Nie mogę odpuścić
Jesteś każdą cząstką mnie
Przestrzeń dzieląca nas to tylko sen
~Amy Lee, Speak to MeSzedłem dalej. A właściwie, zwiedzałem te same miejsca co wcześniej. Czułem się i zapewne wyglądałem jak trup. Nie miałem już siły tego ciągnąć. Każda kolejna sekunda nieustannego myślenia o niej sprawiała, że coś we mnie umierało. Chęć zaśnięcia i przebywania z nią, nawet jeśli tylko we śnie, stawała się coraz to silniejsza. Chciałem znowu ją przytulić. Teraz. I usłyszeć jej śmiech, kiedy jej dokuczałem. Teraz. Chciałem, by powiedziała mi, że wszystko będzie dobrze.
Padłem na kolana, mając wrażenie, że ból wszystkich uczuć, które odczuwałem w tym momencie, żałoba, rozpacz, nieustająca chandra, przeniósł się na moje ciało. Wrzasnąłem i uderzyłem pięściami o kamienną posadzkę. Potem skuliłem się, oddychając ciężko. Zamknąłem oczy. Chciałem spać. Chciałem ją zobaczyć żywą. Mimo że umożliwiał mi to jedynie sen.
~ℛ~
Stałem przed gmachem Rutledge Asylum w oczekiwaniu na Alice, która miała zaraz wyjść. Jedenaście tygodni bez niej było koszmarne. Śniła mi się, obawiałem się, co mogą jej tam robić, że nie będzie taka jak wcześniej... Fakt, zmieniła się trochę, ale nie wyglądała tak, jak ją sobie wyobrażałem przez pryzmat czarnych scenariuszy. Wyszła z budynku i gdy mnie zobaczyła, zaczęła biec. Złapałem ją. Przytuliła mnie, a ja ją podniosłem i okręciłem się z nią wokół własnej osi. Jak na dziewiętnastolatkę, była niezwykle lekka, co zawsze pozwalało mi brać ją na ręce lub przerzucać sobie przez ramię, gdy mnie wkurzyła, lub nie chciała czegoś zrobić.
— Nawet nie wiesz, jak się stęskniłam — pisnęła, kiedy ją postawiłem na ziemię.
— Bo to przecież nie ty nawiedzałaś mnie we śnie i przecież nie zjadałem przez ciebie paznokci. — Przewróciłem oczyma.
— Fakt, nie było najlepiej, ale zawsze mogłoby być gorzej. — Uśmiechnęła się. — Najgorsze było to, że ciebie przy mnie nie było.
— Aha, czyli mnie również chcesz wsadzić do psychiatryka?
I pobudka. Ten cudowny czas powrotu do szarej rzeczywistości. Bez niej, bez naszej przyjaźni. Bez nas. Jedynie z zagadką, z pojawiającymi się nagle różami. Zamknąłem jeszcze na chwilę oczy. Żeby jeszcze na chwilę ją zobaczyć. A wtedy poczułem, jak ktoś kładzie mi coś na dłoni. Otworzyłem oczy i zobaczyłem różę. Potem rozejrzałem się i zobaczyłem uciekającą kobietę. Wstałem natychmiast i zacząłem krzyczeć, by zaczekała. Kiedy myślałem, że ją dogoniłem i już chciałem powiedzieć, że nie powinna uciekać, okazało się, że za ścianą wcale nie była ona. Tylko stara firana. Oparłem się o ścianę i zsunąłem. Już mam dość. To dla mnie za dużo.
CZYTASZ
Zachowane róże
أدب الهواةMiłość boli, to prawda, ale utrata jej boli bardziej. Znacznie bardziej. Kiedy wszystko waliło się, tylko ona potrafiła mnie podnieść na duchu i sprawić, że walka z moją własną psychiką stawała się choć trochę przyjemniejsza. Lecz gdy jej zabrakło...