7. Potter kontra Snape

387 59 11
                                    


Remus wyjechał następnego dnia popołudniu, wobec czego w czasie lekcji eliksirów nie było go z nami w klasie. Peter był zmuszony dobrać się w parę razem z Alfie'm, z którym również dzieliliśmy sypialnię, podczas gdy ja i James jak zawsze siedliśmy obok siebie, wpatrując się w siebie bez słowa ponad bulgoczącym w kociołku eliksirem.

– Pamiętajcie, aby postępować zgodnie ze wskazówkami w podręczniku – polecił profesor Slughorn, obrzucając nas wszystkich spojrzeniem wyłupiastych oczu.- To bardzo dobry podręcznik, zawiera mnóstwo przydatnych porad! Panie Pettigrew, miał pan mieszać w prawo! Nie, to jest pana lewo, ma być prawo!

Westchnąłem ciężko, spoglądając na puste miejsce Remusa. Gdyby był tu z nami, ja i James lepiej poradzilibyśmy sobie z uwarzeniem eliksiru. Tego dnia mieliśmy za zadanie stworzyć co prawda jeden z prostszych, ale jakimś cudem i tak nam to nie wychodziło.

– Dodałeś gałązki lawendy?- zapytał mnie Potter, przysuwając do siebie podręcznik Magiczne wzory i napoje.

– Cztery – potwierdziłem, podpierając policzek dłonią.- Daj spokój, znam już ten przepis na pamięć. Cztery gałązki lawendy, cztery gałązki waleriany, dwie krople śluzu gałkowca...

– Jakiego gałkowca?- James zmarszczył brwi, przysuwając podręcznik do twarzy i poprawiając okulary na nosie.- Tu jest „gumochłon"!

– No to gumochłona, o to mi chodziło – mruknąłem, machnąwszy lekceważąco dłonią.

– A standardowy składnik?

– Sześć miarek.- Kiwnąłem głową, choć postarałem się, by bardziej wyglądało to tak, jakby mi odpadła niczym Sir Nicholasowi, z tym że do przodu, a nie na bok.

– No to brakuje nam tylko jednego składnika – westchnął ze zrezygnowaniem Potter.- Remusa...

– Szkoda by było używać go w ten sposób – mruknąłem leniwie, wgapiając się w sufit.- Myślisz, że istnieje jakiś eliksir, do uwarzenia którego potrzebny jest człowiek?- zapytałem, widząc nagle w głowie wyraźną tego wizję.

– Pewnie cię zmartwię i ubolewam nad tym, ale do uwarzenia każdego eliksiru potrzebny jest człowiek. Słyszałeś kiedyś, żeby eliksiry warzyło drzewo albo pies?

– Oj wiesz, o co mi chodzi!

– Hmm...- James spojrzał na mnie z zastanowieniem, po czym zaczepił przechodzącego akurat w pobliżu profesora Slughorna.- Panie profesorze, czy istnieje eliksir, do którego wrzuca się człowieka?

– Człowieka, panie Potter?- Slughorn spojrzał z rozbawieniem najpierw na niego, a potem na mnie.- Cóż, są takie wywary, do których potrzebna jest czy to krew, czy włosy, albo jakiś inny element ciała ludzkiego, ale z całą pewnością nie wrzuca się całego człowieka! Skąd ten pomysł, chłopcy?

– A, bo brakuje nam trochę Remusa do uwarzenia eliksiru – wyjaśniłem.

– Myślę, że do uwarzenia tak prostego eliksiru nie jest wam potrzebny pan Lupin – parsknął śmiechem Slughorn, po czym skinął ręką na nasz kociołek.- Zobaczmy, jak wam idzie.

Profesor pochylił się nad naszym kociołkiem, zgarniając dłonią unoszącą się z niego parę, po czym kilkoma machnięciami skierował ją ku swojej twarzy, zapewne wąchając. Zastanowił się przez chwilę, a potem spojrzał to na Jamesa, to na mnie.

– Dodaliście lawendy, chłopcy?

– No, Syriusz dodał – odparł James.

Skinąłem głową, po czym wskazałem na leżące na naszym stoliku miniaturowe fioletowe płateczki, które musiały oderwać się od gałązek, gdy wrzucałem je do kociołka. Slughorn zmarszczył brwi i przyjrzał się jednemu z nich.

Nox!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz