11. Fire Away

451 19 4
                                    

To właśnie w takie dni — bezczynne, nudne i spokojne — przypominam sobie o mamie najbardziej. Nie dlatego, że moje dni z nią takie były. O mój Boże, to kompletne przeciwieństwo tego, co działo się przez najgorsze trzy miesiące mojego życia! Przypominają mi mamę dlatego, że ona uwielbiała takie dni. Wtedy zawsze tańczyła po domu do czego również mnie zachęcała, sprzątałyśmy razem w akompaniamencie muzyki, potem grałyśmy w szachy albo wychodziłyśmy na długie spacery i opowiadałyśmy sobie o wszystkim. Takich dni brakuje mi najbardziej. Jednak nic straconego! W końcu cały czas mogę widywać się z mamą i jej się wyżalać. No, może nie do końca z mamą, a raczej kamienną płytą i jej zdjęciem, ale świadomość tego, że jest gdzieś tam na dole i może mnie słyszy, jest pocieszająca.

Westchnęłam ciężko.

Kogo ja próbuję do chuja okłamać? Ona mnie nie słyszy, a gadanie do tego pierdolonego nagrobka to jakaś paranoja. 

A mimo to cały czas tam jeżdżę, by posiedzieć i pomyśleć. I tylko tyle. Nie odmawiam modlitw, bo tak naprawdę co one dają? Jeśli Bóg — gdyby istniał — uznałby moją mamę z jakiegoś powodu za grzeszną, to moje jebane modlitwy niewiele by pomogły.  

— No i co, mamo? Dobrze ci się leży? — powiedziałam, patrząc na grób. — Bo ja tu na ziemi bawię się zajebiście.

Z boku wyglądałam zapewne jak psychopatka.

— Wiesz, ostatnio przyczepił się do mnie taki jeden gość. Zapewne go nie znasz, ale nie masz czego żałować. Gdybym miała wybór, też nie chciałabym go znać. Ale jednak znam i wiesz co? — Westchnęłam głośno i spojrzałam na swoje palce, którymi się cały czas bawiłam. — Całkiem... całkiem dobrze się z nim czuję. To fakt, jest głupi i irytujący, a jego próby flirtowania są żałosne — parsknęłam śmiechem na wspomnienie naszej pierwszej prawdziwej rozmowy — ale w jakiś sposób sprawia, że się uśmiecham i... Gdybyś tu była, wszystko byłoby łatwiejsze!

Zacisnęłam szczękę i pięści. Nie zamierzałam płakać — ja nie płaczę.

— Chyba już pójdę — powiedziałam i szybko wstałam z ławki. — Kocham cię.

Potem odwróciłam się i poszłam. Było już późno, bo wolałam odwiedzać mamę w wieczornych godzinach. Nie bałam się ciemności, ale myśl o tym, że jestem sama na ciemnej ulicy nie napawała mnie optymizmem, dlatego szybko przemierzyłam drogę na przystanek. Cholera, muszę w końcu zrobić prawo jazdy. 

Spojrzałam na rozkład jazdy.

— Zajebiście — westchnęłam zdenerwowana. Mój autobus przyjedzie dopiero za czterdzieści minut, a mi nie opłaca się tu tyle siedzieć. Gdybym nie pokłóciła się z Ronem to zadzwoniłabym do niego, by po mnie przyjechał. Ewentualnie mogłam poprosić o to Zayna, ale nie chciałam do niego dzwonić.  Dlatego postanowiłam zrobić sobie spacerek. 

Kilka minut później zadzwonił mój telefon. Zayn. Chyba przyciągnęłam go swoimi myślami.

— Gdzie jesteś? — zapytał rozbawionym i trochę zmartwionym tonem.

— Dlaczego pytasz? — odpowiedziałam pytaniem. 

— Bo chciałem cię odwiedzić, ale ty nie odbierałaś, więc sam przyjechałem i teraz siedzę z twoim tatą.

Zmarszczyłam brwi i stanęłam gwałtownie.

— Przyjechałeś do mnie? I teraz gadasz sobie z moim ojcem?

Nie powinien do mnie przychodzić, kiedy tylko ma na to ochotę. 

— To właśnie powiedziałem. — Jestem pewna, że teraz na jego ustach malował się ten charakterystyczny uśmieszek. 

Song about you | Zayn Malik  // ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz