Motywy działania

257 25 7
                                    


   Siedziałem z Hanną jeszcze godzinę po jej zaśnięciu, a po pojawieniu się jej rodziców, opuściłem salę. Mama Hannah złapała mnie, gdy szedłem pustym korytarzem. Na zewnątrz już dawno zapadł zmierzch.

- Clay, proszę, zaczekaj - poprosiła, podbiegając do mnie. Odwróciłem się ze zmęczoną twarzą. Wykończyły mnie wydarzenia ostatnich kilku dni i fakty, których się dowiedziałem. Sam fakt mojego udziału w tym wszystkim przytłaczał mnie najbardziej.

- Tak? - zapytałem, patrząc na zmarszczki na twarzy pani Baker. Jej ciemne włosy, które odziedziczyła po niej jej córka okalały jej twarz niczym ramka zdjęcie. 

- Hannah chciała z tobą rozmawiać - zauważyła smętnie, jakby jednocześnie zazdrościła mi możliwości rozmowy z jej córką. Zastanawiałem się, co powiedziała Hannah rodzicom po tym, jak się wybudziła. Przeprosiła za to, co chciała zrobić? Czy raczej była w szoku, że jej się to nie udało? - Dlaczego?

- Nie wiem - przyznałem, nie znając powodu chęci dziewczyny do spotkania ze mną. W głębi duszy jednak miałem nadzieję, że może Hannah coś do mnie czuje i że słowa wypowiedziane przez nią na taśmie były szczere. 

- Jesteś z jej szkoły, tak? - spytała, a ja poczułem się jak za policyjnym stolikiem z przykutymi kajdankami dłońmi. Czy jednak mogłem się dziwić kobiecie, której córka o mało co nie popełniła samobójstwa?

   Słońce zniknęło z szarego korytarza szpitalnego. Jego promienie nie zostawiły po sobie żadnego śladu, zastąpione przez jaskrawe, pozostawiające półmrok jarzeniówki. Burmistrz miasta prosił o datki na szpital, aby przeprowadzić gruntowny remont, jednak dopiero teraz zauważyłem, że jego prośba nie była bezpodstawna.

- Jestem kolegą Hanny. Pracowaliśmy razem - odpowiedziałem uprzejmie, starając się unikać tematu szkoły. Jeszcze mógłbym być spytany o znajomych dziewczyny, o których niekoniecznie chciałbym rozmawiać. Tak się składa, że to oni byli odpowiedzialni za to, że dziewczyna znajdowała się teraz w szpitalu.

- Przyjaźniliście się? - zapytała, mrugając szybko. Uwidocznił się jej brak snu. - Byliście ze sobą blisko, tak?

- Wybaczy pani, ale nie wiem, co mam odpowiedzieć. Znaliśmy się, czasami porozmawialiśmy. Nic więcej - odparłem, mając nadzieję, że kobieta nie zauważy moich rumieńców. Pani Baker smutnie skinęła głową.

- Pytam, bo jesteś pierwszą osobą, z którą chciała porozmawiać. Łącznie z nami - westchnęła, obracając głowę w stronę drzwi do sali. Jej twarz poszarzała. - Musisz być dla niej kimś wyjątkowym.

    Nie odpowiedziałem. Miałem nadzieję, że tak było, choć nie zasłużyłem sobie na to. Nie było mnie przy Hannie, gdy mnie potrzebowała. Nie wspierałem jej, gdy próbowała uporać się z własnymi problemami. Ja nawet ja o nie nie spytałem. Nic nie zauważyłem. A to dlatego, że wolałem być na uboczu. Nie angażować się. Bałem się. 

- Odwiedzę Hannę jutro - obiecałem i wyszedłem na schody, zanim pani Baker nieco oprzytomniała na tyle, by spytać mnie o coś jeszcze. 

   Czułem ulgę, że opuszczam to miejsce, choć najchętniej zostałbym przy niej jeszcze chwilę. Nie dziwiłem się, że czuła się podle. Była otoczona ludźmi - i to nie tylko tymi, którzy się o nią troszczyli, jak w przypadku jej rodziców. Wiedziałem, że po ośrodku kręcą się ludzie, którzy ją do tego stanu doprowadzili. W sumie sam byłem jednym z nich.

   W holu nie widziałem Jessiki i Justina, ale na ladzie recepcji zauważyłem stroik z czerwonych róż z napisem: "Wracaj do zdrowia. Sheri" Dziwiłem się, że nie zauważyłem go, gdy tu przyszedłem, ale przypomniałem sobie, że próbowałem uniknąć spotkania ze znajomymi Hanny siedzącymi w holu, więc musiałem ominąć recepcję. Kwiatów od Alexa nie znalazłem tuż obok stroika. Musiał go zabrać ze sobą do domu, a to znaczy, że jeszcze tu wróci. Oby ochroniarz go nie wpuścił... To dla niej za dużo.

   Gdy wyszedłem ze szpitala, ze zdumieniem zauważyłem mustanga Tony'ego, stojącego na poboczu ze zgaszonymi światłami. Tony zobaczył mnie od razu i odpalił silnik, po czym podjechał po mnie, jakby na mnie czekał. Zaczynało mnie to powoli niepokoić, że chłopak doskonale wiedział, gdzie akurat jestem.

- Byłeś u Hanny? - zapytał, gdy otworzyłem drzwi i wsiadłem na miejsce pasażera. Przynajmniej mogłem liczyć na darmowa podwózkę do domu, a wiedziałem, że rozmowy z chłopakiem nie uniknę. - Jak się czuje?

- Wygląda... lepiej. O ile w ogóle można tak to nazwać - odpowiedziałem z przekąsem, przypominając sobie bandaże na jej nadgarstkach.

- Widziałem niedawno jak Jessica i Justin wychodzili. - powiedział Tony, patrząc na wprost. Zawrócił przy podjeździe i ruszył w kierunku znanym tylko sobie. Światła jego samochodu oświetlały drogę przed nami, ukazując pustkę, jakby nikomu tego wieczora nie zebrało się na spacery.

- Wiem, widziałem ich w holu. Jak można przychodzić do dziewczyny, która doprowadziło się do takiego stanu? Spotkałem przy szpitalu Sheri, a na schodach Alexa. Czy ich wszystkich powaliło?! - wyrzuciłem z siebie. Twarz Tony'ego pozostała obojętna.

- Clay, my wszyscy jesteśmy złączeni sprawą Hanny. Ty też. Skoro ciebie podkusiło, by tu przyjść, inni tez to zrobią. - odpowiedział spokojnie, przejeżdżając obok kina, w którym pracowaliśmy z Hanną. Nie potrafiłem nie spojrzeć tęsknie w tamtym kierunku. Tęskniłem za jej codzienną obecnością w tym miejscu. Nie mogłem się pogodzić z tym, że zrezygnowała z pracy.

- Chciałem ją zobaczyć. Nie chciałem jej nic wyjaśniać. Po prostu musiałem sprawdzić, czy wszystko jest okej. - rzekłem, a mój głos cichł w miarę prędkości, jaką nabierał mustang. W tych okolicach mógł sobie na to pozwolić. Tutaj rzadko czaiła się policja, a już zwłaszcza o tej porze.

- Ale nie możesz oczekiwać, że wszyscy będą tak wspaniałomyślni - odezwał się po dłuższej chwili Tony. - Niektórzy będą przychodzić, by uciszyć swoje sumienia, a jeszcze inni po to, by mieć pewność, że Hannah nic nie powie i że taśmy nie wyjdą na jaw. 

- Myślisz, że ktoś byłby do tego zdolny? - zapytałem, choć nie musiałem. Ci ludzie pozwolili, by Hannah zechciała odebrać sobie życie. Mogą być zdolni do wszystkiego. Poczułem, że chcę wrócić pod szpital, aby ją chronić. Chciałem, by zostawili ją w spokoju.

- Dobrze znasz odpowiedź na to pytanie - Tony jakby czytał mi w myślach. 

- Hannah nie powinna mieć z nimi kontaktu - powiedziałem na głos, bo wiele myśli tłukło mi się w czaszce. Tony skinął głową. - Przynajmniej nie na razie. Jest w rozsypce. Co jeżeli będzie chciała zrobić to znowu?

- To już zależy od Ciebie, Clay - rzekł Tony, podjeżdżając pod mój dom. Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi. Nie wiedziałem, co ma na myśli.

- Co to ma znaczyć? - spytałem z uraza w głosie.

- Pokaż jej, że ma po co żyć. - odpowiedział chłopak, zaciągając ręczny i obracając się na siedzeniu w moim kierunku. - Że ma ciebie. 

- Trochę zbyt ckliwe jak na powagę sytuacji - zauważyłem, a Tony machnął ręką. 

- Przynajmniej prawdziwe. Jesteś jedynym powodem, który mógł powstrzymać ten proces, Jensen. Napraw ten błąd. Przynajmniej ty jeden możesz to zrobić. - wiedziałem, że mama zaraz wyjdzie na ganek z pytaniem, czemu wróciłem tak późno, albo chociaż by zobaczyć, kto przyjechał, ale nie obchodziło mnie to.

- A co zrobisz ty? - zapytałem natarczywie. Nie żebym był zazdrosny o Hannę. Po prostu wiedziałem, że byli blisko. Inaczej dziewczyna nie przekazałaby mu taśm. 

- Ja? - spytał Tony, ponownie uruchamiając silnik, czym dał mi do zrozumienia, że chce już wracać. - Będę starał się ją wspierać. 



***

Przepraszam, że w weekend się nie pojawił, tak jak mówiłam, ale wyszły sprawy, nad którymi nie panowałam

Mam nadzieję, że Wam się podoba :)
Zachęcam do komentowania i dawania gwiazdek! Z pewnością to pomoże mi w dalszej pracy, a Was nie kosztuje właściwie nic :)

J. Dreamie

13 REASONS TO STAYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz