Rozdział 7

2.4K 200 23
                                    


-Eren?-pytam. Z mojej twarzy i głosu, nawet w takiej chwili, nie można wyczytać żadnych uczuć.
Nie odpowiada. W ułamku sekundy wyciąga zza paska nóż i...

...I rzuca się na mnie.Odskakuję z niedowierzaniem. Eren się  prostuje i odwraca w moją stronę. Podnosi rękę z nożem do góry, celując w moje serce. W ostatniej chwili blokuję jego rękę, dosłownie milimetr od celu. Ściskam w nadgarstku i wykrecam. Narzędzie wypada z jego dłoni. Obydwoje dyszymy ciężko, patrząc na siebie. Ja, z niedowierzaniem, on, z wściekłością.
Nagle jego włosy znów są takie jak dawniej, a i tęczówki wracają do swojego poprzedniego koloru. Zdążam zobaczyć jeszcze szok i ulgę w jego oczach, nim upada na podłogę nieprzytomny.
Zemdlał. Cholerny szczyl. Przecież go tak nie zostawię.
Kucam i biorę go na ręce jak jakąś księżniczkę. Nie jest taki ciężki jak się wydaje.
Ruszam z nim do mojego pokoju. Kładę go delikatnie na łóżku i przykrywam kocem.
Nachylam się nad nim. Mimo tego, co się przed chwilą wydarzyło, nie jestem na niego zły. Wyciągam rękę i delikatnie głaszczę go po policzku, zachaczając o kącik jego słodkich warg.
-Pomogę ci, szczylu...-szepczę i, nie mogąc się powstrzymać, składam na jego ustach delikatny pocałunek.

Eren

Au. Moja głowa. Podnoszę się do siadu.
Dopiero po chwili orientuję się, iż nie jestem w swoim pokoju.
Gdzie ja jestem?
Podnoszę się.
Rozglądam się. Jest tu bardzo czysto. Aż za bardzo. Unoszą lekko kąciki ust.
Pokój Levi'a.
Ale co ja tu robię? Przecież byłem...
Mój pokój. Mikasa. Armin. Levi. Levi!!!
Co ja zrobiłem?! Jeśli coś mu się stało, nie wybaczę sobie tego.
Levi, błagam, niech nic ci nie będzie.
Podnoszę się i wychodzę szybko z pokoju. Z dołu słychać, iż ktoś się tam krząta. Ruszam szybko w tamtym kierunku. Schodzę po schodach, błagając w myślach, by to był on, by nic mu nie było. Kieruje się w stronę kuchni, bo to z tamtą dochodzą odgłosy krzątaniny.
Nagle zamieram w pół kroku.
A jeśli on jest na mnie zły? A co jeśli coś mu jednak zrobiłem?
Potrząsam głową i ruszam w dalszą drogę. Zaglądam do wyżej wymienionego pomieszczenia. Jest. Stoi tyłem do mnie. Chyba robi herbatę.
Czuję ulgę, że nic mu nie jest. Wycofuję się po cichu, lecz, co było do przewidzenia, uderzam w krzesło, które upada z hukiem. Odwraca się, a ja napotykam wzrok kobaltookiego. Momentalnie do oczu napływają mi łzy.
-Eren-robi krok w moją stronę, a ja automatycznie się cofam.
-Przepraszam-nie powstrzymuję już łez, które spływają mi po policzkach. Levi zatrzymuje się z kamienną twarzą.
Nagle mój wzrok przyciąga postać Mikasy stojącej za Levi'm. Jest wściekła. Przed rzuceniem się na nas, powstrzymuje ją Armin.
-Dlaczego, Mikaso?-szepczę, lecz ona nie odpowiada, co było do przewidzenia.
-Dziękuję, Armin. Za wszystko.-kiwa głową ze smutnym uśmiechem.
-Nie martw się. Już nie wrócimy. Powedz mu o wszystkim. On na to zasługuje.-kiwam głową-Żegnaj przyjacielu.
Znikają. Tak po prostu. Byli i już ich nie ma.
-Żegnajcie-mówię i zerkam na mojego opiekuna, wycofując się z pomieszczenia.

-----------------------------------------------------

Przepraszam, za tak krótki rozdział, ale wiecie-szkoła. Kto wogóle wymyślił to więzienie? XD

Help Me + two shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz