Severus siedział w swoim gabinecie i rozmyślał. Ciążyło mu to, że uzdrowiciele zawiedli. Wydawało się, że nie ma już żadnego rozwiązania. Nie tym jednak zamartwiał się najbardziej, gdyż spodziewał się tego, że magomedycy mogą wiele nie zdziałać przy tak zaawansowanej klątwie.
Jego myśli zajmowało głównie coś innego. Mężczyzna miał pretensje do siebie, że nie zdołał uchronić swego podopiecznego przed wszelkim złem. Prawda, był związany Przysięgą Wieczystą, lecz straciła ona swą moc z chwilą śmierci Albusa Dumbledore'a.
Cholera, wiele lat temu stał się przecież specjalistą od czarnej magii. Jego młodociane zainteresowanie, które ostatecznie zwiodło go na manowce. Teraz, co nie zdarzyło mu się od dawna, miał do czynienia z czymś, czego nie znał.
Profesor wstał i wyszedł ze swojego gabinetu.
***
McGonagall tuż po obiedzie ubrała swój turkusowy szlafrok, chwyciła romans ze swojej ulubionej kolekcji, po czym legła na sofie. Gdy nie pełniła obowiązków dyrektora szkoły, z przyjemnością wracała do swojego gabinetu przy sali od transmutacji.
Po tylu latach spędzonych w szkole, umościła sobie całkiem wygodne gniazdko. Może i było nieco staroświeckie, lecz ozdoby i mebel zebrane na przestrzeni lat tworzyły wspaniałą atmosferę, w którą zapracowana nauczycielka uwielbiała wnikać. Szczególnie dumna była właśnie z sofy. Nic innego w szkole nie mogło się z nią równać pod względem wygody. Średni materac; ani miękki, ani twardy, kaszmirowe poduszki, przyciągające uwagę obicie, pięknie zakończone nogi. Do prawdy było to wspaniałe!
Gdy kobieta otwarła książkę, rozległo się pukanie. Speszyła się nieco, gdyż spodziewała się całkowitego spokoju, przynajmniej do kolacji. Ukryła romans pod jedną z poduch, szybko przetransmutowała swoje ubranie w coś bardziej odpowiedniego i poszła otworzyć drzwi.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, pani dyrektor - powiedział Snape, który stał przed progiem i wpatrywał się w nauczycielkę.
- Ależ proszę, zapraszam - odpowiedziała starsza czarownica, nie tracąc zimnej krwi - Zawsze mam czas, by służyć sprawom szkolnym.
McGonagall zajęła miejsce przy biurku, a przybysz poszedł w jej ślady, zasiadając na krześle.
- W czym mogę pomóc mojemu niedoszłemu zastępcy? - uśmiechnęła się.
- Mam do przekazania dosyć niepokojące wieści - zaczął mężczyzna - Właśnie zakończyła się wizyta uzdrowicieli. Orzekli, że nie są w stanie pomóc młodemu Malfoyowi. Klątwa rzucona na niego jest zbyt złożona nawet dla nich.
- Na Merlina! Co to dla nas oznacza?
- Magomedycy twierdzą, że zostało tylko jedno wyjście. Należy poczekać, aż chory samodzielnie odzyska świadomość. Nie wiadomo jednak, kiedy to może nastąpić. Równie może minąć tydzień, jak i rok. Sugerują, że można umieścić go na oddziale długotrwałej terapii. Jednak zdajemy sobie z tego sprawę, że są to dosyć kosztowne rzeczy.
- Zaiste, Severusie. Szkoła ma mocno nadwyrężony budżet, zwłaszcza z powodu organizacji pogrzebu czy zapewnienia dodatkowego bezpieczeństwa. Nie mamy też dostępu do pieniędzy Malfoyów. Ojciec wiadomo, gdzie jest, może nawet całkowicie zatracił zmysły, a z matką kontakt jest niemożliwy.
- Mam pewne oszczędności, które udało mi się uciułać ze skromnej pensji nauczyciela, ale nie wiem, czy to wystarczy. Proponuję jednak, by ostateczną decyzję podjąć nieco później. Zobaczymy, jak sytuacja się zmieni w najbliższym czasie, a na razie proponuję pozostawić Dracona w Skrzydle Szpitalnym do czasu zakończenia egzaminów. Tymczasowo rozwiążemy problem, a potem, na spokojnie, zastanowimy się, jakie podjąć następne kroki. Co o tym sądzisz, Minervo?
- Tak, to zdecydowanie dobry pomysł - zgodziła się dyrektorka.
- To ja już nie przeszkadzam. Życzę miłej niedzieli! - Snape wstał i opuścił gabinet.
***
CZYTASZ
Szczęście me | Harry Potter
FanfictionKońcówka szóstego roku. Podczas bitwy na Wieży Astronomicznej Draco Malfoy przyjmuje ofertę Dumbledore'a i dołącza do jego stronnictwa. Razem z Harrym, ukryci pod peleryną niewidką, uciekają, przez co nie są świadkami dalszego przebiegu walk. Kto by...