były one jedynie przejściowe, stojące jednak na drodze do upragnionego małżeństwa.

Pamiętała przecież dużo z tej dziedziny magii. Chyba. Cała nauka nie mogła po prostu pójść na marne. Nie mogła się poddać, nie potem, jak wróciła do szkoły, lecąc na miotle niemal przez całą Wielką Brytanię.

– Zostanę do końca. Niech się dzieje, co chce.

***


Szczęście me | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz