Prolog

5K 329 107
                                    

Znów to samo...

Ból.

Samotność.

Idę ulicą. Mijam ludzi, którzy nie zwracają uwagi ani na innych, ani na mnie. Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Zarzucam kaptur na głowę. Dochodzę do domu. Nikogo nie ma. Jestem sam. To moja wina. Idę do kuchni. Biorę ostry nóż kuchenny. Ruszam do swojego pokoju. Zamykam drzwi. Osuwam się po nich na podłogę. Nie powstrzymuję już łez.

Ból...

Samotność...

Żal...

Nienawiść...

Nienawiść...

Nienawiść...

To moja wina. To tylko moja wina. Mikaso, Arminie i moi przyjaciele. Przepraszam...

Otwieram oczy. Podsuwam rękawy bluzy. Przejeżdżam ostrzem po nadgarstkach prostą linią, przecinając tym samym żyły. To samo robię z drugą ręką. Coś ciepłego spływa po moich dłoniach.

Krew. Moja krew.

Nie wiem, ile minęło czasu, ale zaczyna boleć mnie głowa. Nie mogę złapać oddechu.

Duszę się.

Dlaczego się duszę? Byłem pewny, że po prostu stracę przytomność.

Jednak tak się nie dzieje. Nóż wypada mi z dłoni. Spoglądam na okno sąsiadujące naprzeciwko z moim. Mieszka tam chłopak, Jean, kilka lat starszy ode mnie. Przeważnie go nie ma, bo pracuje. Jednak on stoi w oknie, z szokiem malującym się na twarzy. Przy uchu chyba trzyma telefon. Prawdopodobnie z kimś rozmawia.

Dlaczego jest tak przerażony? Przecież mnie już zaraz tu nie będzie. Czemu się nie cieszy? Dlaczego w jego oczach widzę strach? Przecież to nie jego wina.

Uśmiecham się. Nie odwzajemnia uśmiechu. Słyszę trzask drzwi wejściowych, lecz nie zwracam na to uwagi. Patrzy na mnie. Odwzajemniam jego wzrok. Tonę w tych jego piwnych oczach. Serce mi wali jak szalone.

W końcu nadchodzi upragniona ciemność...

Help Me + two shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz