Z trudem otworzyła oczy, czuła jakby ktoś nasypał na nie piasku. A gardło paliło jakby zjadła ostrej papryki.
Udało jej się? Umarła?Zamrugała kilka razy, by odzyskać ostrość widzenia. Teraz mogła zobaczyć, że patrzy na sufit w swojej sypialni. Łzy spłynęły jej po policzkach, a dłonie zacisnęły na pościeli.
Nie udało się...
Spróbowała podnieść głowę, lecz opłaciła tą próbę nagłym atakiem bólu, który rozsadzał czaszkę. Skapitulowała pozostając w poprzedniej pozycji. Spojrzała w bok i zobaczyła Severusa...
Siedział skulony w fotelu, usta miał uchylone i co jakiś czas dało się słyszeć chrapnięcia. Oczywistym było, że spał. Przełknęła ślinę i doznała kolejnego bólu, tym razem gardła i piersi. Chciała go dotknąć, ale nie miała siły, by podnieść ręki.
Jesteś taka żałosna Turing...
Nawet zabić się nie potrafisz.Zamknęła oczy mając nadzieję, że to pomoże jej uporać się z wszechobecnym bólem. Ale nadzieja jest matką głupich, a inteligencję dziedziczy się właśnie po matce, więc na niewiele się zdała...
Kolejne łzy uwolniły się z jej oczu. Dlaczego ona jeszcze żyje? Chciała mieć nareszcie spokój, bez bólu, bez tęsknoty, bez cierpień...
A dostała tylko więcej bólu.Usłyszała kroki w mieszkaniu, otworzyła oczy i spróbowała dojrzeć coś zza tylko lekko uchylonych drzwi. Do pokoju weszła Kate.
- Mary... - brunetka od razu dopadła do łóżka, gdy zobaczyła, że patrzą na nią niebieskie oczy niedoszłej samobójczyni. - Tak bardzo się o ciebie bałam... - wyszeptała tuląc ją do siebie i teraz to po jej policzkach spłynęły łzy. - Nigdy więcej tak nie rób, rozumiesz? Nigdy. - rozkazała gładząc jej splątane loki.
Na nieszczęście, lub i szczęście zamieszanie obudziło strażnika starej panny. A noc spędzona w fotelu nie działała na jej korzyść.
~<^>~
- Jak mogłaś zrobić coś tak głupiego? - to było pierwsze pytanie jakie zadał. Był wściekły, była to lodowata wściekłość. Jego głos miał temperaturę zera absolutnego, żaden misiek polarny nie mógłby się z tym równać. Stał nad nią jak zły omen sztyletując wzrokiem czarnych jak otchłań oczu. Już nie przypominały tych ciepłych oczu, które widywała jeszcze miesiąc temu.
Jedyną odpowiedzią ze strony zmizerowanej niedoszłej samobójczyni było schowanie szyi w ramionach i ucieknięcie wzrokiem w bok.- Ja chciałam tylko zasnąć... - powiedziała ochrypłym głosem.
- I dlatego wypiłaś truciznę?! - nie wytrzymał i podniósł głos. Panią Black wyprosił kilka minut wcześniej, inaczej nikt nie pozwoliłby mu tak krzyczeć. - Przecież jesteś pieprzoną zielarką, jak mogłaś nie wiedzieć co to jest?!
- Wiedziałam! - wrzasnęła z mokrymi od łez policzkami. Przez ból gardła jej głos ani trochę nie przypominał tego, który tak pięknie nucił mu, gdy to on leżał w łóżku obalony przez węża Voldemordy. W ogóle nie przypominała kobiety, którą wtedy...
- Wiedziałaś? - zapytał nie chcąc wierzyć, że naprawdę sama z siebie połknęła truciznę. To było niemożliwe.
- Tak. - powiedziała patrząc na niego hardo. - Niepotrzebnie się wtrącałeś. - chrypnęła zła. - Dasz mi wreszcie spokój?! - wywrzeszczała mu prosto w twarz.
Patrzył na wychudłe ramiona i zapadnięte policzki, na ziemistą cerę, która ongiś przypominała porcelanę i na oczy. Podkrążone oczy pełne żalu do świata i do niego samego. Już nie iskrzyły jak dawniej, nie były radosne, teraz były pełne czerwonych niteczek. Kiedy Mary, w której się zakochał stała się tym czymś co teraz siedzi w jej łóżku?
Czuł jakby założył szare okulary rzeczywistości. To już nie była jego Mary.- Wynoś się stąd! - wrzasnęła ochryple i w ogóle nie przypominało to jej głosu, prędzej ryk jakiegoś zwierzęcia.
- Mam wyjść? - uniósł brew patrząc na nią niewzruszony. To ją trochę zbiło z pantałyku i patrzyła teraz na niego zdziwiona tym spokojem. - Tak bardzo chcesz spokoju? - jego usta przybrały bardzo paskudny uśmiech. - Chcesz? Więc go dostaniesz. - stwierdził i wyszedł z jej sypialni. Różdżką przywołał kufer i zaczął pakować swoje rzeczy za pomocą zaklęć.
Nie długo musiał czekać na jej dalsze krzyki. Przed chwilą kazała mu się wynosić, teraz przerażona błagała, by został. Zdzierała sobie gardło próbując go zatrzymać.
Zamknął za sobą drzwi mieszkania i wsunął pod nie klucz z powrotem. Powoli zszedł po klatce schodowej mając w kieszeni pomniejszony kufer ze swoim dobytkiem. Zadzwonił do Katrin Black z butelki telefonicznej. Nie dał dojść jej do słowa. Po prostu przekazał, że od teraz nie będzie mieszkał z Turing i się rozłączył.
Wyszedł z butki i pozwolił, by zimn deszcz ukarał go za to wszystko.Wiedział dlaczego krzyczała. Samotność, to czego boimy się bardziej niż śmierci. Ona nie krzyczy by z nim być. Krzyczy, bo nie chce być sama.
Tak jak my wszyscy boimy się samotności i chwytamy się nawet największego śmiecia, by mieć do kogo gębę otworzyć.Dlatego jej nie winił, ale odejść musiał.
Dla dobra ich obojga.KONIEC
?
CZYTASZ
Był sobie Król |Severus Snape
FanfictionŻeby było jasne. Tak, to ja i tak żyję. Jak mi się udało? Ktoś mi pomógł. Kto? Nie zamierzam się tłumaczyć. Chcesz, to kliknij w ten durny obrazek i się przekonaj ~Severus Snape Część druga już na profilu: "Cukier i Marcepan"