Rozdział XX

1.1K 103 12
                                    

Londyn już od tygodnia był zalewany ulewami, zupełnie jakby opłakiwał powrót tej niecodziennej kompani.

Podobne też były ich nastroje. Wszyscy, łącznie z samą zainteresowaną myśleli, że ten urlop na wsi, dobrze jej zrobi.
Jednak sytuacja z Willym znów zburzyła dopiero co odbudowane fundamenty jej bardzo słabej teraz psychiki. Teraz trzymała chłopca jeszcze krócej. Może nawet stała się trochę bardziej stanowcza, ale to wszystko z troski o niego. Szczególnie, gdy zostawali sami.
Wtedy musiała go mieć wręcz w tym samym pomieszczeniu. Lub gdy, co zdarzało się rzadziej, gdy byli na zewnątrz, w zasięgu wzroku.

Dziś właśnie zaczął się taki poranek. Samotny dla ich dwojga. Król Dramatów musiał wrócić do pracy, by zarabiać na tę porąbaną rodzinę i mimo jej zapewnień że wcale nie musi, nie ustępował. Blackowie odwiedzali ich przelotnie, by sprawdzić czy jeszcze w ogóle żyją.

~<^>~

- Willy! Śniadanie! - zawołała, gdy skończyła nakrywać do stołu. Kubek Severusa wisiał na suszarce razem z innymi pozmywanymi naczyniami. Jeszcze wczoraj był w szafce. Posprzątał po sobie i poszedł.
Zupełnie jakby tu go nie było...

- Co ty tam robisz? - zapytała ciekawa zaglądając do salonu.

- Wonder przyniósł list! - ciemnowłosy chłopiec wskazał sowę na jego ramieniu. - Chyba do ciebie. - podał jej oprawioną pieczęcią kopertę, a sam pobiegł do kuchni nakarmić  domowego listonosza.

Spojrzała na kopertę. Nie znała ani pieczęci ani adresu. Otworzyła go i idąc do kuchni zagłębiła się w tekście.

________________________________

„Do Anne Turing,
zwracamy się z prośbą o stawienie na spotkanie w celu ustanowienia Pani zwierzchnictwa nad nieletnim Williamem October.
Prosimy o niezwłoczną wizytę w Ośrodku do spraw nieletnich. W przeciwnym razie wszczęty zostanie proces.

Z wyrazami szacunku. Radni ośrodka do spraw nieletnich"
________________________________

List wypadł jej z rąk upadając bezgłośnie na podłogę, a ona stała jak porażona mocnym Petrificus Totalus.
Chcą jej odebrać Willa. Jej synka...

- Mary? Tosty będą zimne! - zawołał z kuchni.

- Co...? A tak już. - na miękkich nogach usiadła przy stole. Odbiorą jej go...

~<^>~

Przyjechał jak zwykle w nocy. Specjalnie brał nadgodziny, by po pierwsze więcej zarobić, ale też nie wchodzić jej w drogę.

Jego zdziwienie było dlatego uzasadnione, gdy tej nocy... zastał ją w salonie. Opróżniała jego zapas brandy.

- Mary? - odwiesił pelerynę absolutnie zaskoczony jej zachowaniem. Przecież ona nie pije.

- Upomnieli się o niego. - pociągnęła z butelki.

- Kogo? Na Merlina, Turing nie mamrocz. - zabrał jej butelkę.

- Oddawaj to! - wyciągnęła ręce za swoim skarbem.

- Starczy ci na dziś. - wycedził siadając naprzeciw.

- Dostałam list... - wyszeptała, jakby to tłumaczyło wszystko.

- Gratuluje. - sarknął wywracając oczami.

- ...z  Ośrodka do spraw Nieletnich... w sprawie Williama... - łzy znów zebrały się w jej oczach.

- Cholera... - spuścił wzrok marszcząc brwi, pociągnął spory łyk. Oboje wiedzieli co to znaczy.

Był sobie Król |Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz