Kiedy flotylla łódek dotarła na drugi brzeg czarnego jeziora, wszyscy pierwszoroczni ustawili się w gromadce na skalistym nabrzeżu w pewnego rodzaju podziemnej przystani. Razem z Jamesem poprawiliśmy na sobie szaty, po czym ruszyliśmy w ślad za Hagridem, który zaczął prowadzić nas wydrążonym w skale korytarzem. Po kilku minutach wędrówki dotarliśmy do wilgotnej murawy zamku, a tam zatrzymaliśmy się przed wielką dębową bramą. Była już otwarta, za nią zaś stała wysoka, szczupła starsza czarownica o czarnych włosach upiętych w koka, która spoglądała na nas dość surowym wzrokiem.
– Pirszoroczni, to jest pani profesor McGonagall – rzekł pół-olbrzym.
– Dziękuję, Hagridzie, możesz już odejść – powiedziała kobieta, po czym zwróciła się do nas:- Za mną.
– Za mną – parsknąłem cicho do Jamesa.- A co ja, pies jestem?
James zachichotał cicho, a ja z uśmiechem pokręciłem głową. Śmiałbym się pewnie głośniej, gdybym w tamtych czasach wiedział, że za parę lat naprawdę zyskam umiejętność przemieniania się w to zwierzę.
Kobieta, ubrana w szmaragdowozieloną szatę, poprowadziła nas przez zamek. Po prawej stronie, za kolejnymi ogromnymi drzwiami słychać było gwar rozmów, jednak to nie tam wkroczyliśmy – tylko do niedużej komnaty obok.
– No dobrze, wszyscy są?- Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim pierwszorocznym, McGonagall znów zaczęła spoglądać na nas z odrobiną dezaprobaty.- Witajcie w Hogwarcie. Wkrótce rozpocznie się uczta z okazji nowego roku szkolnego, ale zanim zasiądziecie do stołów, zostaniecie przydzieleni do jednego z czterech domów: Gryffindoru, Ravenclawu, Hufflepuffu bądź Slytherinu.- Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem i w tym samym czasie znacząco poruszyliśmy brwiami.- Wasze miejsce wskaże wam Tiara Przydziału, którą każdy z was założy na głowę. Dopiero po przydziale możecie pójść usiąść do wskazanego wam domu. Zaraz do was wrócę, tymczasem wykorzystajcie tych parę ostatnich minut na dopracowanie waszego wyglądu.
To powiedziawszy, profesor McGonagall wyszła bocznymi drzwiami.
– Ciekaw jestem, czy ona tak każdego roku gada uczniom – powiedział do mnie James.- No wiesz, to z tym wyglądem. No bo niby co w naszym wyglądzie jest złego?
– W naszym na pewno nic, ale Smark wygląda jak pożal się Merlinie kocioł pełen smalcu, więc...- Oboje roześmialiśmy się wesoło.
– A właśnie, gdzie on jest?- James rozejrzał się wokół.- O, widzę go, jest z tą rudą.
Odwróciłem się i rzuciłem obojętne spojrzenie w kierunku naszych starych współtowarzyszy podróży. Stali na tyle, rozmawiając ze sobą cicho, ich miny były pełne napięcia.
– James, co za dużo, to niezdrowo – oznajmiłem.- Raczej nie bardzo widzi mi się tulić cię w dormitorium, kiedy obudzisz się z koszmaru o Smarku.
– Masz rację, Syriuszu.- Potter pokiwał głową, odwracając się.- Strach patrzeć na tę przebrzydłą mordę.
– A wiesz co powinno robić się ze swoimi lękami?- James spojrzał na mnie, jakby chciał już zaprotestować, że to nie to miał na myśli, ale ja uśmiechnąłem się do niego.- Powinno się z nimi walczyć.
Potter najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo również wyszczerzył zęby w uśmiechu. Tymczasem powróciła profesor McGonagall i poprowadziła nas tymi samymi bocznymi drzwiami, za którymi nie tak dawno zniknęła.
Znaleźliśmy się w ogromnej, bardzo przestronnej sali, w której znajdowało się pięć stołów: jeden główny, do którego się zbliżyliśmy, ustawiony naprzeciwko ogromnych drewnianych wrót, przy którym zasiadali nauczyciele i dyrektor, oraz cztery stoły ustawione do nich pionowo – każdy dla każdego domu Hogwartu. Ja i James z zaciekawieniem spoglądaliśmy na zaczarowany sufit przedstawiający nocne niebo, pod którym lewitowały tysiące płonących świeczek.
CZYTASZ
Nox!
FanfictionTrzynaście rozdziałów opowiadających o mojej skromnej wizji tego, jak wyglądało życie czwórki huncwotów - Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera - na początku ich nauki w Hogwarcie. Jak się poznali, jak rozwijała się ich przyjaźń, jak wyglądały ich przyg...