Rozdział VI

2K 128 117
                                    

- Jak to nie wiesz jak to przeczytać?!

- Panie błagam, wybacz mi. To naprawdę bardzo stare runy.. Nie są w moim zasięgu. Jest tylko kilka osób na świecie, które potrafią to przeczytać... - odpowiedział mężczyzna, a z jego nosa polały się kolejna stróżka krwi mieszając się z resztą szkarłatnej posoki spływającej z ran na jego twarzy. Jak widać platynowowłosy przełożony szybko się denerwował i wyjątkowo lubował się w niewybaczalnym Crucio.

- Egon spokojnie... - kobieta o równie jasnych włosach podeszła do oprawcy zakrwawionego skryby. Oboje byli wyjątkowo bladzi, a gdy mówili można było dosłyszeć się twardego niemieckiego akcentu.

- Eva... jak mam być spokojny, skoro to ścierwo do niczego się nie nadaje?! - z furią powalił kopniakiem już wcześniej leżącego mężczyzną.

- Jeśli go zabijesz, tym bardziej nie będzie z niego pożytku. - położyła uspokajająco dłoń na ramieniu lodowookiego.

- Masz rację... a ty - wymierzył palcem w dławiącego się krwią mężczyznę. - Masz znaleźć mi tłumacza.

- Tak panie...

~<^>~

- Co ty wyprawiasz?

- Ubieram się do pracy, urlop mi się skończył. - odpowiedziała ubierając ciemnogranatowy płaszcz. Niby lato, ale to Londyn, tu ZAWSZE jest zimno.

- A dokładniej?

- Idę z tobą, bo pracuję w Świętym Mungu w dziale farmaceutycznym ośle.

- O nie. Nie mów mi, że będę musiał cię oglądać nawet w pracy...

- Ha ha ha, bardzo śmieszne. O ile wiem, farmaceuci są na drugim piętrze, a ty będziesz pracował na trzecim.

- To i tak za blisko siebie.

- Sever przestań marudzić i chodź, bo spóźnisz się pierwszego dnia. - zauważyła otwierając drzwi i czekając, aż łaskawie wyjdzie.

- Ile razy mam powtarzać... NIE. NAZYWAJ. MNIE. TAK.

- Tak, tak, jasne. Idziesz czy nie? - jeszcze chwilę mordował ją wzrokiem lecz w końcu skapitulował. Z tą kobietą lepiej za długo nie dyskutować, jeszcze znowu się obrazi. Jedyne na co sobie pozwolił to wymowne i dumne prychnięcie.

- Król dramatu...

~<^>~

- No Lizzy, nie bądź taka...

- Gordon, proszę cię przestań... - zachichotała.

- Wybacz, ale przy tobie nie mogę się powstrzymać...

- Jesteś taki słodki... ale cała rejestracja patrzy...

- Nie dziwię się, że patrzy... Ja od ciebie też nie mogę oderwać wzroku...

W okienku numer 4 z czterech dostępnych w rejestracji na parterze szpitala im. Świętego Munga, od godziny wisiała kartka "Za raz wrócę". Ta sytuacja była spowodowana pewnym lekarzem, który podrywał wszystko co się rusza i ma cycki. Aktualnie padło na młodą Elizabeth Went pracującą w wyżej wymienionym miejscu.

- Gordi... tylko tak mówisz.

- Dzień dobry Betty, jest coś dla mnie? - do okienka obok podeszła kręconowłosa szatynka.

- O Mary, dzień dobry! Masz tu listę maści i jesteś przydzielona do jakiegoś nowego, by mu wszystko pokazać i tak dalej.

Wzrok doktora Rosha z rozanielonej blondyny przeniósł się na stojącą obok kobietę. Mary Gabrielle Turing, 34 lata, ale na tyle nie wygląda... Czemu nie?

Był sobie Król |Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz