Końcówka czerwca zapowiadała się na naprawdę gorącą. Słońce przypiekało każdą żywą istotę, która nieopatrznie wystawiła się na promienie. Zachmurzone zwykle niebo nad Wielką Brytanią tym razem było niemal bezchmurne. Na terenach nadmorskich na pewno było lepiej, lecz na terenach nizinnych, gdzie mieszkała Hermiona, warunki pogodowe bliskie były suszy. Dziewczyna nie miała ochoty dosłownie na nic. Książki, które ciągle jej towarzyszyły, a z których to chociaż jedną z nich zawsze miała przy sobie, teraz leżały niedbale w jej pokoju.
Panował skwar. Nie chciało jej się nic. Jej rodzicie mieli takie szczęście, że znajdowali się w pracy, gdzie mogli liczyć na nieustanne przebywanie w klimatyzowanym pomieszczeniu. Zaklęcia wpływające na pogodę, jako naprawdę wymagające, miały być dopiero na ostatnim roku, a nie miała siły na trenowanie ich w domowym zaciszu. Zresztą czuła już trochę odrazę do magii. Miała dość tego zakłamanego świata pełnego niebezpieczeństw. Zrobi sobie od niego przerwę. Chociaż na krótko.
Nie tylko od czarowania. Do swojego domu wrócił też Ron. Chociaż wrócił... To chyba za mało powiedziane. Rodzice siłą zabrali go ze szkoły. Może to i dobrze. On... powoli już ją męczył. Wiecznie głupkowaty wyraz twarzy, nieumiejętność zachowania się w towarzystwie, grubiaństwo. Wieczne niezrozumienie wszystkiego, o czym ona mu mówi. Trzeba przyznać – zupełnie inny poziom.
I tak rozmyślała, leżąc w przydomowym hamaku zawieszonym między drzewami rzucającymi błogosławiony cień i patrzyła na świat przez przeciwsłoneczne okulary. W pewnym momencie zaciekawiła ją kropka, która wraz z upływem kolejnych chwil powiększała się i formowała na kształt jakiegoś zwierzęcia. Po minucie wiedziała już, że to sowa z widocznie bardzo ważną wiadomością, gdyż jej prędkość była naprawdę wysoka. Hermiona wyskoczyła więc z hamaka, chcąc uniknąć niechybnego zderzenia z ptakiem, ten jednak z gracją wylądował na stole i wyciągnął nóżkę ze średnich rozmiarów kopertą. Dziewczyna wyciągnęła rękę po pakunek. W środku znajdował się złożony na pół liścik oraz... pióro do pisania.
Szanowna Panno Granger,
Ze smutkiem zawiadamiam, iż w Hogwarcie znajduje się ciężko ranny Ron Weasley. Gdyby zechciała pani przybyć na miejsce, załączone pióro jest świstoklikiem. Uruchomi się on około pół godziny po przybyciu ptaka.
Łączę wyrazy szacunku
Dyrektor Minerwa McGonagall
Gryfonka drżącymi rękami odłożyła wiadomość na blat i natychmiast udała się do domu, by wziąć najpotrzebniejsze rzeczy.
***
– Ja nie wiem... Gdzie on jest, Arturze, co się z nim stało... – mamrotała jak w transie Molly, siedząc przy wielkim stole w kuchni. Mąż usiłował ją nieudolnie pocieszyć.
– Nie martw się kochana. Może poszedł przelecieć się po prostu i zaraz wróci.
W Norze panowała nerwowa atmosfera.
– Żadnych wieści, już tyle godzin temu zniknął, ja nie wiem... – rozpaczała kobieta dalej, kiedy ogień w ich kuchennym kominku nabrał koloru zielonego i powoli wyszła z niego dostojna postać dyrektorki szkoły.
– Molly, Arturze. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi – rzekła McGoangall, otrzepując się z popiołu – Tak było najszybciej.
– Co się stało Minerwo? – zapytał spokojnie mężczyzna, jednocześnie nerwowo mrugając okiem – Czy chodzi o Ginny?
– Nie, nie. Z nią... wszystko w porządku – odparła czarownica – To Ron... Teleportował się do Hogsmeade i...
– Co zrobił? – zakrzyknęła Pani Weasley, przerywając – Ja już mu dam! Bez zezwolenia, samowolnie...
– Wystarczy, Molly – wtrąciła się dyrektor szkoły – Powinniście jak najszybciej przybyć. On... Nie jest z nim dobrze.
Rodzice Rona spojrzeli tylko na siebie i bez słowa udali się w ogień tuż za starszą czarownicą.
***
CZYTASZ
Szczęście me | Harry Potter
FanfictionKońcówka szóstego roku. Podczas bitwy na Wieży Astronomicznej Draco Malfoy przyjmuje ofertę Dumbledore'a i dołącza do jego stronnictwa. Razem z Harrym, ukryci pod peleryną niewidką, uciekają, przez co nie są świadkami dalszego przebiegu walk. Kto by...