Próbowaliśmy iść razem,
Ale noc stawała się coraz ciemniejsza
Myślałem, że byłaś przy mnie,
Ale kiedy wyciągnąłem rękę — odeszłaś
Czasami słyszę jak mnie wołasz
Z jakiegoś zapomnianego i odległego wybrzeża
~Red, Hymn For The MissingByłem niezwykle blisko. Wreszcie ruszyłem się z miejsca. To było jedyne, co mogłem zrobić. Zacząć żyć od nowa. Wydostać się stąd i zacząć żyć na nowo. Nawet jeśli bez niej. Bez mojej Alice.
Po długich przemyśleniach zrozumiałem jednak, że ona właściwie żyje. W moich wspomnieniach, w moim umyśle, w moim sercu. W mojej miłości.
Byłem w stanie bez niej żyć, jeżeli tylko zechcę. Ale nie chcę żyć sam. Nigdy o niej nie zapomnę. Zawsze będę o niej pamiętał.
~ℛ~
Leżeliśmy na jej łóżku. Była we mnie wtulona. Bawiłem się jej włosami. Panowała cisza. A przynajmniej do momentu, kiedy jej nie przerwała:
— Co byś zrobił, gdybyś się zakochał?
— Powiedziałbym tej osobie, co do niej czuję, gdy byłbym gotowy.
Tylko że ja nigdy nie będę gotowy, by jej to powiedzieć. Zawsze będę ukrywał swoją miłość do niej. Będę patrzył, jak się zakochuje w innym mężczyźnie niż ja, będzie się z nim zaręczała, wyjdzie za niego. Będę tylko obserwatorem, przyjacielem, który będzie się usuwał na bok, by im nie przeszkodzić w dalszym życiu. A ona będzie mnie prosiła tylko o rady, aż w końcu o mnie zapomni.
— A jesteś w kimś zakochany?
— Jest taka jedna. Ale nie znasz jej. To moja przyjaciółka. Znamy się od paru lat.
— Zaraz, chwila. Przyjaciółka? — Usiadła i popatrzyła na mnie. — Danielu Wilkinson, czy ty mnie zdradzasz?
— Nie bądź głupia, przecież wiesz, że nie mógłbym cię zdradzić.
— Czuję się zazdrosna.
Obudziłem się ze śmiechem. Czasem to jak udawała głupiutką, mnie rozczulało i rozśmieszało. I to jej kręcenie nosem, gdy była zła. To było po prostu urocze. Choć nie powiem, często żartowałem z niej. A to mówiłem, że zaczynają jej rosnąć królicze uszy albo że idę po marchewkę, bo chyba jest głodna. Zawsze wtedy okładała mnie poduszką albo pięściami.
Przetarłem załzawione od śmiechu oczy i zacząłem ruszać dalej. Im bliżej wyjścia byłem, tym robiło się jaśniej, więc nie potrzebowałem już latarni ani świecy, by cokolwiek widzieć.
Przechodziłem właśnie obok różnych komód z niepotrzebnymi rzeczami, na których stały różne zdjęcia, wazony. Podszedłem do jednej z komód. Stało na niej zdjęcie, ukazujące mnie i Alice. Tym razem to, na którym ona siedziała na krześle, a ja, położywszy dłonie na jej barkach, stałem za nią.
Przed zdjęciem leżała róża. Przedostatnia, jedenasta, która zaszczepiła we mnie nadzieję i podekscytowanie. Już niedługo. Jeszcze tylko chwila.
CZYTASZ
Zachowane róże
FanfictionMiłość boli, to prawda, ale utrata jej boli bardziej. Znacznie bardziej. Kiedy wszystko waliło się, tylko ona potrafiła mnie podnieść na duchu i sprawić, że walka z moją własną psychiką stawała się choć trochę przyjemniejsza. Lecz gdy jej zabrakło...