Rozdział LVIII

1.3K 126 58
                                    

Kanapeczki. Masło, sałata, ser, szynka. Nic specjalnego.

Gryfon zauważył, że sporo uczniów było obecnych na wieczornym posiłku. Prawdopodobnie uznali, że nie ma sensu już uczenie się i czas dostarczyć swojemu organizmowi nieco białka i węglowodanów.

Nigdzie przy stole nie widział jednak rudowłosej koleżanki. Widocznie ta miała ważniejsze rzeczy do roboty, niż zajmować się tak przyziemną czynnością, jaką jest jedzenie. Chłopak spojrzał w kierunku stołu nauczycielskiego. Nic nadzwyczajnego. Na centralnym miejscu siedziała McGonagall, a po jej prawicy Snape. Właśnie! Będzie musiał zamienić sobie z nim parę słów, ale to dopiero potem.

Dobra, wystarczy tego jedzenia. Teraz czas wrócić do siebie.

***

Ginny obudziła się. Spojrzała na swój brzuch, gdzie dostrzegła podręcznik od zielarstwa.

- Cholera - pomyślała - Mam nadzieję, że nie spałam długo.

Dziewczyna była zła na sobie. Miała uczciwie wziąć do nauki, a tu klops. No cóż, chyba wystarczy tego zielarstwa. Czas na transmutację.

Poniedziałek pełen zajęć. Przez cały dzień egzaminy. Gryfonka trochę pluła sobie w brodę, że zdecydowała się na zdawanie zielarstwa, ale było to niezbędne, by zostać aurorem, tak jak planował jej Harry. Pewnie przed jutrzejszym wieczorem odpadną jej ręce ze zmęczenia, ale nie miała wyjścia. Pocieszała się tylko, iż na wtorek zaplanowane są przedmioty dla niej nieistotne, nie licząc praktycznego egzaminu z eliksirów.

Leniwie wstała z łóżka i sięgnęła po leżący nieopodal podręcznik do przedmiotu uczonego przez nową dyrektor. Przeciągnęła się, trzymając niezgrabnie księgę w jednej ręce, i ruszyła na dół.

Zobaczyła opuszczony Pokój Wspólny. Przypomniało jej się, że nastała pora kolacji, więc postanowiła posilić się nieco, przy okazji próbując powtórzyć teorię z transmutacji. Gdy zmierzała w stronę portretu, ten nieoczekiwanie uchylił się, a do pomieszczenia wszedł Harry Potter.

- No elo - odezwał się chłopak niepewnym głosem - Dokąd idziesz jeśli można spytać?

- Mam zamiar coś zjeść. Zgłodniałam nieco... od tej nauki. Chcesz do mnie dołączyć? - zapytała dziewczyna.

- Dzięki, właśnie wracam z Wielkiej Sali - odpowiedział brunet - Zresztą i tak mam pewną sprawę do załatwienia. Baw się dobrze.

Wyminęli się.

***

Snape właśnie kończył swój posiłek. Ostatnie wydarzenia dosyć nadszarpnęły siły tego niemłodego już przecież mężczyzny. Tuż po kolacji miał zamiar udać się prosto do swych komnat i położyć się spać. Nie był egzaminatorem, ale, jak co roku, wyznaczono go do pełnienia dyżurów w salach. Jego wachta przypadała akurat przez cały poniedziałek, ale resztę dni tygodnia miał na szczęście wolne.

Wstał od stołu z zamiar udania się do swoich komnat.

***

Harry było dosyć zaskoczony jego poprawnym dialogiem z Ginny. Spodziewał się prędzej skakania sobie do gardeł niż kulturalnej rozmowy, co mogło świadczyć o wielu rzeczach; albo dziewczyna zapomniała o konflikcie i pragnęła zgody, albo chowała w sobie urazę, co mogło ujawnić się w najmniej spodziewanym momencie.

Nic to. Teraz się to nie liczyło. Są też inne priorytety, chociażby musiał poinformować Snape'a o nowym pomyśle dotyczącym wyzdrowienia Dracona. Po to właśnie potrzebował peleryny niewidki. Nie chciał, by ktoś niepowołany ujrzał go kręcącego się w okolicy lochów. Zyskał raz pozwolenie na odwiedzenie więźnia, ale tym razem planował iść do gabinetu eliksirowara, w co pewnie nie uwierzyłyby osoby zabezpieczające Hogwart przed rzeczami nadzwyczajnymi. Z dużym prawdopodobieństwem każdy nauczyciel bez wahania zawróciłby go do Wieży Gryffindoru.

Chłopak pochwycił dziedzictwo swego ojca udał się w wędrówkę, przez wiele pięter w dół, wprost ku jamie znienawidzonego belfra.

***


Szczęście me | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz