Rozdział XIX

1K 105 3
                                    

Przeszli całą wieś, ba! Nawet wypytywali przechodniów. A raczej Mary. Dupek z Lochów tylko rozplątywał języki ludziom swoimi morderczymi spojrzeniami. Nad rzeką też go nie znaleźli, a dla świętego spokoju przeszukał z nią i las. Nic, zupełnie jakby gnojek wyparował.

- A jeśli ktoś go porwał? - wyszeptała już na granicy załamania nerwowego. Obiecała. Obiecała mu, że zawsze z nim będzie i otoczy go opieką. A teraz zniknął...

Prychnął wywracając oczami.
- A kto by go chciał? - to było zaskakujące, ale obraził się. I to tak naprawdę. Skoro tak bardzo chce by jakaś cholera go zeżarła, mogła go nie ratować po Bitwie o Hogwart. Po co on z nią w ogóle łazi...

- Ja chce! - załkała ukrywając twarz w dłoniach. Czyżby mu źle z nią było? A może ktoś go skrzywdził? - ...TO TWOJA WINA! - wykrzyczała uderzając go w pierś, a on stał niewzruszony choć w duchu miał ochotę albo ją zamordować, albo przytulić. Na razie wygrywała pierwsza opcja. Jasne, nie znosił gnoja, ale nie był aż tak paskudny, by życzyć mu najgorszego. Przez cały czas...

- Wracamy do domu. - zarządził chłodnym tonem, co wcale jej nie przemówiło jej do rozsądku.

- Nie! Dopóki go nie znajdę nigdzie nie idę!

Coraz bardziej zdenerwowany mężczyzna przeczesał nieco splątane od łażenia po krzakach włosy.

- Może czeka na ciebie w domu? - podsunął pomysł. - Był na spacerze i wrócił?

Wciąż nieprzekonana otarła policzki i pokręciła zwieszoną głową.
- Jeśli się nie znajdzie...

- ...Tylko nie wzywaj Pottera! - powiedział od razu, już kilka razy o tym ględziła w atakach depresji. Kolejny idiota na tak małym metrażu. To wykończy tę wieś. I przy okazji jego.

- Będę musiała. - powiedziała podnosząc głowę.

- Jak się przyznasz, że go zgubiłaś, to możesz pożegnać się z tym, że dadzą ci adoptować choćby ropuchę. - zauważył rzeczowo, chcąc odsunąć ją od tego pomysłu. Ale ona jedynie ponownie spuściła wzrok.

- Może tak będzie lepiej? - spytała cicho. - Dostanie jakąś rodzinę, która go pokocha. Będzie miał dostanie życie. - „i ojca" pomyślała gorzko. Severus nie wiedział już czy na nią krzyczeć, czy robić cokolwiek innego.

- Chodź. - złapał ją za ramię i poprowadził przez wioskę.

~<^>~

Ruszyli w drogę powrotną, oczywiście drąc się i zaglądając gdzie tylko się da i nic. Mimo, iż się tego spodziewali, ją to podłamało jeszcze bardziej. Marzyła, by teraz ten kochany chłopiec wybiegł jej naprzeciw. Wytuliłaby go za wszystkie czasy...

Dom, aż krzyczał swoją ciszą... Dla Mary to było za dużo. Rozpłakała się w jednym z foteli. On mógł tylko bezradnie na to patrzeć. Był beznadziejną pocieszajką. Zresztą, co by nie powiedział pogorszyłoby i tak jej beznadziejny stan. Ruszył do kuchni i zaparzył jej ziół na uspokojenie... i podał paczkę chusteczek

- Wezwij tego Pottera. - doradził cicho. - Jest szefem biura aurorów, niech ruszy tyłek i raz zrobi coś pożytecznego.

- Nie mam adresu. - wychlipała smarcząc nos.

- Obstawiam, że Pchlarze mają.

- Są w restaura....

- ...ich sypialni tam nie ma. - wciął się jej w słowo.

- Nie będę grzebać im w rzeczach. - zmarszczyła brwi. To nieetyczne!

- Aleś ty moralna... to ja to zrobię. - ruszył w tamtą stronę.

- Czekaj... - zatrzymała go. - Już idę. - dla Williego wszystko. Ruszyła trochę chwiejnie do największego z pokoi.

Weszła tam. Nie zobaczyła nic nadzwyczajnego... poza wielkim małżeńskim łożem. Chyba naprawdę robiła się sentymentalna, skoro to na nim zawiesiła dłużej spojrzenie. O dziwo, jak na lokum Blacka było tu całkiem czysto...to pewnie zasługa Kate.
Podeszła do niewielkiego blatu przy oknie przeszukując stosy listów i popisanych kartek. Ale tu też nic.
Nie miała zielonego pojęcia gdzie szukać. Zaglądała do szafek, ale szybko z tego zrezygnowała, gdy z jednej z nich wyciągnęła skórzaną  obroże i smycz. Z obrzydzeniem wrzuciła je z powrotem. Zrezygnowana klapnęła na podłodze przy łóżku. Naprawdę nie wiedziała co już robić.
Gdy nagle usłyszała ciche chrapanie. Dorobili się psa? Z duszą na ramieniu zajrzała pod łóżko i zamarła

- WILLIAM!!!

Usłyszał krzyk i pognał na górę... bo wcale nie czuwał i nie czekał na jakikolwiek znak.
Wcale. Wpadł do sypialni zapchlonego małżeństwa i gapił się na to co tam było absolutnie zbity z tropu. Bo szatynka płakała i krzyczała na zaspane dziecko, które ledwo utrzymywało otwarte oczy.

- Czy ty jesteś niepoważny?! Wszędzie cię szukałam! Dlaczego się schowałeś?! Wiesz co ja tu przeszłam?! Myślałam że coś ci się stało! To był bardzo nieodpowiedzialne! Co ty na Salazara robiłeś pod łóżkiem?! - wyrzucała wszystko z siebie z prędkością automatu.

- Mary... - spróbował jej przerwać chłopiec.

- Ani słowa młody człowieku! - zamknęła go w swoich  ramionach drżąc z nerw i nieopisanej ulgi. - Dlaczego? - spytała cicho.

- Chciałem was zostawić sam na samych - ciągle się kłócili, a wiedział, że Mary naprawdę lubi Orlonosego.

Były postrach Hogwartu był za to nieco skonsternowany. Smarkacz tylko chciał, by razem z Turing spędzili dzień. I do stu tysięcy dementorów udało mu się!
Tylko nie tak jakby chciał...

- Nigdy więcej mi tego nie rób... - poprosiła cicho tuląc chłopca do siebie.

- Dobrze Mary. - oddał uścisk.
Zrobiło się tak mdło rodzinnie, że Bazyliszek wycofał się do swojej nory. Już był niepotrzebny.
Wszystko wraca na normalny tor. Normalny jak na ich standardy.

- Idziemy spać. - zarządziła. Miała po dziurki w nosie dzisiejszego dnia i marzyła tylko, by o nim zapomnieć. Wzięła go za rękę i opuścili sypialnie. - Ja pójdę wziąć kąpiel, tylko błagam. Nigdzie nie odchodź. Zostań tutaj. - wprowadziła go do swojego pokoju. Choć dzielili go razem.

- Dobrze. - uśmiechnął się lekko do niej chcąc ją uspokoić. Nieświadomie przegiął z tym zniknięciem... a w dodatku musiał spytać Starego Wampira jak prezent dla Mary. Powinien dać jej go dziś!

- Na pewno? - kolejna paranoja do kolekcji. A pobyt na wsi miał być wyciszający... na pewno nie dla niej.

- Jasne! - kobieta wreszcie skapitulowała i wyszła, a wtedy chłopiec pognał do Dupka z Lochów Bez Lochów - Jak tam naszyjnik? - zagadał wesoło. Potencjalny Kandydat na Dracule zmroził go wzrokiem.

- Nawet mnie nie denerwuj smarkaczu, byłby gotowy gdybym nie biegał cały dzień i cię nie szukał!

- Przecież zostawiłem wiadomość! - przerwał mu jego przesławne gnojenie małoletnich. - Nie przeczytałeś? - wskazał kartkę na ciemnym blacie zawalonym rupieciami.
Snape złapał kartkę pomarszczoną dłonią i przeczytał koślawe pismo chłopaka.

________________________________

„Znikam na cały dzień. Miłego dnia z Mary :) nie dziękuj"
________________________________

- Myślałem, że ty się tylko wczułeś w rolę...

Stary Mistrz eliksirów przybił sobie piątkę... z czołem.

Wszystko zepsuł.

Był sobie Król |Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz