Rozdział LXXIII

1.2K 118 30
                                    

Snape doznawał podobnych uczuć, co kilka godzin wcześniej.

Nareszcie!

Kolejne pilnowanie uczniów dobiegło końca. Zaczął powoli odczuwać dyskomfort dolnych części pleców z powodu ciągłego siedzenia od rana. A jeszcze drugie tyle przed nim!

Mężczyzna już od początku nie był przekonany co do przyjęcia stanowiska nauczyciela. Zdawał sobie sprawę, że Dumbledore chciał go mieć pod ręką, ale przecież można było to rozwiązać na tyle innych sposobów.

Stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią leżało wtedy poza granicami jego możliwości, ale fucha eliksirowara wcale nie była taka zła. Robił to, co lubił, był w tym dobry, a i miał możliwość przekazania swojej wiedzy dalej, czego jednak nie czynił ze skwapliwością.

Po załatwieniu formalność Severus spojrzał na wielki zegar ścienny. Teraz miał niecałe półgodzinki przerwy między egzaminami. Postanowił, że musi udać się do młodego Malfoya, by chociaż przez chwilkę go zobaczyć i na własne oczy przekonać się, w jakim jest stanie,

Opuszczał właśnie pomieszczenie, gdy natknął się na stojącego na jego drodze znienawidzonego ucznia Gryffindoru.

- Panie profesorze, czy... - zaczął ten.

- Nie teraz, Potter. Lecę do Dracona - przerwał mu i pomknął szybko w kierunku Skrzydła Szpitalnego.

Harry nadal nie ruszał się z miejsca, z lekko otwartymi ustami wpatrując się w odchodzącego nauczyciela. W tym momencie z Wielkiej Sali wyszła Weasleyówna.

- Hej, Harry. Już jestem... - zaczęła.

- No hej, Ginny, ale muszę lecieć! Do zobaczenia później - rzucił gryfon, oddalając się.

- Ale... - zdążyła tylko powiedzieć dziewczyna.

Została sama pod drzwiami. Co prawda ludzie znajdowali się dookoła niej, lecz czuła się samotna. Tak samotna, jak nigdy dotychczas. Ruda miała nadzieję pochwalić się chłopakowi, że całkiem dobrze poszedł jej test z Transmutacji, a tu klops.

Powlokła się schodami w kierunku Wieży Gryffindoru. Miała nadzieję odpocząć chwilkę, by zebrać siły przed kolejnym egzaminem, ale tym razem trudniejszym, gdyż czekało ją Zielarstwo praktyczne.

Wolno wspinała się, a z jej oczu kapały pojedyncze łzy.

***

- Panie profesorze! - zawołał Harry do znajdującego się w dosyć znacznej odległości od niego nauczyciela - Proszę zaczekać.

Ten widocznie udał, że go nie słyszy lub znajdował się zbyt daleko, by się zorientować, że ktoś go woła. Młodemu gryfonowi pozostało tylko przyspieszyć kroku, by chociaż spróbować dogonić mężczyznę.

Po prawie dwóch minutach udało im się obu dotrzeć do Skrzydła Szpitalnego. Opiekun Slytherinu oczywiście pierwszy wpadł do pomieszczenia, lecz młodzieniec zrobił to tuż po nim. Zobaczyli śpiącego Dracona, wraz z siedzącą przy jego na łóżku, która ze zdziwieniem patrzyła na przybyszów.

- Draco obecnie zażywa snu i doznaje nieprzyjemnych skutków leczenia. Obecnie jest nieprzytomny i nie sądzę, by miał wam coś ciekawego do powiedzenia. - powiedziała cicho Tonks.

- Ocknął się potem? - zapytał od razu Severus.

- Tak, tak. Na tyle dobrze, by zamienić ze mną kilka słów, niemal śmiertelnie wystraszyć się pielęgniarki i zażyć lekarstwo.

- Co z Pomfrey? - wtrącił się zaniepokojony Harry, a Snape spojrzał na niego z zagadkowym wyrazem trawy.

- Coś sobie ubzdurał, że Pomona chce mu coś zrobić i nie dopuszcza jej do siebie - odpowiedziała czarodziejka - Ja musiałam mu podać lek.

Właśnie w tym momencie do pomieszczenia cichaczem weszła wspomniana sanitariuszka.

- Proszę natychmiast opuścić, do cholery. On nie potrzebuje towarzystwa do odbudowywania masy mięśniowej. A teraz żegnam!

Obaj mężczyźni bez słowa opuścili pomieszczenie szpitalne.

***


Szczęście me | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz