14 tylko ona nas rozłączy

1.5K 130 114
                                    


Usiadł na brzegu krzesła, daleko od stołu, z głową zwróconą gdzieś w bok. Ostre słońce wdzierało się przez okno i oświetlało jego twarz złotym światłem, tworząc z włosów chłopaka jaśniejącą aureolę. W szczupłych palcach obracał kubek z parującym napojem. 

Było mi słabo. Kiedy się pojawił, wszystko co czułem dotychczas zlało się w jedno ogólne wrażenie porażającej słabości. Lęk, napięcie, wzburzenie, ale także senność i głód zespoliły się ze sobą, czułem już tylko okropną, psychiczną i fizyczną niemoc. 

- Cieszę się, że wróciłeś- nie skłamałem. Uniósł głowę, ale nadal nie patrzył na mnie. Jego twarz nie okazywała żadnych emocji- I nienawidzę cię- dodałem, a wtedy spojrzał on spojrzał. Jego skóra miała ten sam odcień co białka oczu, blade usta wykrzywił słaby półuśmiech. 

- I po to mnie szukałeś? Żeby mi to powiedzieć?

- Wysłałbym telegram, ale nie podałeś mi żadnego adresu- odparłem oficjalnym tonem. Podszedłem do szafki z lekami i wyjąłem z niej leki przeciwgorączkowe, które kupiłem kilka dni wcześniej z myślą o Kitysiu. Wycisnąłem dwie tabletki na blat stołu przed chłopakiem- Ale skoro już tu jesteś...

Nie zdążył odpowiedzieć, bo dostał okropnego ataku kaszlu. Przeczekałem go stojąc obok. Myślałem o tym, żeby poklepać go po plecach, ale zanim się do tego zebrałem, atak się skończył. Zamiast tego położyłem mu dłoń na czole i tak jak się spodziewałem, miał wysoką gorączkę. To było dziwne, przez kilka dni brał antybiotyki i znacznie mu się polepszyło, ale po pominięciu ledwie trzech dawek zrobiło się jeszcze gorzej niż było na początku. 

  - Taka dawka mnie nie zabije- wskazał leniwym ruchem głowy na leki, uśmiechając się prowokująco.

- Sam świetnie sobie radzisz- skrzyżowałem ramiona i patrzyłem na niego wyczekująco. Wziął tabletki, popił herbatą i znowu zaczął kaszleć, odwracając się ode mnie. Westchnąłem i wróciłem do szafki wygrzebać jakieś tabletki na kaszel.- Słuchaj... Tym razem chyba pojedziemy na pogotowie. Trzeba cię dokładnie zbadać. Może trzeba ci zrobić jakieś badania krwi...

Nie odzywał się, więc przerwałem rewizję szafki z lekami i odwróciłem się do niego. Patrzył na mnie, z głową podpartą na dłoni i dziwnym wyrazem twarzy. Kiedy napotkał mój wzrok, uniósł brwi.

- Nie zachowujesz się ani trochę, jakbyś mnie nienawidził, Kuba.

- Mam pewien problem z okazywaniem uczuć... Kacper- wycedziłem i wróciłem do penetracji szafki. Wymruczał pod nosem coś w stylu "zauważyłem", ale udawałem, że tego nie usłyszałem, zamiast tego ciągnąłem dalej- ale oczywiście, że cię nienawidzę. Dziś w nocy przeszedłem przez piekło. Myślałem, że nie żyjesz- zatrzymałem się na chwilę, żeby przypomnieć sobie dlaczego jeszcze powinienem go nienawidzić- I nie zapominajmy o tym, że chciałeś mnie okraść, ani o tym, że przez ciebie straciłem żonę.

- Jak to straciłeś?

- Och, nie mówię, że bezpowrotnie- przewróciłem oczami- Powiedzmy, że pokłóciliśmy się o ciebie. Nie pierwszy raz zresztą- wyciągnąłem z odmętów szafki jakiś syrop od kaszlu, ale nie mogłem znaleźć daty przydatności. W końcu postawiłem go przed chłopakiem, pewien, że nic nie może pogorszyć jego stanu. -Napij się tego.

- Nie wiem jak ci dziękować za to, co dla mnie robisz- mówił z namysłem, już bez śladu uśmiechu- ale nie uważasz, że to trochę... zbyt wysoka cena?

- Nie- odparłem mechanicznie. Odkąd go zobaczyłem, nawet nie pomyślałem o Natalii- wypij to, bo musimy się zbierać. Mam nadzieję, że szybko wrócimy i zdrzemnę się przed drogą.

- Drogą do...- powiedział wolno, jakby wciąż nie mógł połączyć ze sobą wszystkich wątków.

- Drogą do domu twoich rodziców. Tym razem zaciągnę cię tam, choćbym miał użyć siły.

- Przeceniasz swoje możliwości- przyjrzał mi się z powątpieniem, na co zwinąłem leżącą na stole gazetę i uderzyłem go w głowę. Sam byłem zdziwiony tym, że dopisuje mi tak dobry humor. Kityś z udawanym oburzeniem zerwał się z krzesła, żeby spojrzeć na mnie z góry. Patrzyłem mu w oczy, starając się zignorować jego przewagę. Zacząłem się zastanawiać, czy zawsze miały tak intensywny kolor, gdy on nagle opuścił wzrok i odsunął się ode mnie.

- Dziękuję ci po raz setny, jesteś wspaniały, ale to nie ma sensu. Lekarz, rodzice... -mamrotał- lepiej oszczędźmy sobie rozczarowań. Nic z tego nie będzie.

- Nic z czego nie będzie?- Zmarszczyłem czoło. Kacper spochmurniał nagle, opuścił głowę i twarz przykryły mu pojedyncze kosmyki włosów.

- No... ze mnie nic już nie będzie...

- Ponieważ?

- Ja już nie wyzdrowieję.

- Wyzdrowiejesz, nie żyjemy w średniowieczu, Kituś. To tylko zapalenie płuc- zamknąłem oczy. Czułem co nadchodzi i nie chciałem tego słyszeć.

- To nie tylko zapalenie płuc.

- Owszem- powiedziałem uparcie- to tylko zapalenie płuc.

- Chyba czwarte w tym roku- westchnął ciężko- pozazdrościć odporności, co?

- Mieszkasz na jebanej ulicy, nie oczekuj kwitnącego zdrowia-

- Mam hiv- wszedł mi w słowo- i proszę, przyjmij to do wiadomości. Też nie mogłem uwierzyć, ale... no. Zdarza się. Jak widzisz.

Milczałem przez dłuższą chwilę. Kacper zamyślony wyglądał przez okno i pił herbatę. Ja byłem przerażony, chyba jeszcze bardziej niż wczorajszej nocy. Już wcześniej o tym myślałem, ale odpychałem od siebie te myśli. Teraz nie mogłem uwierzyć, że okazały się prawdą. 

- I tak po prostu... poddajesz się?- na szczęście mój głos brzmiał w miarę spokojnie. 

- A co mam zrobić? Przedłużać swoje cierpienia za rentę starych? Nie dzięki... A może zafundować sobie kilka dodatkowych miesięcy męczarni, kradnąc i sprzedając twój telewizor? -uśmiechnął się. Mi nie było do śmiechu.- Nie chcę tak żyć.

- Więc wolisz umrzeć- powiedziałem z trudem, znowu zamykając oczy. Tym razem dlatego, że zaczęły mnie szczypać.

- No? - rzucił, jakby to było oczywiste- Co więcej, gdybym tylko miał więcej odwagi, zakończyłbym to sam już dawno. Moje życie to agonia. Jestem bezdomny, zadłużony, śmiertelnie chory... 

- Wydawało mi się, że jesteś całkiem... szczęśliwy?- nie wiedziałem, jak to ująć. Wiedziałem, że Kitu ma problemy, ale widziałem też, że cały czas jest pogodny i garnie się do życia. Wciąż miał tę samą energię co zawsze, nie dawał się przytłoczyć przeciwnościom, ale sam przytłaczał wszystkich wokół swoim temperamentem.

- Tylko kiedy byłem z tobą.

Wyglądał, jakby miał się rozpłakać. Czułem się tak samo. Żaden z nas tego nie zrobił, zamiast tego podszedłem do niego i objąłem go mocno, czując jak jego mięśnie sztywnieją.  Po chwili rozluźnił się i odwzajemnił mój uścisk. Trzymałem w ramionach jego ciało, myśląc tylko o tym, żeby utrzymać tu jego świadomość, za wszelką cenę. Jak najdłużej się da.

_

hej sloneczka

to ostatni rozdział

tytul mozecie potraktowac jako epilog

pa

2023 || GargamelVlog x Ahus ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz