6. Herbatka u Hagrida

392 68 27
                                    


Herbatki u Hagrida nie mogliśmy się doczekać.

Nawet Remus raz po raz spoglądał na zegarek, nie wspominając już o Peterze, który zaskakująco szybko pochłonął swoją kolację. Nie byliśmy pewni, czy Hagrid poczęstuje nas mięsem z gronostaja (a trzeba przyznać, że James i ja bardzo chcieliśmy spróbować mięsa pochodzącego z Zakazanego Lasu zwierzęcia), dlatego zjedliśmy tyle, żeby nie czuć się pełnymi, ale i żeby ewentualnie zmieścić poczęstunek u gajowego.

Dziesięć minut przed wybiciem godziny siódmej opuściliśmy zamek. Żaden profesor, prefekt ani w ogóle jakikolwiek uczeń nie próbował nas zatrzymać, ani nawet nie zagadnął, dokąd idziemy. Wyszliśmy więc w zupełnej swobodzie, nie spiesząc się i nie rozglądając jak ogłupiali, co mogłoby wzbudzić jakieś podejrzenia.

Pogoda pod wieczór zepsuła się. Teraz nad szkołą oraz jej okolicą wisiały ciemne chmury zwiastujące deszcz, w powietrzu zaś czuć było duchotę, przez co zaczęliśmy przeczuwać, że wkrótce nadejdzie burza. Tutaj to było normalne, burze zdarzały się ponoć nawet w styczniu.

– Mam nadzieję, że nie będziemy musieli wracać do zamku w deszczu – westchnął Remus.

– Ojej, koteczek nie lubi wody?- zapytałem, uśmiechając się do niego złośliwie.

– Koteczek zaraz wydrapie ci oczy, wiesz?- Lupin obrzucił mnie złym spojrzeniem.

– A to dlaczego?- zdziwiłem się, bo przecież nie zrobiłem nic złego.

– Koteczki są nieobliczalne.- Remus uśmiechnął się zjadliwie.

– Ty lepiej uważaj, bo poszczuję koteczka pieseczkiem – odparłem, mierząc Lupina od góry do dołu.

– Koteczek ma swoje sposoby na pieseczka...

– Możecie skończyć z tym swoim zoologicznym romansem?- wybuchnął James, patrząc na nas z niedowierzaniem.- Właśnie zbliżamy się do chatki olbrzymiątka, więc zróbcie mi przysługę i przymknijcie się, zanim Hagrid usłyszy was i pomyśli, że uciekliście z Zakazanego Lasu.

Ja i Remus spojrzeliśmy najpierw na Jamesa, a potem na samych siebie, po czym posłusznie zamknęliśmy jadaczki. Wciąż jednak spoglądaliśmy na siebie, trochę się bocząc. Dopiero gdy stanęliśmy przed drzwiami chatki Hagrida, zapomnieliśmy o naszej poprzedniej wymianie zdań.

Drzwi otworzyły się szeroko i w progu stanął Rubeus.

– Właźcie, właźcie, zanim się rozpada – rzucił gromkim głosem, przesuwając się na bok i przepuszczając nas.

Wpakowaliśmy się do jego domu, jeden za drugim. Spodziewałem się raczej bardziej magicznego wnętrza, bo z zewnątrz budynek sprawiał wrażenie małego – zwłaszcza jak na standardy Hagrida – ale okazało się, że w środku było podobnie. Chatka składała się z jednego tylko pomieszczenia, w którym po jednej stronie znajdowało się ogromne łóżko, a po drugiej kominek z paleniskiem, nad którym zawieszony został na pręcie czajnik. Pod ścianą stał również stół z trzema krzesłami – tak wielkimi, że mogliśmy spokojnie pomieścić się we dwóch na jednym.

– Już podaję herbatę, siadajcie i rozgośćcie się – powiedział Hagrid, odwracając się do nas plecami i szykując kubki wielkości małych rondelków.

Ponieważ to obok Remusa trafiło mi się miejsce, to do niego skierowałem szeptem nurtujące mnie pytanie:

– Jak on może być pół-olbrzymem? No bo... jeden rodzic olbrzym, a drugi normalny...? Jak to możliwe?

Lupin spojrzał na mnie niemal z przerażeniem.

– Chyba wolę nie wiedzieć... – wymamrotał.

Nox!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz