Rozdział 4

3.1K 212 140
                                    

Eren

Idę pustym, ciemnym korytarzem. Zza ścian słychać krzyki, przez co przechodzą mnie dreszcze. Dochodząc do końca korytarza, widzę drzwi. Biorę wdech. Nienawidzę tu przychodzić. Otwieram je i wchodzę do zaciemnionego pomieszczenia. Znajduje się tu tylko jeden regał i drzwi po prawej stronie, prowadzące do pokoju rodem z ,,50 twarzy Graya", inaczej pokoju bólu, lub, jak kto woli, pokoju zabaw, czerwonego pokoju. Na środku pomieszczenia stoi biurko, za którym siedzi on. Erwin.

-Wzywałeś mnie.-mówię

Odrywa wzrok od dokumentów.Opiera się na na wygodnym, czarnym, skórzanym fotelu. Ręce splata na biurku. Nic nie mówi.

Staram się. Naprawdę się staram, ale, mimo iż już nieraz widziałem te jego pedofilskie brwi, to i tak one jako pierwsze przyciągają mój wzrok.

,,Pieprzone Brwi Zagłady"-myślę i uśmiecham się pod nosem.  I to jest mój błąd...

Levi

Ze snu wyrwał mnie krzyk. Podniosłem się i przetarłem twarz ręką. Dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie słyszałem. Zerwałem się z łóżka jak poparzony i wybiegłem z pokoju. Otworzyłem z trzaskiem drzwi do sypialni Erena. W pomieszczeniu panował półmrok, podbiegłem do chłopaka, rzucającego się po łóżku.

-Nie, nie, nie! Ja  nie chcę! Zostaw mnie!

-Eren-potrząsnąłem chłopakiem-Eren, obudź się.

Dzieciak zerwał się do siadu, błądząc rozbieganym wzrokiem po pomieszczeniu.

-Szczylu...-położyłem mu rękę na ramie. Początkowo odskoczył, lecz po chwili wtulił się we mnie. Po chwili usłyszałem cichy szloch.

-Już dobrze, to tylko sen...-głaskałem go po plecach.

''Time skip''

Eren

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Przeciągnąłem się, mrucząc jak kot. Usiadłem i rozejrzałem się po pokoju, nie wiedząc gdzie jestem. Po chwili mój umysł zalały wspomnienia. Szybko sięgnąłem po zeszyt, aby wszystko zapisać. Opisałem tam wszystko.

28 wrzesień

Levi. Droga do jego domu. Dom. Pokój. Kolacja. Sen. Levi...

Przytulałem się do niego i płakałem jak małe dziecko. Jak bachor, za którego mnie uważa.  Nie pamiętam, co było dalej, ale chyba usnąłem.

Powinienem wziąć prysznic-myślę.

Wstaję i kieruję się do łazienki.Zatrzymuję się przed wielkim lustrem i nieruchomieję. 

Jestem pewny, że kładłem się spać tylko w bokserkach, więc dlaczego mam na sobie szare spodnie dresowe? Zdejmuję je i rumieńce wypływają mi na twarz, gdy widzę nie swoje bokserki na swoich biodrach. 

Czyżby Levi mnie przebrał?

-Nie, debilu-mówię i potrząsam głową-A nawet jeśli, to co z tego? Macie to samo.

Po szybkim prysznicu, wracam do pokoju. Ubrałem swoje ubrania, które, o dziwo, nie leżały tam, gdzie je wczoraj zostawiłem, ale ułożone leżą na krześle. Zszedłem na dół, czując pyszny zapach naleśników. Po kuchni krzątał się mój nowy opiekun.

Witam się i, wedle rozkazu, rzuconego przez Levi'a w odpowiedzi, siadam do stołu. Po kilku minutach znudziło mi się siedzenie i patrzenie na niego.

-Mogę ci w czymś pomóc?-pytam niepewnie.

Nie odpowiada, lecz, po chwili, stawia przede mną  parujący talerz z jedzeniem i sam zasiada naprzeciwko mnie. 

Nie mając odwagi, by na niego spojrzeć, nie podnoszę głowy, wbijając swój wzrok w talerz. Czuję na sobie jego przeszywające spojrzenie, na co lekko się rumienię. 

Po zjedzonym, w ciszy, śniadaniu, chcąc jakoś pomóc, zabrałem naczynia i schowałem je do zmywarki.

-Jak się czujesz?-słyszę.

Lekko się spinam.

-Chodzi ci o moją chorobę, czy o to, co się stało w nocy?-pytam

-O to i o to.

-Leki, podane w...-nie mogę wydusić z siebie tego słowa-...tam, jeszcze działają. A jeśli chodzi o tamto, już lepiej. Przepraszam, że cię obudziłem.-dodaję po chwili.

-Nie przepraszaj. Każdego dręczą koszmary.-mówi i milknie.

Odwracam się zaskoczony. Czyżby on też...
-Zaraz jadę do pracy-nieruchomieję-zwolnię się szybciej i pojedziemy na zakupy. Trzeba ci kupić ubrania i bieliznę.
Znów czuję, że się rumienię, więc szybko odwracam się, aby tego nie zauważył.
-Nie mam pieniędzy-mówię cicho.
-Tsh...przecież wiem. Ja płacę.
Odwracam się szybko.
-Nie-mówię twardo-nie trzeba.
Nie chcę, aby wydawał na mnie pieniądze, już i tak wiele dla mnie zrobił.
W odpowiedzi znów otrzymuję prychnięcie.
-Wiem, że nie muszę.
Spuszczam głowę.
Nagle wstaje i udaje się do korytarza. Ubiera buty oraz kurtke i wychodząc mówi:
-Nie nabrudź, szczylu.
Znika za drzwiami. Po chwili słyszę odgłos odjeżdżającego samochodu i cisza.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, siadam w salonie na kanapie i i włączam telewizor. Przelatuję po kanałach, lecz nic nie przyciąga mojego wzroku, więc wyłączam go i kieruję się do pokoju. Siadam na podłodzę i wpatruję się w okno.

-Eren...


____________________________________________________________

Przepraszam za tak długą  nieobecność. Mimo że rozdział był już dawno napisany, nie miałam czasu go wrzucić. Jestem w 3 klasie gimnazjum, a niedawno były próbne egzaminy, a teraz trzeba jeszcze popoprawiać niektóre oceny przed świętami. Bardzo przepraszam tych, którzy czytają te moje wypociny, a przede wszystkim moją przyjaciółkę, Niunie 12, która cały czas, w szkole i na podwórku, mi truła, abym wreszcie coś wrzuciła.

Mam do was małe pytanko. 

Czy mam dalej pisać to opko? Bo uważam, że nie ma sensu pisać dalej, jeśli nikomu (nie licząc ciebie Justyna :)) się to nie podoba. Tak więc prosiłabym o szczerą odpowiedź, jeśli w ogóle ktoś to czyta.  

Help Me + two shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz