- Co ty robisz? - zlękniona kobieta odwróciła się gwałtownie z nożem w ręku.
- Och... To tylko ty... - powiedziała z ulgą widząc stojącego półtora metra dalej Snape'a.
- Dobrze, to już ustaliliśmy. Teraz odłóż nóż i powiedz co ty wyprawiasz. - skrzyżował ręce na piersi patrząc intensywnie na kobietę. Specjalnie przeniósł swoją pracę do domu, by móc jej pilnować. Czasem - czyli prawie zawsze - zachowywała się jak lękliwa sarna. Jeden zły ruch i ucieka.
- Ja... Gotuje obiad.
- Po co?
- Żebyśmy mogli go zjeść... - brunet przyłożył dłoń do czoła błagając świętego Salazara o cierpliwość.
- Dlaczego do wszystkich pokręconych duchów Hogwartu TY masz to robić? - zapytał bardziej dosadnie. Co się stało z tą zaradną i zawsze gotową mu dogryźć Harpią?
- Ponieważ... - odłożyła powoli nóż na blat. - Ty jesteś zajęty. No i ja zawsze to robiłam... - powiedziała cicho ostrożnie dobierając słowa. Mężczyzna czuł jak coś skręca go od środka. Bała się go?...
- Powinnaś się oszczędzać. - powiedział marszcząc brwi. Tak długo jej szukał, czekał na nią i rzucił wszystko, by ją ratować...
A teraz miał wrażenie, że gdy tylko ona go zobaczy, to powstrzymuje się od krzyku.- Proszę, pozwól mi to zrobić... - powiedziała uciekając od niego wzrokiem. - Nie zniosę tej bezczynności... - po euforii spowodowanej uwolnieniem przyszły objawy syndromu pourazowego. Nie czuła się bezpiecznie nawet w swojej sypialni. A Severus... Nie mogła znieść wspomnienia, gdy o mało nie zginął, by ją ratować. Nie powinien się tak narażać. Nie była tego warta.
Nie chciała mu stwarzać jeszcze więcej problemów.Ciemne, brązowe oczy patrzyły na czarownicę analizując jej postawę i zachowanie. Była spięta i widocznie chciała, by wyszedł. Odwrócił wzrok, bała się... Widocznie w jakiś sposób musiał jej przypominać o tym co przeżyła. Metka śmierciojada chyba już nigdy się od niego nie odklei.
Kiwnął delikatnie głową i odwrócił się w kierunku wyjścia.- Uważaj tylko na siebie. - powiedział cicho i wyszedł z kuchni. Napięcie w mieszkaniu było więcej niż uciążliwe. Dwoje dorosłych nie potrafiło przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu. A uratowany chłopiec rozpaczliwie chciał poprawić humor swojej wybawicielce...
Na próżno.- Może byście gdzieś wyjechali, co? - zapytała Kate siedząc w salonie panny Turing, która aktualnie przygotowywała herbatę. Syriusz zabrał Williego do kina, w końcu oboje są dziećmi.
- Nie jestem pewien czy będzie się chciała gdziekolwiek ze mną wybrać. - stwierdził ponuro lokator wspomnianej damy. Rozważał od niedawna powrót do swojego dawnego mieszkania... Oczywiście wypłaciłby kobiecie należność za opiekę nad nim i "wynajem" mieszkania. Straciła pracę i nie nadawała się do szukania nowej, jeszcze nie teraz. Potrzebowała pomocy finansowej, a skoro jego obecność była dla niej tak uciążliwa...
Będzie pomagał z daleka.
CZYTASZ
Był sobie Król |Severus Snape
FanfictionŻeby było jasne. Tak, to ja i tak żyję. Jak mi się udało? Ktoś mi pomógł. Kto? Nie zamierzam się tłumaczyć. Chcesz, to kliknij w ten durny obrazek i się przekonaj ~Severus Snape Część druga już na profilu: "Cukier i Marcepan"